
poniedziałek, 6 listopada 2017
Ciemny las - Cixin Liu - recenzja z portalu Fantasta.pl

poniedziałek, 10 kwietnia 2017
Cixin Liu - Problem trzech ciał - recenzja z portalu Fantasta.pl

poniedziałek, 2 marca 2015
Diaspora - Greg Egan - recenzja z portalu Fantasta.pl
poniedziałek, 3 listopada 2014
Echopraksja - Peter Watts - recenzja z portalu Fantasta.pl
piątek, 17 października 2014
Spotkanie z Ramą - Arthur C. Clarke
piątek, 5 września 2014
Ogrody Słońca - Paul J. MacAuley - recenzja z portalu Fantasta.pl
poniedziałek, 19 maja 2014
Cicha wojna - Paul J. McAuley - recenzja z prortalu Fantasta.pl

piątek, 6 września 2013
Odtrutka na optymizm - Peter Watts - recenzja z portalu Fantasta.pl
wtorek, 27 grudnia 2011
Science Fiction - antologia - recenzja z portalu Fantasta.pl
poniedziałek, 5 grudnia 2011
Wir - Peter Watts - recenzja z portalu Fantasta.pl
czwartek, 10 listopada 2011
Accelerando - Charles Stross - recenzja z portalu Fantasta.pl

środa, 14 września 2011
Teoria diabła i inne spekulacje - Janusz Cyran - recenzja z portalu Fantasta.pl

piątek, 29 lipca 2011
Rozgwiazda - Peter Watts - recenzja z portalu Fantasta.pl

poniedziałek, 23 maja 2011
Trojka - Stepan Chapman - recenzja z portalu Fantasta.pl

Budowniczowie Pierścienia - Larry Niven - recenzja z portalu Fantasta.pl

piątek, 11 marca 2011
Szklany dom - Charles Stross - przedpremierowa recenzja z portalu Fantasta.pl

środa, 21 lipca 2010
Pierścień - Larry Niven - recenzja z portalu Fantasta.pl

Przyszłość Ziemi (i nie tylko) naszkicowana w omawianej powieści rysuje się wielce interesująco. Postęp doprowadził ludzkość nie tylko do sytuacji, w której przedstawiciele homo sapiens są długowieczni, czy też mogą się w sposób niemal nieograniczony, błyskawicznie przemieszczać po powierzchni planety, ale także jest ona częścią galaktycznej społeczności składającej się z wielu innych ras. Niven uczynił świat Pierścienia jedynie cząstką ogromnego, opisywanego w licznych powieściach i opowiadaniach uniwersum, które żyje, ma swoją historię i politykę. Czasami w tego rodzaju literackich przedsięwzięciach, rozkładających opis autorskiej kreacji na wiele odrębnych pozycji, istnieje ryzyko, że z perspektywy pojedynczego tomu świat będzie niejasny, lub niedostatecznie naszkicowany. Tu jednak autor daje sobie radę doskonale. Czytelnik poznaje nowe, egzotyczne rasy, poznaje też ich technikę, politykę i wzajemne interakcje. Wszystko to wciąga, co stanowi świetną rekomendację dla kolejnych pozycji uniwersum znanego wszechświata. Rozmach zaiste rodem z przedniej space opery. Z drugiej strony tytułowy Pierścień, nieznanego pochodzenia obiekt odnaleziony w kosmosie, który staje się celem poznawczej ekspedycji głównych bohaterów powieści, jest też pretekstem do wprowadzenia sporej porcji "science", co czyni z powieści Nivena także klasyczne dzieło hard SF. Spekulacje na temat możliwości zbudowania i istnienia takiego obiektu ponoć stały się obiektem niejednej już dysputy akademickiej na wydziałach fizyki czy astronomii. Sporo naukowości (aczkolwiek już nie na tak wysublimowanym poziomie) funduje nam też autor opisując biologię czy psychologię obcych ras jak sztandarowe już Laleczniki Piersona i Kzinowie. A skoro tak, to i w tym przypadku można pokusić się o wpisanie Pierścienia do gatunkowego kanonu.

Pierścień w zasadzie wpisuje się w klasyczny model powieści Science Fiction (co niewątpliwie także leży u źródeł opinii o jego kanoniczności). Otóż grupa śmiałków wyrusza poznać nieznany obiekt w kosmosie. Niby nic nowego. A jednak! Wizja Pierścienia jest monumentalna, tak jak sam obiekt. Stawia też dość klasyczne pytania o miejsce ludzkości we wszechświecie i granice naszego poznania, pokazując jak małą cząstką jesteśmy i jak mało wiemy. Czyżby więc kolejna powieść z gatunku fantastyki filozofującej? Niekoniecznie. Sztandarowa powieść Nivena to raczej fantastyka przygodowo-awanturnicza. Poznawanie Pierścienia staje się bowiem wielką przygodą osadzoną w malowniczych i egzotycznych sceneriach. I co najlepsze, bynajmniej nie kłóci się to z wyraźnie zaznaczonymi wątkami hard SF, czy space opery na galaktyczną skalę.
Po lekturze Pierścienia miałem ochotę zakrzyknąć "chcę jeszcze!". Nie tylko dlatego, że autor stworzył intrygujących bohaterów i malowniczy świat, ale przede wszystkim z tego powodu, iż lektura rodzi więcej pytań niż udziela odpowiedzi. W dodatku niemal każdy miłośnik fantastyki może przez to "jeszcze" rozumieć coś innego. Jeden bowiem będzie szukał informacji o genezie Pierścienia, inny będzie chciał poznać jego dalszą historię, jeszcze ktoś zechce poczytać więcej o konflikcie miedzy ludźmi a Kzinami. To zapotrzebowanie zaowocowało ogromną ilością publikacji, które Niven osadził w uniwersum Pierścienia. Niestety większość z nich nie jest w naszym kraju znana. Mam nadzieję, że to się zmieni. A sam Pierścień? No cóż, to niewątpliwy klasyk. I to taki, który nie tylko nie zestarzał się nic a nic, ale wciąż z niezwykłą siłą oddziałuje na wyobraźnię Czytelnika. W dodatku kapitalnie napisany i serwujący fascynujący miks wielu konwencji, które mogą się wydawać nie do pogodzenia. Da się? Ano da się. Jest to po prostu powieść, którą, przynajmniej w mojej opinii, każdy fan fantastyki powinien poznać. O to jak ją oceni już się specjalnie nie martwię.
5/6
Więcej o książce TU
środa, 21 kwietnia 2010
Ciemności, przybywaj - Fritz Leiber - recenzja z portalu Fantasta.pl

Świat odmalowany słowami przez Leibera jest mroczny. Szerokie masy żyjących niczym w średniowieczu Plebejuszy kierowane są przez Hierarchię Wielkiego Boga, potężny kult werbujący w szeregi swoich kapłanów najzdolniejszych przedstawicieli społeczeństwa. Z drugiej strony głowę podnosi swoista opozycja, wyznawcy Satanasa utożsamiającego wszelkie mroczne siły. Brzmi to dość banalnie, prawda? Bynajmniej jednak takie nie jest, zarówno jedna, jak i druga strona konfliktu okazuje się być bowiem czymś zupełnie innym niż może się wydawać czytelnikowi.
Leiber odkrywa karty powoli, jak na współczesne standardy może nawet momentami zbyt powoli, jednak skutkuje to sytuacją, w której Czytelnik nie ma pewności, czy za kilka stron sytuacja opisywana na kartach Ciemności, przybywaj nie odwróci się o 180 stopni. W tym zniszczonym świecie, w którym dostęp do resztek technologii oznacza polityczną siłę, nic nie jest jednoznacznie czarne lub białe. Dążenia i działania poszczególnych bohaterów i frakcji są często niejasne, trudne do oceny. Z każdym kolejnym rozdziałem dowiadujemy się o tym świecie coraz więcej... i muszę przyznać, że ta „wycieczka” jest chyba najmocniejszym punktem powieści. Wiele z tego co sobie Czytelnik wyobraził przy lekturze początkowych rozdziałów jest brutalnie weryfikowane wraz z rozwojem akcji. Szczególnie tyczy się to obrazu dwóch antagonistycznych sił: Hierarchii i Czarnoksięstwa, które opisywane są z perspektywy poznającego je, głównego bohatera.
No właśnie... główny bohater. Muszę przyznać, że postać Armona Jarlesa jest trudna do oceny. Z jednej bowiem strony wewnętrzne rozdarcie i chwiejność doprowadzająca go do różnych, często fanatycznych postaw względem świata zdają się momentami nieco sztuczne i przesadzone. Z drugiej strony taka chwiejna postać idealnie pasuje do opisanego przez Leibera świata. Młody, zbuntowany kapłan ze swoimi wątpliwościami i przeskokami od naiwnego idealizmu do chłodnego pragmatyzmu zdaje się być doskonałym bohaterem dla takiej historii, a jego perypetie stają się świetnym pretekstem do zadania kilku ważnych pytań. O tym jednak za chwilę. Pozostali bohaterowie, również są ciekawi. Być może autor nie skupia się na nich tak, jak na Jarlesie, jednak także i w ich przypadku Czytelnik otrzymuje wiarygodny portret, który czasem okazuje się być jedynie iluzją.
Ciemności, przybywaj to literatura zadająca pytania. Leiber podejmuje w swojej powieści wątek sterowanego odgórnie społeczeństwa i walki o władzę jaka się w nim rozgrywa. Pokazuje też fascynujący splot religii, technologii i magii poddając w wątpliwość obraz świata widzianego z pozycji „tych na dole”. Odpowiedzi na te pytania nie padają w tekście bezpośrednio, jednak stanowisko autora nasuwa się Czytelnikowi wyjątkowo dobitnie.
Czy więc warto po tę powieść sięgnąć? To zależy czego się poszukuje. Ciemności, przybywaj to pozycja, która potrafi zaczarować czytelnika ciekawym światem, i niebanalnymi bohaterami. Jak na książkę, której niedługo „stuknie siedemdziesiątka” nie zestarzała się praktycznie wcale. Zresztą, odnoszę wrażenie, że stworzona przez Leibera wizja zniszczonego świata, w którym potężna organizacja religijna stara się chronić pozostałe szczątki technologii, była ogromna inspiracją dla Waltera M. Millera i jego niezapomnianej Kantyczki dla Leibowitza. Pod względem pomysłów i kreacji świata jest to zatem pozycja godna uwagi. Jej plusem są też niewątpliwie ciekawe postacie. Niestety, lata, które upłynęły od premiery Ciemności, przybywaj pozostawiły jednak pewien ślad. Współcześnie pisze się bowiem już w trochę inny sposób. Mimo, iż akcja toczy się względnie dynamicznie, a dialogi są ciekawe, brakuje trochę zarysowania tła. Z jednej strony czyni to książkę uniwersalną i pozwala uruchomić wyobraźnię Czytelnika, z drugiej jednak, może utrudniać to lekturę współczesnemu odbiorcy przyzwyczajonemu do większej oczywistości w autorskiej kreacji, mniejszej ilości niedomówień, innymi słowy, mniejszej ilości miejsca na swobodną interpretację opisywanej rzeczywistości. Ta „wada” nie przesłania jednak niewątpliwych zalet powieści Leibera. Może nie jest ona dziełem wybitnym, ale warto się z nią zapoznać, choćby po to, by przekonać się, ze fantastyka sprzed niemal siedemdziesięciu lat, wcale nie musi być nudna i nieaktualna.
3,5/6
wtorek, 30 marca 2010
Człowiek Plus - Frederik Pohl - gościnna recenzja w serwisie Poltergeist

Recenzję można przeczytać TUTAJ.
Gorąco zapraszam do lektury!
czwartek, 18 lutego 2010
Ślepowidzenie – Peter Watts – recenzja
Hard Science Fiction była zawsze czymś w rodzaju mojej czytelniczej, nie do końca spełnionej ambicji. Co jakiś czas wielce mnie korci by przeczytać jakieś dzieło wyjęte z tak właśnie opisanej szufladki, pomęczyć się nad nim, zajrzeć do paru słowników, przewertować Wikipedię, poszukać czegoś więcej, po czym stwierdzić, że „Mhm… faktycznie, zmusiło mnie to do myślenia, trochę umordowało, ale czy mogę uczciwie stwierdzić, że w pełni autora rozumiem? W sumie nie wiem…”. Spróbowałem zatem po raz kolejny. Na czytelniczy warsztat trafiło Ślepowidzenie Petera Wattsa – książka, uważana przez wielu za jedną z najważniejszych dla gatunku, przynajmniej w ostatnich latach.
Mimo moich, być może wynikających z zawodowych inklinacji, utyskiwań, naukowa strona powieści prezentuje się bardzo dobrze. Watts sięga do ogromnej ilości koncepcji generowanych przez współczesną naukę, bierze z tego to, co mu pasuje i przekuwa w niesamowicie złożoną układankę literacką. Każdy motyw w tej powieści jest „po coś”: albo po to, by zaprezentować kolejną koncepcję naukową, albo by zabrać głos w jakiejś dyskusji. Tu nie ma przypadku. Fabuła Ślepowidzenia w równym stopniu jest dziełem wyobraźni autora, co konsekwencją wykorzystanych koncepcji. Nie do końca zgadzam się w tym miejscu z zarzutami Łukasza Orbitowskiego, że mało tu literatury. Ta literatura to właśnie zmierzenie się z dorobkiem hard SF. Co więcej, wykonane w najlepszym stylu- gęste od pomysłów i refleksji, przesycone trudnym, ale jednak strawnym językiem nauki. Swoją drogą, zabieg prowadzenia narracji z punktu widzenia głównego bohatera na dobrą sprawę nie tylko tłumaczącego pewne elementy rzeczywistości, ale i stosującego swoisty przekład językowy, jest kapitalnym trikiem pisarskim, pozwalającym opisać czytelnikowi w zasadzie nieopisywalny świat.
Edytorska strona Ślepowidzenia prezentuje się fenomenalnie. Jest to cecha charakterystyczna całej, wydawanej przez MAGa serii Uczta Wyobraźni. Twarda oprawa okraszona klimatyczną ilustracją, charakterystyczny layout i dość dobre tłumaczenie (choć czasem istotnie nie radzące sobie z poziomem skomplikowania języka). Słowem – jest świetnie!
Ślepowidzenie Petera Wattsa na pewno nie jest książką dla każdego. Ogromne nasycenie pomysłami, dość trudny język, czy ciągła gra ze stylistyką hard SF powodują, że do pełnego odbioru tej książki niezbędna jest pewna wiedza, znajomość konwencji i odrobina (no, może trochę więcej) refleksji. Ktoś, kto nie jest miłośnikiem gatunku, raczej nie polubi go po lekturze tej książki. Z drugiej strony, nawet osoby znające na wylot dzieła Lema, Nivena, Clarka, Baxtera, a z bardziej współczesnych Strossa, czy Egana, będą mogły znaleźć tu coś nowego i zaskakującego. Nie tylko na poziomie nowych koncepcji i pomysłów, bo to jest cel chyba każdego pisarza, szczególnie w takiej quasi-naukowej stylistyce, ale także na poziomie wykorzystania istniejących już motywów, charakterystycznych dla gatunku. Tutaj Watts ma czytelnikowi sporo do zaoferowania. Czy to jest jeszcze literatura, czy jedynie mocno naukowy i sfabularyzowany wywód filozofujący? Chyba jednak to pierwsze, przy czym naukowy komentarz i solidna bibliografia, zamieszczone na końcu książki wrażenie robią całkiem niezłe.
Dla miłośników gatunku 6/6, dla wszystkich innych 4,5/6
PS. Peter Watts wszystkie swoje dzieła umieszcza w internecie, dostępne w całości na zasadzie licencji Creative Commons. Tu można przeczytać Ślepowidzenie w całości, w oryginale.