poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Gniewny pomruk burzy - Dariusz Domagalski - recenzja

Napisanie powieści, w której wątki fantastyczne łączą się w jakiś sposób z historią proste nie jest. Owszem, tego typu konwencja jest niezwykle popularna i znajduje spore zainteresowanie tak wśród twórców jak i czytelników. Sama jednak ilość tego typu dzieł nie świadczy o ich jakości. Problematyczne bywa bowiem znalezienie właściwych proporcji miedzy fantastyką a historią, takie pokazanie wydarzeń historycznych, żeby nie zdominowały stworzonej przez autora fabuły. Z tego typu problemami z pewnością zmierzył się Dariusz Domagalski pisząc trzeci tom swojego krzyżackiego cyklu noszący tytuł Gniewny pomruk burzy. Wydarzenia pierwszych dwóch odsłon trylogii znalazły bowiem swój finał wśród doniosłych momentów znanych z kart podręczników historii, z bitwą pod Grunwaldem na czele. A to, szczególnie dla Polaków, historia, która może przysłonić w zasadzie każdą fabułę i każdy pomysł.

Można się oburzać, irytować czy bagatelizować problem, ale fakty są takie, że Grunwald pozostaje jednym z najważniejszych symboli polskiej państwowości. Jest to bitwa-symbol, która znajduje się w centrum publicznej uwagi, choćby ze względu na głośne obchody jej 600-lecia. Domagalski czyni ze zmagań na polach Grunwaldu centralny punkt swojej najnowszej powieści. Centralny, to nie znaczy finalny, ani bynajmniej cokolwiek rozstrzygający. To wielki plus tej powieści, albowiem przewijające się przez wcześniejsze odsłony cyklu wzmianki o ostatecznej konfrontacji pomiędzy reprezentującymi potęgę prawej i lewej strony kabalistycznego Drzewa Życia - siłami Unii Polsko-Litewskiej a armią zebraną pod sztandarem krzyżackim, mogłyby sugerować, że to właśnie ta bitwa niejako zamknie fabułę cyklu. Szczęśliwie dla Czytelnika trójmiejski pisarz pozostawia wiele wątków otwartych i równie ważnymi elementami w grze ponadnaturalnych sił stają się późniejsze wydarzenia takie jak oblężenie Malborka, czy bitwa pod Koronowem. Za to należą się Domagalskiemu słowa uznania. Cała historia zbudowana wokół Przebudzonych walczących o równowagę (bądź dominację) na Drzewie Życia poprowadzona jest zgrabnie i ciekawie (wreszcie na miarę potencjału leżącego w tym pomyśle), choć zostaje trochę przysłonięta przez wydarzenia historyczne.

Trzeba uczciwie przyznać, że historia na dalszy plan zepchnęła samą fabułę. Dagoberta z Saint-Amand i Aine jakby znów tu trochę mniej, a i sama akcja bynajmniej nie toczy się wokół nich. Mamy za to mnóstwo ważnych wydarzeń historycznych przedstawionych z perspektywy autora. Nawiązanie do tradycji powieści historycznej opiewającej w fabularyzowany sposób kluczowe w historii Polski wydarzenia? Ano tak. I to nawiązanie, które spuściźnie np. Bunscha wstydu nie przynosi. Mamy więc długi opis bitwy pod Grunwaldem, obfitujący w oddane z detalami kluczowe sceny (wyzwanie do walki, msze, upadek i odbicie polskiej chorągwi, śmierć Ulryka von Jungingena, atak na Jagiełłę itp.), późniejsze oblężenie Malborka czy starcie pod Koronowem. No i wszystko pięknie. Tyle, że samej, będącej autorskim pomysłem akcji jest już sporo mniej.

Nie wolno zapominać, że Gniewny pomruk burzy jest wciąż, mimo solidnej dawki historii, powieścią fantastyczną. Wątek kabalistycznego konfliktu między sefirami tworzącymi Drzewo Życia (mistyczny organizm odpowiadający całości bytu, złożony z sefir – emanacji stwórcy) rozwinięty jest naprawdę bardzo ciekawie. Przyznaję, spodziewałem się dość banalnego zakończenia w postaci zwycięstwa sił prawej strony Drzewa, której w naszym świecie odpowiadał sojusz polsko-litewski. W to miejsce dostałem trochę rozważań na temat równowagi i misji jaką tak naprawdę Przebudzeni mają do spełnienia. To dodało postaciom rumieńców i stworzyło okazję do pozostawienia całemu cyklowi stosunkowo otwartego zakończenia. Wygląda na to, że już niedługo dostaniemy do ręki zbiór opowiadań osadzonych w średniowieczu opisanym ręką Dariusza Domagalskiego. I muszę przyznać, że cieszy mnie to niezmiernie .

Przy okazji omawiania poprzednich dwóch tomów krzyżackiego cyklu, trochę narzekałem na spowodowaną jasnym podziałem na "tych dobrych" i "tych złych" sztuczność postaci. Wydawały mi się one trochę przesadzone, teatralne, papierowe, albo wręcz zbyt oczywiste. W wielkim skrócie: nic przesadnie ciekawego. Gniewny pomruk burzy stanowi kolejny krok ku pokolorowaniu tych czarno-białych konturów. Dagobert ma swoje chwile słabości, gdzie zupełnie ignoruje swój obowiązek względem sefiry, której służy, Jagiełło bywa totalnie zagubiony, albo wręcz zaślepiony, a sporej ilości polskich rycerzy w głowie tylko łupy, dziewki i zaszczyty. Zdarza się nawet jakieś mordowanie jeńców. Widać zatem wyraźnie, że toporność z początków cyklu, przynajmniej w przypadku strony polskiej odeszła gdzieś w dal, co bardzo cieszy. W przypadku strony zakonnej… no cóż, recenzencka uczciwość wymaga bym zauważył, że istotnie, pojawia się krzyżak, który ma wątpliwości i zauważa spaczenie światła Binah (Jan von Vende) co stanowi spory postęp w stosunku do konsekwentnie dotąd przestrzeganej konwencji pokazywania strony zakonnej jako jednoznacznie złej, antypatycznej bandy szaleńców, sodomitów i brutali. Jedna jaskółka wiosny jednak nie czyni i wciąż nie można mieć wątpliwości co do tego, kto u Domagalskiego jest protagonistą, a kto antagonistą. Rozumiem jednak, że takie a nie inne przedstawienie stron konfliktu należy do decyzji, które autor musi podjąć.

Gniewny pomruk burzy to książka, po którą z pewnością sięgną ci, którzy zapoznali się z wcześniejszymi tomami cyklu. Zresztą w ogóle mam wrażenie, że na trylogię pióra trójmiejskiego pisarza należy patrzeć jako na całość. Mamy bowiem do czynienia z trzema, wyraźnie różnymi od siebie książkami. Delikatne uderzenie pioruna to przede wszystkim wprowadzenie do fantastycznego świata i prezentacja bohaterów - choć dobre to jednak najsłabsze w cyklu. Aksamitny dotyk nocy przedstawiał z kolei bezwzględną walkę wywiadów, zostawiając autorowi sporo miejsca na różnorakie intrygi i ciekawą fabułę. W rezultacie otrzymaliśmy najsilniejszy punkt trylogii. Na tym tle Gniewny pomruk burzy prezentuje się całkiem nieźle. Choć fabułę zdominowały tu epicko oddane wydarzenia historyczne, zręczne wplecenie w nie bohaterów cyklu owocuje bardzo przyjemną lekturą. Moim zdaniem warto zapoznać się z twórczością Dariusza Domagalskiego choćby dlatego, że miał (a w zasadzie wciąż ma) pomysł na "swoje" późne średniowiecze. Widać w tych powieściach pasję i sporą wiedzę. A że mają pewne niedostatki... No cóż, 99,9% tego co czytamy ma jakieś braki. Ja w każdym razie na kolejne jego teksty czekam niecierpliwie.

4/6

Więcej o książce, oczywiście w bazie danych serwisu Fantasta.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...