środa, 8 września 2010

Pustka: Sny - Peter F. Hamilton - recenzja z portalu Fantasta.pl

Peter F. Hamilton zaliczany jest często do czołowych przedstawicieli nurtu, który ożywił klasyczną formułę space opery. Powieści składające się na cykle "Świt nocy" i "Wspólnota Międzyukładowa" zdobyły spore zainteresowanie czytelników. Najnowszą pozycją tego autora opublikowaną w naszym kraju jest Pustka: Sny, książka otwierająca "Trylogię Pustki".

Brytyjski pisarz zabiera nas do świata opisanego już w powieściach Gwiazda Pandory i Judasz Wyzwolony, osadza jednak akcję przeszło tysiąc lat po wydarzeniach w nich opisanych. Mamy tu do czynienia z klasycznym dla science-fiction motywem eksploracji nieznanego obiektu znajdującego się w przestrzeni kosmicznej. W tym przypadku jest to tytułowa Pustka – obiekt nieznanego pochodzenia, którego nie da się w żaden sposób zbadać, a który swym istnieniem może zagrażać istnieniu całej galaktyki. Ten, jak zaznaczyłem, klasyczny motyw dla Hamiltona staje się jedynie pretekstem do skonstruowania złożonej fabuły. Pewien człowiek imieniem Inigo otrzymuje z wewnątrz Pustki przekaz, serię snów, których tematem jest życie wewnątrz niej. Wyobrażenia te są współdzielone przez ogromną część ludzkiej populacji korzystającej z gajasfery, rodzaju sieci przekazującej emocje i odczucia. Z czasem wokół snów Iniga powstaje ruch parareligijny zwany Wielkim Snem. W pewnym momencie Inigo znika… i w zasadzie wtedy zaczyna się właściwa akcja Pustki: Snów.

Hamilton przedstawia złożoną z kilku odrębnych (przynajmniej do pewnego momentu) wątków historię narastającego konfliktu, który może wstrząsnąć całą galaktyką. Mamy więc tu tajnych agentów, naukowców, hierarchów religijnych, ale i zwykłych ludzi, którzy zostają wplątani w wir wydarzeń. Historie te są przeplatane kolejnymi snami Inigo o fantastycznym świecie, w którego centrum znajduje się miasto Makkathran. Poszczególne wątki, a w zasadzie ich bohaterowie dość znacznie różnią się od siebie, co powoduje częste zmiany perspektyw, konieczność swoistego „skakania” od bohatera do bohatera. Choć dodaje to książce dynamizmu i z perspektywy całości wydaje się zabiegiem w zasadzie trafionym, to w czasie lektury czasem potrafi wybić z rytmu czytania, co trochę irytuje. Szczególnie, że postaci i wątków w powieści brytyjskiego pisarza jest naprawdę wiele, więc i pogubić się nietrudno. Wspomniałem o zróżnicowaniu głównych bohaterów Pustki: Snów. Są oni zdecydowanym plusem tej powieści. Mają swój wyraźny charakter, są ciekawi i potrafią czytelnika zaintrygować niezależnie czy ich perypetie to raczej kosmiczne pościgi, czy miłosne uniesienia przeplatane remontem mieszkania.

Między futurystycznymi pejzażami znajdujemy jakby osobną historię o chłopcu imieniem Edeard. Sny Inga, których jest on bohaterem, stanowią rewelacyjny przerywnik w akcji. Są one w zasadzie dość prostą opowieścią fantasy, wbudowaną w złożoną fabułę space opery. Muszę przyznać, że ten chwyt udał się Brytyjczykowi kapitalnie. Choć historia Edearda jest w sumie banalna, to jednak urok jego świata zniewala. Zapoznawanie się z kolejnymi snami Iniga pozwala czytelnikowi wczuć się do pewnego stopnia w wyznawców Żywego Snu marzących o odwiedzeniu Makkathranu, bo i sam czytelnik będzie chciał do tego świata wracać jak najczęściej.

Hamiltonowska wizja przyszłości jest bardzo ciekawa. Złożone, rozbite na nowe klasy społeczeństwo ludzkie dążące różnymi drogami ku dalszemu rozwojowi, efektowne technologie i perspektywy podboju kosmosu, delikatnie przyprawione polityką i religią. Brzmi obiecująco, prawda? Trzeba przyznać, że Brytyjczyk dopracował ten świat do poziomu, w którym dysponuje settingiem kompletnym: z swoją historią, kulturą i geografią. A poznawanie takiego świata to dla czytelnika każdorazowo interesująca perspektywa. Zarówno sceneria, jak i akcja powieści dają Hamiltonowi okazję do postawienia kilku pytań o przyszłość ludzkości, o to czym się ostatecznie staniemy, a także podejmują, czasem dość krytycznie wątek religii i instytucji religijnych wraz z ich interesami. Nie bez znaczenia dla całokształtu powieści pozostaje też seksualność bohaterów, będąca pretekstem do przemycenia kilku interesujących pomysłów.

Trudno jest jednoznacznie ocenić Pustkę: Sny. Z jednej strony bowiem, jest to powieść wciągająca, trzymająca w napięciu (szczególnie bliżej końca), pełna ciekawych pomysłów, ale i subtelnej magii w klimacie fantasy. Z drugiej strony Hamilton w kilku momentach przeładowuje swą powieść ilością wątków i bohaterów, która to ilość potrafi spowodować, że czytelnik się po prostu może pogubić. Dodatkowo książka ta cierpi na coś, co można nazwać „syndromem pierwszego tomu”. Choć powieść ma wyraźną pointę, a poszczególne wątki w końcówce zbiegają się wreszcie we względnie jednym punkcie, ilość pytań, które pozostają bez odpowiedzi, historii, które domagają się zakończenia i wydarzeń, które muszą zostać opowiedziane jest chyba zbyt duża. Nie ma więc wyjścia, trzeba czekać na kolejny tom. Warto, bo Hamilton potrafi w swój świat (a w zasadzie światy) wciągnąć. Mam tylko nadzieję, że przy okazji polskiego wydania kolejnego tomu „Trylogii Pustki” lepiej sprawią się tak tłumacze, jak i korektorzy, których praca w tym przypadku pozostawia sporo do życzenia. Dobrze, że książka broni się sama.

4,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...