Jak słodko zostać świrem
W przeżywającym szczyt popularności, choć jednak nieco sztampowym nurcie komiksu (i kina) trykociarskiego, poczesne miejsce zajmują antybohaterowie. Od Punishera, przez Lobo i
Deadpoola, po Harley Quinn postacie, które łamały klasyczną konwencję spotykały się ze sporym zainteresowaniem publiki. Raz, że ciekawy zabieg stanowiło samo uczynienie „tych złych” (lub chociaż niejednoznacznie dobrych) protagonistami. Dwa, że otwierało to przed twórcami nowe furtki: możliwość sięgania po rozwiązania (fabularne, scenograficzne, problemowe), po które pracując z klasycznymi, jednoznacznie pozytywnymi herosami sięgnąć by nigdy nie mogli. A skoro powstać mogły komiksy o solowych przygodach antybohaterów, to siłą rzeczy prędzej czy później pojawiły się także pozycje traktujące o drużynach złożonych z tego typu postaci. Jednym z pierwszych komiksowych zespołów tego typu był Suicide Squad, który debiutował na łamach the
Brave and the Bold pod koniec lat 50. Pomysł na tę drużynę został ożywiony w 1987, gdy
DC wystartowało z pierwszą serią tytularną
Oddziału Samobójców. Spora popularność zarządzanej przez Amandę Waller drużyny przełożyła się nie tylko na film wchodzący do kin w lecie 2016r. ale przede wszystkim na wpisanie się kolejnych inkarnacji Suicide Squad w panoramę komiksowego uniwersum. Nie może wiec dziwić fakt, że czwarta odsłona serii została włączona w skład linii
Nowego 52.