poniedziałek, 2 maja 2016

Wiosna Helikonii - Brian W. Aldiss - recenzja z portalu Fantasta.pl

Pytaniem, które zawsze zadaję sobie przy lekturze klasyków science fiction (bez względu na to, czy czytam je po raz pierwszy, czy kolejny), jest to, w jaki sposób oparły się próbie czasu. Świat się zmienia, czytelnicy się zmieniają, zmienia się wreszcie literatura: poruszane problemy, stosowane środki wyrazu itd. Niestety, często okazuje się, że nawet teksty cieszące się kilkadziesiąt lat temu ogromnym uznaniem dziś nie są już w stanie zachwycić odbiorcy przyzwyczajonego do nieco innej fantastyki. Podobne obawy towarzyszyły mi przy okazji lektury Wiosny Helikonii (zdobywczyni nagród BSFA i Campbella, a także nominowanej do Nebuli) Briana W. Aldissa.

Ta otwierająca cykl powieść to dość klasyczne w swym zamyśle, aczkolwiek niezwykle "elegancko" wykonane science fiction, przedstawiające życie na podobnej do Ziemi planecie, orbitującej w układzie podwójnym. Położenie takie oznacza nie tylko dwie gwiazdy widoczne na lokalnym nieboskłonie, ale także zupełnie unikalny cykl pór roku: z rokiem krótkim i długim (trwającym tysiące lat krótkich). Aldiss wykonał niezwykły eksperyment, budując świat Helikonii niemal od podstaw: jej fizykę, ekologię, biologię, ale także i kultury ludów zamieszkujących ten świat. "Metanarracja" o świecie umieszczona jest jednak jakby "ponad" czy "obok" właściwej akcji powieści. Ta perspektywa wprowadzana jest bardzo dyskretnie, subtelnie, z punktu widzenia rejestrujących i analizujących wszystko, co się dzieje na planecie, mieszkańców ziemskiej stacji obserwacyjnej, orbitującej nad Helikonią. Ma ona na celu wprowadzenie i ugruntowanie fantastycznonaukowej podstawy tekstu. Pozostałe elementy to po prostu literackie opracowanie powyższego eksperymentu myślowego – jednak to zasadniczy pomysł na świat, jest tym, co powoduje, iż mamy do czynienia z science fiction w jej najbardziej klasycznym wydaniu.

Mniej oczywiste i klasyczne jest jednak to, co stanowi najbardziej „zewnętrzną” warstwę tekstu, czyli bohaterowie i fabuła. Przede wszystkim dlatego, iż w przypadku obu tych elementów trudno Wiosnę Helikonii traktować jako tekst spójny. Akcja rozpisana jest na wiele pokoleń i lokacji. Choć niektóre postacie pozostają z czytelnikiem przez dłuższy czas, a głównym miejscem akcji jest Embruddock, to Aldiss skutecznie buduje klimat wielkich zmian, pokazując, jak wielkie, rozciągnięte w czasie procesy mogą się przekładać na życie zaledwie kilku generacji. Obserwujemy zatem powstanie i rozwój konkretnej społeczności: od historii, która następnie stała się jej mitem założycielskim, przez tworzenie jej zrębów kulturowych, ugruntowanie władzy, rozwój społeczny, technologiczny, terytorialny itd. Świetnie widać tu przekładanie się wydarzeń w makroskali na mikroświat mieszkańców Oldorando. Ta rozciągnięta perspektywa i dojmujące wrażenie, że w tej książce chodzi o coś więcej niż tylko przedstawienie losów kilkorga bohaterów, powoduje jednak to, iż trudno się z postaciami utożsamiać lub śledzić ich losy z zapartym tchem. Jeśli jednak czytelnik zaakceptuje rolę relatywnie biernego (choć świadomego) świadka historii – rolę, którą przyjmują obserwujący Helikonię ludzcy badacze z orbitującej nad nią stacji Avernus – satysfakcja z lektury będzie niemała. Tym bardziej, że brytyjski autor zapewnia płynącym niespiesznie wydarzeniom interesującą (a w dodatku dynamiczną!) scenografię. Jednym z najciekawszych jej elementów jest choćby rasa inteligentnych rdzennych mieszkańców Helikonii. Niewątpliwym plusem Wiosny Helikonii jest też ilość pytań, jakie autor pozostawia bez odpowiedzi: jak Ziemianie śledzą życie na Helikonii? Skąd wzięły się dwie rasy, z których jedynie jedna wydaje się rodzima ? Jak długo powstawały procesy regulujące cykl życia planety? Jak długo istnieje taki układ i czy jest stabilny? Itp., itd.

Wiosna Helikonii, paradoksalnie, nie jest jednak lekturą „lekką, łatwą i przyjemną” – przede wszystkim ze względu na rozdźwięk między poziomem „mega-" narracji a dość prostą narracją w skali „mikro-”, która czasem sprowadza się do prostej przygodówki lub dotyczy ledwie naszkicowanych postaci. Można to jednak złożyć na karb świadomego, tak myślowego, jak literackiego eksperymentu, znamionującego science fiction wysokich lotów. Czytając tę powieść Aldissa, warto pamiętać, że to jedynie otwarcie większego cyklu. Myślę jednak, że dla zdecydowanej większości czytelników stykających się z Helikonią po raz pierwszy będzie to zachęta do kontynuowania przygody z twórczością Brytyjczyka.

4/6

3 komentarze:

  1. widzę, że w końcu wróciłeś do recenzowania książek, no i cieszy mnie to bardzo. Bo jakiś czas widziałem zabrałeś się za jakieś tępe komiksy w stylu X-man. Szkoda czasu na takie g..o po prostu, żeby to był komiks w sytlu jakiś nowych Fistaszków, Asterix'a, ale nie, dzisiaj porządnych autorów komiksów uż dawno nie ma. Jakiś Superman? X-man, V jak Vendetta, to jest dla ludzi co najmniej niedorozwiniętych, nawet gimnazjaliści tego nie czytają. Lepiej recenzuj książki, tudzież jakieś gry planszowe, tylko proszę nie bierz się więcej za te komiksy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i cóż ja mam powiedzieć? Może zatem po kolei: do recnzowanai ksiażek nie wróciłem, bo nigdy ich recenzować nie przestałem. Co więcej, ilość książkowych recenzji pojawiających się na blogu jest od dłuższego czasu zbliżona (ok. 1-2 miesięcznie). To co się zmienia, to ilość recenzji komiksowych, które... po prostu lubię. I bynajmniej nie uważam za głupsze, niż wiele wydawanych także i u nas książek - ot po prostu nieco inna konwencja, zwykle (ale nie zawsze) mocno rozrywkowa. Pomijając juz kwestię tego, że po prostu lubię komiksy czytać i o nich pisać, to okazuje się, że czytelnicy tego bloga chyba też te recenzje lubią. Od momentu zwiększenia ilości recenzji komiksowych miesięczna ilość odsłon zwiększyła się średnio o połowę. I o ile nie jest to dla mnie wskaźnik bardzo ważny, bo piszę przede wszystkim dla własnej przyjemności, to jednak wyraźnie pokazuje, iż recenzje te są czytane i mają grono swoich odbiorców. W ramach podsumowania dodam po prostu tyle: recenzje książkowe były, są i będą sednem tego bloga, ale nie mam zamiaru rezygnować z pisania o innych rzeczach, które dają mi frajdę.

      Usuń
  2. no dobrze, już dobrze :] jakkolwiek, prawdziwe komiksy dla mnie to Asterix, Fistaszki i w sumie nic więcej ;D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...