Są książki, o których nie wypada napisać nic innego,
że są po prostu perwersyjne. I to bynajmniej nie dlatego, iż zawierają
Bóg raczy wiedzieć jakie bezeceństwa. Chodzi tu raczej o to, iż
rozbierają na części pierwsze nie tylko świat przedstawiony, ale także
samą ideę, która za tekstem stoi, proces twórczy, recepcję, polemikę
itp. Na wszystko to nakładają fabularne szaty i serwują właściwemu
odbiorcy będąc w zasadzie jednym wielkim prowokującym i niezwykle
samoświadomym mrugnięciem literackiego oka. Niemal wzorcowym przykładem
takiego tekstu było dla mnie choćby Science fiction Jacka Dukaja. Było, gdyż już od pierwszych stron lektury powieści o enigmatycznym tytule Shriek: posłowie wiedziałem, że Jeff VanderMeer poszedł jeszcze dalej niż Dukaj.
Od strony formalnej Shriek: posłowie jest powieścią stylizowaną na przybierające fabularyzowaną formę obszerne biograficzne posłowie do zamieszczonego w Mieście szaleńców i świętych
„Hoegbottońskiego przewodnika po wczesnej historii miasta Ambergris”
dodatkowo opatrzone komentarzami, tak ze strony bohaterów, jak i
fikcyjnego wydawcy. Rozbijając całość na poziomy, wyraźnie widać ich
kilka. Jeff VanderMeer jako „Überautor” zarówno Miasta…, jak i Shrieka
stanowi punkt wyjścia. Konsekwentnie przyjmuje on konwencję
posługiwania się tekstami źródłowymi pochodzącymi ze świata
przedstawionego. Tyle tylko, że wrzuca je w młyn odniesień i wzajemnych
powiązań. Druga z ambergriańskich powieści Amerykanina przyjmuje bowiem
formę regularnego tekstu źródłowego ze świata powieści, opatrzonego
zresztą posłowiem (do posłowia) redaktora – Sirina. W swojej istocie
jest to opowieść Janice Shriek odwołująca się do życia jej brata –
Duncana Shrieka – i ich wzajemnych relacji inspirowana tekstem autorstwa
tegoż, który VanderMeer zaprezentował czytelnikom w Mieście…
Do tego mamy jeszcze komentarze samego Shrieka odnoszące się tak do
tekstu Janice, jak do innych wydarzeń opisanych we wcześniejszej
powieści. A więc po kolei, od końca, mamy (1) Sirina, który komentuje i
wydaje (2) skomentowane przez Duncana (3) posłowie autorstwa Janice do
(4) „Hoegbottońskiego przewodnika…” pióra Duncana, zawartego w (5) Mieście szaleńców i świętych, którego autorem jest VanderMeer. Wszystko to zawarte jest w (6) Shrieku: posłowie tegoż samego autora. No i oczywiście jest tu jeszcze (7) poziom czytelnika, który się musi w tym wszystkim połapać.
W warstwie formalnej książka robi ogromne wrażenie nie tylko pomysłem i konsekwencją VanderMeera
w realizacji podjętego zadania, ale także świadomością materii, z
której całość jest ulepiona. Überautor gra tu nie tylko mnogością
odnoszących się do siebie wątków i historii, ale także (co wymaga już
naprawdę dobrego literackiego warsztatu) wielością perspektyw i stylów.
Każdy z „głosów” ma przecież swoje manieryzmy, sposób narracji
(momentami subtelnie modyfikowany), ma własne spojrzenie na opowiadaną
historię, wreszcie podejmuje się też niejednokrotnie swoistej redakcji i
skomentowania wypowiedzi innych. Opanowanie tak skomplikowanej materii
musi budzić słowa uznania.
Poza ciekawą warstwą formalną Shriek ma
jeszcze całkiem sporo do zaoferowania. Przede wszystkim jest to
poruszająca historia rodzeństwa Shrieków, rodzinna saga pokazująca, jak
na przestrzeni lat powstają i niszczeją relacje między dwójką ludzi i
jak się one zmieniają tworząc swoisty mikrokosmos znaczeń. Równolegle
obserwujemy na pozór zwykłe codzienne życie i rozterki tak Janice, jak i
Duncana – ich zawodowe i miłosne perypetie, wzloty i upadki. Natomiast
gdzieś głębiej, pod całą niezwykle emocjonalną warstwą osobistą jest
kolejna, stanowiąca w zasadzie szkielet VanderMeerowskiego pomysłu –
fenomenalny świat, pełen tajemnic, intryg i wewnętrznej dynamiki
przekładającej się na bohaterów. Także na tym poziomie widać wyraźnie
ogromną konsekwencję autora w konstruowaniu i przedstawianiu
czytelnikowi swojej wizji. W tym sensie Shriek: posłowie
skutecznie rozwija watki zarysowane w Mieście… a znajdujące
(przynajmniej niektóre) rozwiązanie w Finchu. Inna rzecz, że środkowa
część „trylogii ambergriańskiej” jest porcją naprawdę dobrze napisanej
literatury. Nie jest to książka typowo rozrywkowa, do tramwaju, ale
raczej na dłuższe spokojne posiedzenia. Shriek wymaga skupienia i ciszy – bez tego trudno może być zauważyć i docenić subtelne gry stylem i masę nawiązań, jaką VanderMeer nam serwuje. Warto jednak ten czas i spokój znaleźć.
Amerykanina nazywa się czasem jednym z czołowych
przedstawicieli prozy spod znaku New Weird. Czymkolwiek by ten nurt nie
był, teksty VanderMeera są niewątpliwie godne uwagi, stanowią
nową wartość dla współczesnej fantastyki, a i nie da się ukryć, że można
zauważyć tu bez problemu specyficzny klimat tzw. „weird fiction”. Całą
kwestię mogłoby załatwić proste stwierdzenie, że Shriek: posłowie
to po prostu porcja świetnej, wymagającej i niezwykle dopracowanej
literatury. To zdecydowanie nie jest pozycja dla każdego – wymaga czasu,
skupienia i znajomości kontekstu. Potrafi jednak dać poczucie obcowania
z tekstem i autorem ze wszech miar wyjątkowym i odważnym. Wśród
grzybowych spór, tajemnic szarych kapeluszy i mrocznych zaułków
Ambergris, można znaleźć tekst, który jest czymś znacznie więcej niż
tylko perwersyjnym przypisem do przypisu, będącym przypisem do innego
przypisu…
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz