wtorek, 28 lutego 2012

Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza - Robert M. Wegner - przedpremierowa recenzja z portalu Fantasta.pl

Kto jest najbardziej znanym polskim pisarzem fantasy? Albo inaczej, kto z polskich pisarzy fantasy odniósł największy sukces komercyjny? Odpowiedź na to pytanie nie powinna nastręczyć specjalnych trudności, gdyż nawet osoby nie interesujące się specjalnie tym gatunkiem z dużym prawdopodobieństwem wskażą Andrzeja Sapkowskiego. Co by o nim nie mówić i nie myśleć, odniósł sukces. A że odniósł go, tworząc literaturę na naprawdę wysokim poziomie, to chyba nawet lepiej. Tylko dlaczego piszę o Sapkowskim, w momencie kiedy powinienem się zająć pierwszą pełnowymiarową powieścią Roberta M. Wegnera? Ano dlatego, że nasuwają się tu pewne skojarzenia. Nie, bynajmniej nie w sferze merytorycznej – tu autorowi Opowieści z meekhańskiego pogranicza znacznie bliżej choćby do Feliksa Kresa. Świat Sapkowskiego pełen był magii i specyficznego uroku, jednak to raczej fantasy „klasyczne”, sięgające do typowych dla tej konwencji elementów i wykorzystujące je w fabularnej grze pełnej kulturowych nawiązań, wchodzące w specyficzną grę z czytelnikiem. Czytając Sagę o Wiedźminie, ciągle słychać w tle ironiczny śmiech jej autora. Z Kresem i Wegnerem sprawa ma się zupełnie inaczej – to fantastyka dużo bardziej na poważnie, raczej odchodząca od wizji fantasy jako gatunku „o elfach i krasnoludach”, a kierująca się w stronę quasi-średniowiecznych historii o ludziach. Jasne, jest tam magia, są inne rasy, ale to nie one są sednem settingu. Skąd w takim razie te skojarzenia? Ano choćby stąd, że tak Sapkowski, jak i Wegner przechodzą podobny „pisarski szlak bojowy”. Obaj zaczynali od publikowanych w czasopismach opowiadań, obaj wydali wreszcie po dwa ich zbiory, świetnie zresztą przyjęte, obaj zostali nagrodzeni Nagrodą im. Zajdla, obaj wreszcie postanowili wykorzystać nakreślony przez siebie świat, tworząc wreszcie pełnowymiarową powieść, przechodzącą potem w cykl. O Sapkowskim trudno mi się wypowiadać, mam do jego twórczości niemały sentyment. Dość powiedzieć, że Krew elfów, choć minimalnie słabsza niż opowiadania, prezentowała poziom znacznie wyższy niż późniejsze tomy Sagi o Wiedźminie. A jak udało się Wegnerowi?



Niebo ze stali wciąga. To pierwszy, bardzo mocny argument, który powinien uspokoić wszystkich tych, którzy obawiali się o formę autora Opowieści z meekhańskiego pogranicza w konfrontacji z powieściową formą. Ci, którzy dali się porwać surowemu klimatowi Północy i szukają odpowiedzi na pytania o napiętą sytuację na Wschodzie z pewnością nie będą zawiedzeni. Powieść mogłaby spokojnie nosić tytuł „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północy wschód” i wszystko by się zgadzało. Brak tu bowiem wyraźnych nawiązań do Południa czy Zachodu, jednak myślę, że prędzej czy później one się pojawią. W warstwie fabularnej mamy zatem żywe, przekonujące fantasy o zacięciu militarnym, ze sporą domieszką magii i gry wywiadów – wszystko to oplecione wokół wydarzeń nakreślonych we Wschodzie. Tu jednak zaczynają się schody. Do tej pory bowiem najsilniejszymi punktami prozy Wegnera było mistrzowskie opanowanie krótkiej formy z umiejętnym rozłożeniem akcentów, stopniowaniem napięcia, świetnymi dialogami i subtelną, sukcesywną prezentacją świata wydarzeń połączoną z wykorzystaniem zmieniających się scenerii i konwencji. Problem polega na tym, że w Niebie ze stali wyraźnie brakuje tych ostatnich punktów. Przez ¾ powieści obserwujemy postacie i scenerię, które są nam już w zasadzie znane z opowiadań. Dopiero pod koniec pojawia się coraz więcej rzeczy nowych i nieznanych. To ograniczenie ilości „literackiej etnografii” działa niestety in minus. Drugą, dość problematyczną rzeczą, jest jeszcze chyba nienajlepsze wyczucie powieściowych proporcji. Czasem można odczuć przesyt operowania niektórymi motywami, a pewne sceny ciągną się niemal w nieskończoność. Tym bardziej, że mniej jest tego, co zwykle dynamizuje lekturę, a mianowicie dialogów. Na szczęście te, które na stronach Nieba ze stali się pojawiają, są naprawdę wysokiej klasy. Najsilniejszy punkt tej powieści stanowią jednak wyśmienite sceny. Jest tu kilka fragmentów, które zawierają wszystko, co powinna zawierać wzorcowa scena literacka – scenerię, napięcie, bohaterów, dialog, treść, podtekst. To właśnie dla takich fragmentów chce się czytać dalej, szukać ich jak pereł, to dzięki nim lektura tak skutecznie wciąga. Wegnerowi należą się w tej materii ogromne brawa i uznanie, pokazuje bowiem niemały talent pisarski, który zasługuje na to, aby go docenić.

Niebo ze stali przyciąga czytelnika tym co już znane, co zdobyło uznanie wcześniej. Wegner prezentuje nowe elementy świata znacznie oszczędniej i skupia się na wąskim jego wycinku. Oczywiście, mamy świadomość, że obserwowane wydarzenia są jedynie wąskim fragmentem wielkiej całości. W pewnym momencie można wręcz nabrać przekonania, że świat powieści stanął na krawędzi wydarzeń na skalę znacznie przekraczającą pojmowanie większości jej bohaterów – pewne podobieństwa z cyklem Eriksona są zatem coraz bardziej widoczne. Czasem zamajaczy też lekko Martin (choć może to tylko moje, subiektywne wrażenie), jednak to bynajmniej nie przeszkadza. Przede wszystkim to jednak żywa, nieźle poprowadzona fabularnie militarna fantasy pełna świetnych scen i niezłych dialogów, nasycona do pewnego stopnia refleksjami historiozoficznymi dotykającymi zagadnień terytorializmu. Jest tu też sporo magii, choć mam wrażenie, że to akurat nie jest wyjątkowo silny punkt pisarstwa Wegnera. Znacznie lepiej daje on sobie radę z batalistyką, a sceny bitewne zajmują znaczną część objętości książki.

Pierwsza pełnowymiarowa powieść osadzona w uniwersum Opowieści z meekhańskiego pogranicza robi bardzo dobre wrażenie. Co prawda brakuje tu kilku elementów, które stanowiły o wartości opowiadań Wegnera, z drugiej jednak strony otrzymujemy mnóstwo tego, co czytelnicy w nich polubili – klimatu gór i stepów, Czerwonych Szóstek, Szczurów, Verdanno i potyczek z Se-kohlandczykami, spisków, polityki, dziwnej magii, wreszcie tajemnic, honoru i zemsty. I nawet jeśli można słusznie czuć pewien niedosyt, należy przyznać, że miłośnicy talentu Wegnera dostali w zasadzie to, czego chcieli. Bo to przede wszystkim do nich adresowane jest Niebo ze stali. Obawiam się, że bez znajomości opowiadań powieść może stracić trochę swojego uroku – tym bardziej, że fabularnie jest ona bezpośrednio w nich zakorzeniona. Teraz pozostaje tylko czekać na kolejny tom Opowieści… sięgający do wątków zapoczątkowanych w Południu i Zachodzie. Wydaje mi się, że ze wszech miar warto. Niebo ze stali, mimo iż nie pozbawione wad, jest książką, obok której żaden miłośnik fantasy nie powinien przejść obojętnie. Ja Robertowi M. Wegnerowi mocno kibicuję - jego proza trafia do mnie, dając dokładnie to, czego oczekuję od fantasy – dużo akcji, świetne pióro, sceny, które długo się pamięta, bohaterów, z którymi można się zżyć i to trudno uchwytne coś, sprawiające, że chcemy do danego neverlandu wracać. A na pogranicza Imperium meekhańskiego wrócę z wielką przyjemnością, tak jak teraz. 

5/6

Bardzo dziękujemy wydawnictwu Powergraph za udostępnienie przedpremierowego egzemplarza recenzenckiego. 

15 komentarzy:

  1. Tego właśnie trochę się obawiałem. W opowiadaniach, z uwagi na objętość, działo się szybko, a w tomach z uwagi na ilość opowiadań działo się dużo. Teraz mamy kilkaset stron jednej historii.

    Nie to, żebym marudził - przeczytam na pewno i wtedy wydam werdykt. Po prostu jest pewna obawa i przyzwyczajenie do formy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i weź tu człowieku pochwal książkę, wymieniając przy tym jej wady;) Co zaś do jednej historii... nie chcę spojlerować, więc napiszę bardzo oszczędnie: wątków jest kilka - Verdanno, dziewczyny z czaardanu Laskolnyka, Szóstki, plus jeszcze parę "dziwnych" rzeczy - no i polityka. Na pewno nie jest to zatem powieść jednowymiarowa.

      Usuń
  2. Ech...i widzę, że kuleje to, co dla mnie stanowiło centrum. Nie zachwycała mnie u Wegnera tak bardzo akcja, jak właśnie zróżnicowana sceneria, rozdźwięki między kulturami itp. itd. Można to uznać niby za tło, ale w dobie dominacji ksiażek fabryki słów, gdzie każda pozycja to wyłącznie akcja i jeszcze raz akcja, brakowało mi dopracowanego świata fantasy, który można by było powoli zgłębiać. Nie mniej jednak nie wątpię w to, że Wegner jest dobrym pisarzem i szykuję portfel na zakup tego cuda :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scenerie są, i są piękne - oddanie kontrastu miedzy kulturami tez tam jak najbardziej jest. Tyle, ze raczej eksplorowane jest to, co było w Północy i Wschodzie, niż dodawane coś nowego. Jak pisałem: Szostek, Verdanno i Se-kohlandczyków jest tam pod dostatkiem :)

      Usuń
    2. No, a tym czasem mnie najbardziej zafascynowało Południe :P Ale wierzę, że jeszcze pisarz do niego powróci.

      Usuń
    3. Nie ma innej opcji. Za dużo pootwieranych wątków, żeby choćby myśleć o tym, ze nie zostaną wykorzystane.

      Usuń
  3. Przyznam szczerze, że tak tylko omiotłam wzrokiem Twoją opinię, bo nie mogę się doczekać, kiedy sama przeczytam tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze wtedy tez się tu wypowiesz!

      Usuń
    2. Na pewno w takim razie, podrzucę Ci linka do swoich przemyśleń ;)

      Usuń
    3. No i po lekturze :) Duże wrażenie na mnie wywarło "Niebo ze stali", bo Wegner świetnie operuje słowem, opisów zupełnie nie odczuwałam, jako dłużyzn. I co najważniejsze mam wrażenie, że Wegner doskonale wie dokąd zmierza :) Więcej u mnie, zapraszam :)

      Usuń
  4. przeczytałem parę dni temu, moje odczucia mniej więcej zbliżone. Co ciekawe, ja również nie mogłem się powstrzymać od porównania z Kresem, choć akurat o Sapku nie pomyślałem. Sapkowski to dobry wstęp do literatury Kres/Wegner. Jedyna słabość jaką wypatrzyłem to parokrotne zwolnienia akcji, niezawinione i niepotrzebne dłużyzny. Dałoby się wyciąć z 30 stron i nadal byłoby super ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wegner zaczyna (jako pisarz) trochę podobnie do Sapka, ale stylistycznie to są dwie inne bajki. Co zaś się tyczy wycinania: może niekoniecznie od razu wycinać, ale trochę inaczej rozłożyć akcenty. No ale od tego jest już autor.

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  5. Zważając na to, że Wegner to nadal raczkujący autor (no, może już zaczyna stawać na nogi), to powiedziałabym, że idzie mu genialnie. Nie powiedziałabym, że są spowolnienia, fakt, dzieje się wolniej, niż w opowiadaniach, ale to narzuca forma literacka. Zresztą, takich spowolnień życzyłabym większości autorów...
    Osobiście nie lubię robić porównań, autor to autor, chyba, że żywcem, bezczelnie czerpie z poprzedników, a akurat o to Wegnera posądzać nie można.
    Mi również brakowało w "Niebie ze stali" nawiązań do Południa i Wschodu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...