W każdym z klasycznych fantastycznych uniwersów daje
się wyróżnić pewne elementy stanowiące cechy charakterystyczne danego
świata, jego ikony. Zwykle są to postacie lub miejsca, czasem jednak
bywa tak, że taką ikoną staje się innego rodzaju obiekt. W przypadku
Gwiezdnych Wojen przykładów można znaleźć nawet kilka, jednak bez
wątpienia jednym z najbardziej wyrazistych jest „Sokół Millenium”. Gdyby
próbować stworzyć listę trzech najbardziej znanych pojazdów kosmicznych
w historii wszelkiej maści fantastyki, to miałby on pewne miejsce „na
pudle” obok „Enterprise’a” i „Nostromo”. Trudno się zatem dziwić, że na
gwiezdnowojennym poletku doczekał się wreszcie czegoś na wzór
powieści-laurki.
Autorem Sokoła Millenium jest James Luceno,
co mogłoby sugerować całkiem niezły poziom tekstu. Z drugiej strony
kolejna pozycja z Hanem i Leią w roli głównej rodzi pewne obawy, tym
bardziej, że nasi sztandarowi bohaterowie są tu już „nieco” wiekowi.
Książka stanowi bowiem swoiste preludium do wydarzeń cyklu Przeznaczenie Jedi, a więc jej akcja ma miejsce, bagatela, 43 lata po Nowej Nadziei.
Całość uratował przede wszystkim całkiem zgrabny pomysł na oddanie
hołdu statkowi-symbolowi. Punktem wyjścia są poszukiwania wcześniejszych
właścicieli statku, które Han, Leia i Alanna podejmują… w zasadzie z
nudów. Tyle tylko, że równocześnie podejmuje je jeden z poprzednich
posiadaczy „Sokoła”. Sama przeszłość tego konkretnego egzemplarza
YT-1300 jest na tyle zawiła, że trafia się i tajemnica w sam raz do
wyjaśnienia. No i zręby fabuły gotowe! Mamy zatem pełno epizodów z
historii „Sokoła”, zwykle przekazywanych przez któregoś z odszukanych
przez bohaterów dawnych właścicieli statku. Do tego dwa zasadnicze wątki
fabularne, niezbyt skomplikowana intryga, lekko rozczarowująca
tajemnica owocująca trochę banalnym zakończeniem i już. Wyszła z tego
powieść czysto rozrywkowa, lekka i mimo wyraźnych wad irracjonalnie
wciągająca.
Sokół Millenium wyróżnia się na tle
większości powieści pisanych dla gwiezdnowojennej franszyzy dość
nietypową konstrukcją. Nie ma tu prawie Jedi, Mocy, mieczy świetlnych,
czy innych tego typu dupereli. Jest za to hołd oddany statkowi-ikonie
właściwie całego science-fiction. Trochę tu łatania dziur w zapchanej do
granic możliwości chronologii, trochę puszczania oka do czytelnika,
trochę typowego fluffu. A jednak ta na pozór papkowata całość
broni się całkiem nieźle. Akcja płynie wartko, są pościgi, są
strzelaniny, są awarie „Sokoła…”, są Han, Leia i C-3PO i jest ukłon w
stronę tradycji. Taką papkę strawię bardzo chętnie.
4/6
Powieść rozgrywa się zdaje się po NEJ. Orientujesz się może czy można ja czytać bez znajomości tej serii?
OdpowiedzUsuńMożna, o tyle, ze od jakiegoś czasu wszystkie powieści gwiezdnowojenne mają na wstępie taką rozbudowaną chronologię świata na kilkanaście stron. Ot, przeczytasz parę spojlerów i tyle. Ja połowę NEJu i większość "Dziedzictwa" jakoś ominąłem, "Sokoła" rzeczytałem i nie bolało.
Usuń