poniedziałek, 22 stycznia 2018

Hawkeye – Lekkie trafienia – Matt Fraction, David Aja, Steve Lieber, Jesse Hamm, Franceso Francavilla - komiksowa recenzja z Szortalu

Pieskie życie

Gdy recenzowałem pierwszy tom „Hawkeye’a” autorstwa Matta Fractiona i Davida Aji, zwracałem uwagę na znakomity, oryginalny sposób, w jaki potraktowali tak bohatera, jak i samą konwencję superbohaterską. Zdobyli zresztą za to w pełni zasłużone laury, w postaci nagród Harveya i Eisnera. Okazuje się jednak, że ci, którzy myśleli, że nie da się popchnąć tej wizji jeszcze dalej mylili się… i to bardzo.

Dla przypomnienia – „Hawkeye” duetu znanego z „The Immortal Iron Fist” skupiał się na perypetiach Clinta Bartona… w „wolnym czasie”. Takie przewrotne podejście do codziennego życia uzbrojonego w łuk i strzały Avengera okazało się strzałem w dziesiątkę. Pierwszy tom serii nie tylko intrygował dekonstrukcją schematu komiksu superbohaterskiego, ale przede wszystkim czarował lekko komediowym zacięciem, przy jednoczesnym położeniu sporego nacisku na warstwę obyczajową. Gdy dołożono do tego niezłą, lekko kryminalną intrygę i charakterystyczną kreskę Aji, powstał komiks, który z miejsca zaskarbił sobie sympatię publiczności i krytyków. „Lekkie trafienia”, druga odsłona cyklu, jest utrzymana w podobnym klimacie. Fraction znakomicie robi tu (co najmniej) trzy rzeczy. Po pierwsze, nadal pogłębia postać głównego bohatera. Pokazuje Clinta nie tylko jako zwykłego kolesia z sąsiedztwa, który nawet po oderwaniu się od swoich codziennych, „superbohaterskich”, obowiązków okazuje się pomocnym człowiekiem, chcącym zatroszczyć się o lokalną społeczność, ale także jako faceta, który nie do końca radzi sobie z sytuacjami, w które się wplątał. Zatargi z mafią, wyjątkowo popaprane życie osobiste, nietypowy status w Avengers (wszakże jest jednym z niewielu członków tej grupy, który nie ma żadnych nadnaturalnych zdolności) – wszystko to składa się na obraz kogoś, kto ma nie do końca z górki. Po drugie, buduje wokół powyższego naprawdę fajną fabułę – pozornie prostą, korzystającą z figury femme fatale, sięgającą do komedii pomyłek, świetnie współgra z zasadniczym rysem bohatera. Po trzecie wreszcie, bardzo konsekwentnie trzyma się niebanalnej formy. O tym jednak przyjdzie mi jeszcze napomknąć przy okazji pisania o oprawie graficznej. Ponadto bardzo ważne są postacie drugoplanowe: zarówno sąsiedzi Clinta, jak i (a może przede wszystkim) kobiety. Oprócz będącej tu raczej na drugim planie Kate Bishop rolę do odegrania mają Natasza Romanowa, Bobbi Morse i Jessica Drew… no i oczywiście tajemnicza Penny, współwinna kłopotów, w jakie wpada nasz bohater. „Lekkie trafienia” nie mogłyby się obyć bez kilku gościnnych występów: poza wspomnianymi już paniami na arenie wydarzeń pojawiają się m.in. członkowie Avengers czy co bardziej prominentni przedstawiciele marvelowskiego półświatka jak Kingpin czy Owl.

Pisałem już o doskonałej oprawie graficznej tego komiksu. Zeszyty narysowane przez Franceso Francavillę, Steve’a Liebera i Jessego Hamma są całkiem niezłe. Ale to, co wyczynia w „Hawkeye’u” David Aja to po prostu mistrzostwo świata. Surowa kreska, często stosowane nietypowe kadrowanie (np. plany przypominające grę komputerową, niewielkie ujęcia „poklatkowe”) operowanie białą przestrzenią na planszy, a także świetne, minimalistyczne kolorowanie będące dziełem Matta Holligswortha – wszystko to składa się na komiks, który wygląda po prostu fenomenalnie.

We wstępie wspomniałem, że na stronach „Lekkich trafień” autorzy poszli jeszcze dalej niż dotychczas. Wisienką (truskawką?) na torcie jest tu zeszyt #11 – ten, za który Fraction i Aja zgarnęli w 2014 nagrody Eisnera i Harveya za najlepszy pojedynczy zeszyt. To bowiem ni mniej, ni więcej tylko historia opowiedziana z perspektywy psa. Zarówno pomysł, jak i wykonanie są tu absolutnie mistrzowskie. Pokazują bowiem dobitnie, że nawet w dziedzinie sztuki tak dojrzałej jak komiks (szczególnie ten superbohaterski) wciąż jest miejsce na niekonwencjonalne, atrakcyjne rozwiązania formalne.

Po „Lekkie trafienia” warto sięgnąć choćby dla wspomnianego powyżej fragmentu. Myślę jednak, że album ten (a właściwie szerzej – cała seria) ma do zaoferowania znacznie więcej. Przede wszystkim zaprezentowano w nim  na tyle niebanalne podejście do konwencji, że z powodzeniem mogą po niego sięgnąć czytelnicy niespecjalnie przepadający za trykociarstwem. Ci zaś, którzy nie mają nic przeciwko facetom w rajtuzach i pannom w spandeksie, mogą popatrzeć na swoich ulubionych bohaterów z nieco innej perspektywy. Wydanie tej serii uważam za jedno z najlepszych wydawniczych posunięć Egmontu w 2017r. Nawet jeśli nie ze względów komercyjnych, to na pewno artystycznych.


Tytuł: Lekkie trafienia
Seria: Hawkeye
Tom: 2
Scenariusz: Matt Fraction
Rysunki: David Aja, Steve Lieber, Jesse Hamm, Francesco Francavilla
Kolory: Matt Holligsworth
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: Hawkeye: Little Hits (Hawkeye #6-11)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: październik 2017
Liczba stron: 132
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-1949-9

piątek, 19 stycznia 2018

Jessica Jones: Alias, tom 4 – Brian Michael Bendis, Michael Gaydos, David Mack i inni - komiksowa recenzja z Szortalu

Purpurowe demony przeszłości

Wreszcie się doczekaliśmy – przed nami czwarta odsłona „Aliasa”, czyli finałowy tom doskonałej serii autorstwa Briana Michaela Bendisa. Ci, którzy poznali postać Jessiki Jones poprzez serial Netflixa, wreszcie dostaną szansę skonfrontowania go  historią, która posłużyła za jego kanwę. Na szczęście jednak komiksowy oryginał różni się nieco od adaptacji z małego ekranu.

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Uncanny X-Men: Kontra SHIELD – Brian Michael Bendis, Chris Bachalo, Kris Anka - komiksowa recenzja z Szortalu

Wojna to czas wyznań

W przypadku superbohaterskich tasiemców często bywa tak, że co jakiś czas następuje lekkie zmęczenie materiału. Historia toczy się swoim rytmem, a scenarzyści wysilają się, by uczynić poszczególne tomy (bo już raczej nie zeszyty) w jakikolwiek sposób różnymi od siebie. Lektura czwartego tomu „Uncanny X-Men” kazała mi się zastanowić, czy faktycznie istnieje potrzeba jakiejś regularnie pojawiającej się kody, większego „bum”, które miałoby skupić uwagę czytelnika lub… wyrwać go z marazmu.

piątek, 12 stycznia 2018

Hulk. Koniec i inne opowieści – Peter David, Joe Keatinge, George Pérez, Dale Keown, Piotr Kowalski - komiksowa recenzja z Szortalu

Sałata Marvela


Gdy myślimy o najbardziej ikonicznych postaciach uniwersum Marvela, jest niemal pewne, że wśród nich wymienimy Hulka. Potężny, niemal niemożliwy do pokonania olbrzym stał się jedną z wizytówek wydawnictwa już od swojego debiutu w 1962r. Przez lata przyzwyczailiśmy się jednak, iż historie z Hulkiem w roli głównej często sprowadzały się do mniej lub bardziej efektownej rozwałki. Od połowy lat osiemdziesiątych obserwujemy jednak jego ewolucję. Scenarzyści zaczęli dostrzegać ogromny potencjał tkwiący w Hulku/Brusie Bannerze, pozwalający wykroczyć poza proste portretowanie go jako komiksowej wersji doktora Jekylla i pana Hyde’a. We wrześniowej propozycji z linii Klasyka Marvela Egmont zaproponował przegląd kilku poświęconych tej postaci miniserii, w których popularna „Sałata Marvela” pokazana jest z nieco bardziej złożonej, poważniejszej strony.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Lanfeust z Troy Tom 1 – Christophe Arleston, Didier Tarquin - komiksowa recenzja z Szortalu

Magiczna kość (niezgody)

Mało która europejska seria komiksowa zdobyła popularność porównywalną z „Lanfeustem z Troy”. Można uznać ją wręcz za modelowe frankofońskie fantasy – lekkie i malownicze. Świat Troy, w którym każdy ma jakiś magiczny (mniej lub bardziej przydatny) talent, stał się ostatecznie areną wielu serii, składających się w sumie na kilkadziesiąt (!) albumów. W tym roku Egmont postanowił przypomnieć to uniwersum polskim czytelnikom w formie edycji zbiorczych. Wydany kilka miesięcy temu prequel zatytułowany „Zdobywcy Troy” spotkał się z dość mieszanym odbiorem. Tym razem jednak dostajemy pierwsze wydanie zintegrowane zasadniczej serii, zbierające cztery pierwsze albumy „Lanfeusta z Troy”.

piątek, 5 stycznia 2018

Grzech pierworodny: Thor i Loki. Dziesiąty świat – Jason Aaron, Al Ewing, Simone Bianchi, Lee Garbett - komiKsowa recenzja z Szortalu

Z rodziną najlepiej wychodzi się…

Miłośnicy amerykańskiego komiksu superbohaterskiego przyzwyczaili się już, że cykl wydawniczy (szczególnie Marvela) toczy się od eventu do eventu. A każdy taki event wiąże się z mnóstwem pobocznych serii, miniserii, pojedynczych wydań specjalnych i innych fajerwerków, mających na celu maksymalnie wydrenować kieszenie fanów. Polskę takie praktyki dotąd raczej omijały (z nielicznymi wyjątkami). W przypadku „Grzechu pierworodnego” Egmont postanowił jednak uzupełnić główną serię dwoma tomikami pokazującymi wątki poboczne opowieści o śmierci Watchera. Pierwszą z nich jest „Thor i Loki. Dziesiąty świat”.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Saga. Tom siódmy - Brian K. Vaughan, Fiona Staples - komiksowa recenzja z Szortalu


Nadchodzi noc komety


Być może się powtarzam, ale „Saga” Briana K. Vaughana i Fiony Staples jawiła mi się zawsze jako klasyczny komiksowy tasiemiec. Jak mało który tytuł ucieleśnia (nieco upraszczające) tłumaczenie terminu „space opera” jako „opera mydlana w kosmosie”. Jest bowiem przede wszystkim (nomen omen) rodzinną sagą, rozciągniętą w czasie i przestrzeni. Na szczęście jednak chce się ją czytać, a na każdy kolejny album czeka się z niecierpliwością.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...