piątek, 2 grudnia 2016

Jessica Jones: Alias, tom 2 - Brian Michael Bendis, Michael Gaydos, David Mack - komiksowa recenzja z Szortalu


Śledztwo na prowincji

Pierwszy tom napisanej przez Briana Michaela Bendisa serii Jessica Jones: Alias wywarł na mnie znakomite wrażenie. Przywoływał tę mniej kolorową, przyziemną stronę uniwersum Marvela. Jest to z jednej strony komiks utrzymany w duchu najlepszych pozycji z „mrocznej ery komiksu”, z drugiej zaś ze wszech miar współczesny, bardzo luźny a jednocześnie znakomity formalnie. Amerykański scenarzysta dokonuje na jego stronach swoistej dekonstrukcji kolorowego wizerunku uniwersum prowadzonej od wewnątrz… ale nie do końca. W tym sensie Alias stanowi znakomity przykład możliwości, jakie stworzyło twórcom powstanie imprintu Marvel MAX. Możliwość złamania utartych schematów, zakwestionowania konwencji czy odrzucenia oczekiwanej w regularnych seriach poprawności, zaskutkowała powstaniem tak udanych tytułów jak ten.


Historia zajmująca przeszło połowę drugiego tomu komiksowej Jessici Jones oparta jest na jednym z pierwszych pomysłów, jakie przyszły Bendisowi do głowy, gdy rozpoczynał pracę nad tą serią.Zasadniczy koncept jest banalnie prosty: poszukiwania zaginionej nastoletniej dziewczyny gdzieś na amerykańskiej prowincji. Ważną rolę odgrywa tu nieco sztampowy i (wydawałoby się przewidywalny) obraz tła: patologiczna rodzina, ksenofobiczna, antymutancko nastawiona społeczność lokalna, klasyczny obraz małego miasteczka z lokalnym szeryfem, prasą, lokalnym liceum itp. Sama detektyw Jones wnosi tu swoją obecnością sporo zamieszania, tym bardziej, że już przed jej przybyciem w lokalnej prasie pojawia się informacja, iż przybędzie ona do (anonimowego) miasteczka. Śledztwo toczy się powoli – może bez karkołomnych twistów, ale niewątpliwie połączenie klimatu „zadupia” i konfrontacja Jessici z tym otoczeniem wypada bardzo ciekawie. Znakomite wrażenie robi sposób, w jaki autorzy wpletli w warstwę graficzną fenomenalne, niezwykle nastrojowe kolaże Davida Macka – stanowią one integralną cześć całej opowieści i bliskie są w duchu pracom, które można było zobaczyć w poprzednim wydaniu zbiorczym. I mimo, że nie jest to najlepszy z dotychczas opublikowanych epizodów z życia agencji Alias, niewątpliwie jest to niezła historia.


Taka ocena może jednak wynikać z faktu, że dwa fragmenty zamykające drugi tom prezentują się wręcz fenomenalnie. Pierwszy, to pozornie błaha opowieść o pozornie zwykłej randce pozornie zwykłych ludzi – Jessici Jones i Scotta Langa (tak, tego Scotta Langa, który znany jest tez jako Ant-Man). Świetny fragment o tym jak trudno zbudować zaufanie i nić porozumienia między wyjątkowymi postaciami i ile wysiłku czasem wymaga, by w ogóle wejść w relację z drugim człowiekiem. Jednocześnie Bendis pokazuje, że w uniwersum Marvela niezwykłość powszednieje. Niby nie ma w tym epizodzie (zeszyt #15) niczego zwalającego z nóg oryginalnością, a jednak robi kapitalne wrażenie budując klimat Aliasa.

Równie wysoki poziom prezentuje epizod (oparty na zeszycie #10) zamykający drugi tom zbiorczy. Wykorzystując zupełnie inną niż reszta serii koncepcję graficzną jest w zasadzie niczym innym, jak zapisem dwóch rozmów toczonych w redakcji Daily Bulge przez Jonaha J. Jamesona, a dotyczących intrygującego zlecenia dla prowadzonej przez bohaterkę agencji. Po raz kolejny widać fenomenalny talent Bendisa do opowiadania historii – w tym przypadku niemal wyłącznie za pomocą dialogu, bez żadnych komentarzy, didaskaliów itd. Kolejny znakomity, wysmakowany fragment - co cieszy, biorąc pod uwagę, iż zapoczątkowany tu wątek znajdzie swoje rozwiniecie w kolejnych zeszytach serii.

Jak zwykle godna uznania jest też strona graficzna. Wspomniałem, że nieco wyróżniają się rysunki z zeszytu #10 – faktycznie, są to przykłady raczej obrazów, niż klasycznych komiksowych plansz przygotowanych przez rysownika, inkera i kolorystę. Świetne wrażenie, jakie robią, w niczym nie powinno umniejszać regularnej pracy Michaela Gaydosa. Jest to bowiem kolejny z elementów stanowiących wyróżnik Aliasa na tle komiksowego mainstreamu. Amerykański rysownik ma specyficzny styl: uproszczony (niesłusznie mogący uchodzić na niechlujny), oszczędnie korzystający z kreski, za to chętnie z plamy czerni, z dużym naciskiem kładzionym na kontur i bardzo charakterystycznym kadrowaniem, często kilkakrotnie powtarzającym na planszy to samo ujęcie. Wiele dobrego daje też praca kolorysty Matta Hollingswortha – w Jessice Jones nie uświadczymy pstrokacizny (no, poza dwiema planszami autorstwa Marka Bagleya… ale to zabieg celowy), co nie znaczy, że brak tu wyrazistego koloru. Jest za to świetny klimat, podkreślający charakter poszczególnych scen.

Nie wypada napisać nic innego, jak tylko po raz kolejny pochwalić i polecać napisaną przez Bendisa serię. Ex-Avenger, a obecnie właścicielka tytułowej agencji mimo swoich niekoniecznie sympatycznych przypadłości potrafi wzbudzić sympatię czytelnika – choćby przez to, że łamie superbohaterską konwencję, świadomie i dobrowolnie  przechodząc na stronę zwykłych ludzi. Gdy dodamy do tego dobry, pomysłowy scenariusz, znakomite dialogi  i wyjątkową, wielowymiarową oprawę graficzną, otrzymujemy komiks, którego po prostu nie wypada nie znać.


Tytuł: Jessica Jones: Alias
Tom: 2
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Michael Gaydos, Mark Bagley
Kolory: Matt Hollingsworth
Okładki I kolaże: David Mack
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Jessica Jones: Alias, vol. 2 (Alias #10-15)
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel MAX
Data wydania: październik 2016
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Wydanie: I
ISBN: 978-83-61319-77-1
TYLKO DLA DOROSŁYCH

PS. Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...