
Tralala, chlapie fala, po głębinie wiedźmin płynie...
Jakiś czas temu, pisząc o polskiej edycji Domu ze szkła – pierwszej „wiedźmińskiej” mini serii wydanej z logo Dark Horse Comics, zwróciłem uwagę na fakt globalizacji medialnego przekazu w dobie nieco postmodernistycznej kultury popularnej. Jakby nie patrzeć, w przypadku tej franczyzy nietrudno się pogubić, co jest tu oryginałem, co adaptacją; co źródłem inspiracji, a co jej rezultatem itd. Skoro jednak gra się sprzedaje, książki też, to i znalazło się miejsce dla komiksów: więcej niż tylko jednej miniserii. Także na polskim rynku, gdzie już wiele lat temu komiksowe szlaki przetarli dla tej postaci Polch z Parowskim, znalazło się miejsce na amerykańską inkarnację Geralta. Dom ze szkła udowodnił, że Paul Tobin potrafi napisać naprawdę nastrojową (nawet jeśli niezbyt oryginalną) historię, lekko podszytą grozą, ale w ogólnym rozrachunku utrzymaną jak najbardziej w stworzonej przez Sapkowskiego konwencji. Joe Querio pokazał zaś, że potrafi Geralta narysować w naprawdę przekonujący, ciekawy sposób. Druga wiedźmińska miniseria od Czarnego Konia, pt. Dzieci lisicy, to okazja do weryfikacji, czy autorom starczy sił i pomysłów na utrzymanie pozytywnego wrażenia.