Z polskim fantasy jakoś zawsze było mi nie po drodze – jeśli miałem
ochotę na literaturę w tej konwencji, zwykle sięgałem po tę z Zachodu. Z
poziomem było różnie, częściej gorzej niż lepiej. I tu tkwi paradoks,
bo na rodzimej fantasy zawiodłem się tylko raz jedyny (przyznać się, ilu
z Was przebrnęło bez zgrzytania zębami przez Śmierć magów z Yara?). Z czytanych przeze mnie rzeczy cykl Sapkowskiego jest co najmniej dobry, opowiadania wręcz wybitne, Król bezmiarów
Kresa jest doskonały, a i inkwizytorskie książki Piekary, choć mniej
klasycznie podchodzą do konwencji, też mogą się momentami podobać. A
jednak sięgałem po tego typu literaturę niezbyt często. Czas przeszły w
poprzednim zdaniu nie jest tu bynajmniej przypadkowy. Powodem stały się
świetne teksty Roberta M. Wegnera, które są dowodem tego, że nad Wisłą i Odrą może powstać fantasy na najwyższym poziomie.
Opowiadania opublikowane w debiutanckich Opowieściach z meekhańskiego pogranicza. Północ -–Południe obiecywały bardzo dużo. Wegner pokazał, że wie, jak nadać tekstom niezły militarny sznyt, oddać surowość gór i klimat pustyni, że potrafi czasem postraszyć, czasem zagrać nutą epicką, wreszcie że potrafi wykorzystać różnorakie zabiegi formalne, aby swoje historie uczynić atrakcyjnymi i niebanalnymi. Jednym z silniejszych punktów tego zbioru były umiejętne budowanie u czytelnika wrażenia, że widzi on jedynie fragment większej całości, że obcuje ze złożonym, kompletnym i dopracowanym światem, który ma swoją historię, mitologię, panteon, wreszcie geografię i politykę. To wciąga czytelnika i nie pozwala łatwo zapomnieć o wykreowanym przez autora uniwersum długo po odłożeniu książki na półkę. Sięgając po Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód – Zachód byłem ciekaw, czy moje zaciekawienie uda się Wegnerowi podtrzymać, a może nawet je podsycić. I faktycznie, udało mu się. W zbiorze zachowany jest schemat wypracowany w poprzedniej książce: osiem opowiadań podzielonych po cztery według klucza „geograficznego”. Każde z pograniczy prezentuje nam odrębnych bohaterów i posługuje się inną scenografią. Na Północy mieliśmy konwencję militarną i górską straż, na Południu meekhańskiego Imperium piaski pustyni i specyficzną mistykę. Można dostrzec zachowanie tego wzorca także w drugim tomie Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Wschód to stepy i potyczki konnicy, Zachód zaś to historie typowo miejskie, sięgające do motywów walki dworskiej, intryg, spisków i rozgrywek miedzy złodziejskimi gildiami. Laureat Nagrody im. Zajdla 2010 wciąż doskonale konstruuje swoje opowiadania pod kątem formalnym, choć w stosunku do poprzednich tekstów mniej tu zaskoczenia.
Trzeba przyznać, że prozę Wegnera czyta się doskonale – język jest żywy, opisy malownicze i przekonujące, a bohaterowie zdecydowanie zapadają w pamięć. Każde z opowiadań stanowi zamkniętą konstrukcyjnie całość, to prawda, jednak muszę przyznać, że wyróżnianie któregokolwiek z nich byłoby błędem. Przyczyna jest bardzo prosta – siła tej literatury tkwi nie (a przynajmniej nie tylko) w ciekawych, wciągających historiach, ale raczej w doskonałej kreacji świata. Widać tu ogromny wysiłek autora polegający na zbudowaniu misternej i kompletnej wizji, a następnie, co może nawet trudniejsze, na subtelnym i sukcesywnym przelewaniu tej wizji na papier. W każdym tekście czytelnik dostaje kilka, czasem kilkanaście puzzli, z których powoli wyłania się coraz bardziej kompletny obraz świata Meekhanu. To odnajdywanie elementów i dopasowywanie ich do siebie daje ogromną przyjemność, tym bardziej, że mamy poczucie obcowania z dziełem o ogromnym rozmachu, dotykającym tak kwestii przyziemnych, jak i wzniosłych. Mamy tu miłość, tęsknotę, zemstę, lojalność, honor, tradycję, wściekłość i strach, mamy zepsute siodła, niebezpieczne sekrety, walkę wywiadów, politykę, bitwy, manewry, zasadzki, bale i starcia między wrogimi stronnictwami, wreszcie mamy legalne i zakazane kulty, wszelkiej maści magię i magików, przesądy, tradycje, rytuały a także bogów i rozgrywki między nimi. Wegner tworząc swój świat, sięgnął do przebogatego rezerwuaru pomysłów wykorzystywanych w literaturze (nie tylko w fantasy) i zbudował z tego coś niebanalnego i interesującego.
Wydaje mi się, że niewątpliwy sukces, jaki odniosły opowiadania tego autora jest rezultatem połączenia świetnych, dobrze przedstawionych fabuł i umiejętnej prezentacji złożonego i intrygującego uniwersum. To nie jest literatura, która jakoś specjalnie zaskakuje, Wegner nie odkrywa tu niczego nowego. Raczej prezentuje nam rzeczy znane i lubiane w intrygujących konfiguracjach, sukcesywnie dając nam do ręki poszczególne kawałki meekhańskiej układanki. Niemniej jednak Opowieści z meekhańskiego pogranicza mają w sobie to coś, co powoduje, że na kolejne historie i kolejne elementy nie możemy się doczekać. I nie jest ważne, że opowiadania składające się na Wschód-Zachód są chyba minimalnie słabsze niż te z Północy i Południa. Jako całość uważam ten zbiór za lepszy niż poprzedni. Co więcej, moim zdaniem jego pełną wartość dostrzeżemy tylko, gdy potraktujemy go holistycznie, odchodząc od wybiórczej analizy jego poszczególnych składowych. Wydaje mi się, że warto zapoznać się z meekhańskimi tekstami, bo Robert M. Wegner, mimo niewielkiego w sumie dorobku, już w chwili obecnej stał się jedną najjaśniej świecących gwiazd na firmamencie polskiej fantastyki. Mam nadzieję, że jego pierwsza nadchodząca powieść - Niebo ze stali udowodni, że się nie mylę.
Opowiadania opublikowane w debiutanckich Opowieściach z meekhańskiego pogranicza. Północ -–Południe obiecywały bardzo dużo. Wegner pokazał, że wie, jak nadać tekstom niezły militarny sznyt, oddać surowość gór i klimat pustyni, że potrafi czasem postraszyć, czasem zagrać nutą epicką, wreszcie że potrafi wykorzystać różnorakie zabiegi formalne, aby swoje historie uczynić atrakcyjnymi i niebanalnymi. Jednym z silniejszych punktów tego zbioru były umiejętne budowanie u czytelnika wrażenia, że widzi on jedynie fragment większej całości, że obcuje ze złożonym, kompletnym i dopracowanym światem, który ma swoją historię, mitologię, panteon, wreszcie geografię i politykę. To wciąga czytelnika i nie pozwala łatwo zapomnieć o wykreowanym przez autora uniwersum długo po odłożeniu książki na półkę. Sięgając po Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód – Zachód byłem ciekaw, czy moje zaciekawienie uda się Wegnerowi podtrzymać, a może nawet je podsycić. I faktycznie, udało mu się. W zbiorze zachowany jest schemat wypracowany w poprzedniej książce: osiem opowiadań podzielonych po cztery według klucza „geograficznego”. Każde z pograniczy prezentuje nam odrębnych bohaterów i posługuje się inną scenografią. Na Północy mieliśmy konwencję militarną i górską straż, na Południu meekhańskiego Imperium piaski pustyni i specyficzną mistykę. Można dostrzec zachowanie tego wzorca także w drugim tomie Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Wschód to stepy i potyczki konnicy, Zachód zaś to historie typowo miejskie, sięgające do motywów walki dworskiej, intryg, spisków i rozgrywek miedzy złodziejskimi gildiami. Laureat Nagrody im. Zajdla 2010 wciąż doskonale konstruuje swoje opowiadania pod kątem formalnym, choć w stosunku do poprzednich tekstów mniej tu zaskoczenia.
Trzeba przyznać, że prozę Wegnera czyta się doskonale – język jest żywy, opisy malownicze i przekonujące, a bohaterowie zdecydowanie zapadają w pamięć. Każde z opowiadań stanowi zamkniętą konstrukcyjnie całość, to prawda, jednak muszę przyznać, że wyróżnianie któregokolwiek z nich byłoby błędem. Przyczyna jest bardzo prosta – siła tej literatury tkwi nie (a przynajmniej nie tylko) w ciekawych, wciągających historiach, ale raczej w doskonałej kreacji świata. Widać tu ogromny wysiłek autora polegający na zbudowaniu misternej i kompletnej wizji, a następnie, co może nawet trudniejsze, na subtelnym i sukcesywnym przelewaniu tej wizji na papier. W każdym tekście czytelnik dostaje kilka, czasem kilkanaście puzzli, z których powoli wyłania się coraz bardziej kompletny obraz świata Meekhanu. To odnajdywanie elementów i dopasowywanie ich do siebie daje ogromną przyjemność, tym bardziej, że mamy poczucie obcowania z dziełem o ogromnym rozmachu, dotykającym tak kwestii przyziemnych, jak i wzniosłych. Mamy tu miłość, tęsknotę, zemstę, lojalność, honor, tradycję, wściekłość i strach, mamy zepsute siodła, niebezpieczne sekrety, walkę wywiadów, politykę, bitwy, manewry, zasadzki, bale i starcia między wrogimi stronnictwami, wreszcie mamy legalne i zakazane kulty, wszelkiej maści magię i magików, przesądy, tradycje, rytuały a także bogów i rozgrywki między nimi. Wegner tworząc swój świat, sięgnął do przebogatego rezerwuaru pomysłów wykorzystywanych w literaturze (nie tylko w fantasy) i zbudował z tego coś niebanalnego i interesującego.
Wydaje mi się, że niewątpliwy sukces, jaki odniosły opowiadania tego autora jest rezultatem połączenia świetnych, dobrze przedstawionych fabuł i umiejętnej prezentacji złożonego i intrygującego uniwersum. To nie jest literatura, która jakoś specjalnie zaskakuje, Wegner nie odkrywa tu niczego nowego. Raczej prezentuje nam rzeczy znane i lubiane w intrygujących konfiguracjach, sukcesywnie dając nam do ręki poszczególne kawałki meekhańskiej układanki. Niemniej jednak Opowieści z meekhańskiego pogranicza mają w sobie to coś, co powoduje, że na kolejne historie i kolejne elementy nie możemy się doczekać. I nie jest ważne, że opowiadania składające się na Wschód-Zachód są chyba minimalnie słabsze niż te z Północy i Południa. Jako całość uważam ten zbiór za lepszy niż poprzedni. Co więcej, moim zdaniem jego pełną wartość dostrzeżemy tylko, gdy potraktujemy go holistycznie, odchodząc od wybiórczej analizy jego poszczególnych składowych. Wydaje mi się, że warto zapoznać się z meekhańskimi tekstami, bo Robert M. Wegner, mimo niewielkiego w sumie dorobku, już w chwili obecnej stał się jedną najjaśniej świecących gwiazd na firmamencie polskiej fantastyki. Mam nadzieję, że jego pierwsza nadchodząca powieść - Niebo ze stali udowodni, że się nie mylę.
5.5/6
Osobiście nie mogę się początku marca doczekać, żeby sprawdzić co tam nowego jeden z moich ulubionych autorów stworzył. ;)
OdpowiedzUsuńHeh... do początku marca to ja bym chyba ześwirował. Ja już wariuję w oczekiwaniu na szczotkę z Powergraphu. Dlatego obiecuję, że jak tylko ją dostane zabieram się do lektury i wysmażę na Fantastę (i oczywiście na bloga) jakąś smakowitą przedpremierową recenzję.
UsuńJa już mam przygotowane fundusze specjalnie na marzec :) W mojej opinii część Północ była bardzo taka sobie, wolałam Południe no i wyżej zrecenzowane dzieło. Chociaż to kwestia gustu, bo mnie osobiście drażniły przeciągnięte opisy jakiejś bitwy, albo samo to, że czytając opowiadania z północy trochę ziewałam. No ale zgodzę się, że to kreacja świata gra tu pierwsze skrzypce. :)
OdpowiedzUsuńUrzekł mnie Wegner swoimi "Opowieściami". Masz rację, ich siła tkwi w wykreowanym świecie i w tym, że autor serwuje nam te puzzle, o których piszesz, nie wykładając wszystkiego na tacy i wierząc w inteligencję czytelnika. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
OdpowiedzUsuń