piątek, 5 lipca 2013

Shriek: posłowie - Jeff VanderMeer - recenzja z portalu Fantasta.pl

Są książki, o których nie wypada napisać nic innego, że są po prostu perwersyjne. I to bynajmniej nie dlatego, iż zawierają Bóg raczy wiedzieć jakie bezeceństwa. Chodzi tu raczej o to, iż rozbierają na części pierwsze nie tylko świat przedstawiony, ale także samą ideę, która za tekstem stoi, proces twórczy, recepcję, polemikę itp. Na wszystko to nakładają fabularne szaty i serwują właściwemu odbiorcy będąc w zasadzie jednym wielkim prowokującym i niezwykle samoświadomym mrugnięciem literackiego oka. Niemal wzorcowym przykładem takiego tekstu było dla mnie choćby Science fiction Jacka Dukaja. Było, gdyż już od pierwszych stron lektury powieści o enigmatycznym tytule Shriek: posłowie wiedziałem, że Jeff VanderMeer poszedł jeszcze dalej niż Dukaj.


Od strony formalnej Shriek: posłowie jest powieścią stylizowaną na przybierające fabularyzowaną formę obszerne biograficzne posłowie do zamieszczonego w Mieście szaleńców i świętych „Hoegbottońskiego przewodnika po wczesnej historii miasta Ambergris” dodatkowo opatrzone komentarzami, tak ze strony bohaterów, jak i fikcyjnego wydawcy. Rozbijając całość na poziomy, wyraźnie widać ich kilka. Jeff VanderMeer jako „Überautor” zarówno Miasta…, jak i Shrieka stanowi punkt wyjścia. Konsekwentnie przyjmuje on konwencję posługiwania się tekstami źródłowymi pochodzącymi ze świata przedstawionego. Tyle tylko, że wrzuca je w młyn odniesień i wzajemnych powiązań. Druga z ambergriańskich powieści Amerykanina przyjmuje bowiem formę regularnego tekstu źródłowego ze świata powieści, opatrzonego zresztą posłowiem (do posłowia) redaktora – Sirina. W swojej istocie jest to opowieść Janice Shriek odwołująca się do życia jej brata – Duncana Shrieka – i ich wzajemnych relacji inspirowana tekstem autorstwa tegoż, który VanderMeer zaprezentował czytelnikom w Mieście… Do tego mamy jeszcze komentarze samego Shrieka odnoszące się tak do tekstu Janice, jak do innych wydarzeń opisanych we wcześniejszej powieści. A więc po kolei, od końca, mamy (1) Sirina, który komentuje i wydaje (2) skomentowane przez Duncana (3) posłowie autorstwa Janice do (4) „Hoegbottońskiego przewodnika…” pióra Duncana, zawartego w (5) Mieście szaleńców i świętych, którego autorem jest VanderMeer. Wszystko to zawarte jest w (6) Shrieku: posłowie tegoż samego autora. No i oczywiście jest tu jeszcze (7) poziom czytelnika, który się musi w tym wszystkim połapać.

W warstwie formalnej książka robi ogromne wrażenie nie tylko pomysłem i konsekwencją VanderMeera w realizacji podjętego zadania, ale także świadomością materii, z której całość jest ulepiona. Überautor gra tu nie tylko mnogością odnoszących się do siebie wątków i historii, ale także (co wymaga już naprawdę dobrego literackiego warsztatu) wielością perspektyw i stylów. Każdy z „głosów” ma przecież swoje manieryzmy, sposób narracji (momentami subtelnie modyfikowany), ma własne spojrzenie na opowiadaną historię, wreszcie podejmuje się też niejednokrotnie swoistej redakcji i skomentowania wypowiedzi innych. Opanowanie tak skomplikowanej materii musi budzić słowa uznania.

Poza ciekawą warstwą formalną Shriek ma jeszcze całkiem sporo do zaoferowania. Przede wszystkim jest to poruszająca historia rodzeństwa Shrieków, rodzinna saga pokazująca, jak na przestrzeni lat powstają i niszczeją relacje między dwójką ludzi i jak się one zmieniają tworząc swoisty mikrokosmos znaczeń. Równolegle obserwujemy na pozór zwykłe codzienne życie i rozterki tak Janice, jak i Duncana – ich zawodowe i miłosne perypetie, wzloty i upadki. Natomiast gdzieś głębiej, pod całą niezwykle emocjonalną warstwą osobistą jest kolejna, stanowiąca w zasadzie szkielet VanderMeerowskiego pomysłu – fenomenalny świat, pełen tajemnic, intryg i wewnętrznej dynamiki przekładającej się na bohaterów. Także na tym poziomie widać wyraźnie ogromną konsekwencję autora w konstruowaniu i przedstawianiu czytelnikowi swojej wizji. W tym sensie Shriek: posłowie skutecznie rozwija watki zarysowane w Mieście… a znajdujące (przynajmniej niektóre) rozwiązanie w Finchu. Inna rzecz, że środkowa część „trylogii ambergriańskiej” jest porcją naprawdę dobrze napisanej literatury. Nie jest to książka typowo rozrywkowa, do tramwaju, ale raczej na dłuższe spokojne posiedzenia. Shriek wymaga skupienia i ciszy – bez tego trudno może być zauważyć i docenić subtelne gry stylem i masę nawiązań, jaką VanderMeer nam serwuje. Warto jednak ten czas i spokój znaleźć.

Amerykanina nazywa się czasem jednym z czołowych przedstawicieli prozy spod znaku New Weird. Czymkolwiek by ten nurt nie był, teksty VanderMeera są niewątpliwie godne uwagi, stanowią nową wartość dla współczesnej fantastyki, a i nie da się ukryć, że można zauważyć tu bez problemu specyficzny klimat tzw. „weird fiction”. Całą kwestię mogłoby załatwić proste stwierdzenie, że Shriek: posłowie to po prostu porcja świetnej, wymagającej i niezwykle dopracowanej literatury. To zdecydowanie nie jest pozycja dla każdego – wymaga czasu, skupienia i znajomości kontekstu. Potrafi jednak dać poczucie obcowania z tekstem i autorem ze wszech miar wyjątkowym i odważnym. Wśród grzybowych spór, tajemnic szarych kapeluszy i mrocznych zaułków Ambergris, można znaleźć tekst, który jest czymś znacznie więcej niż tylko perwersyjnym przypisem do przypisu, będącym przypisem do innego przypisu…

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...