„Czterej pancerni i pies” często uważany jest za jeden z
najważniejszych polskich seriali wszechczasów. W swoim czasie, oparta na
powieści Janusza Przymanowskiego produkcja telewizyjna stała się
przyczyną powstania ogromnego masowego ruchu miłośników, który w
konsekwencji doprowadził do powstania kontynuacji tak powieści, jak i
serialu. Zresztą do dziś jest to stały element ramówek polskich stacji
telewizyjnych – co ważne – wciąż przyciągający przed ekrany kolejne
pokolenia widzów. Jak każde zjawisko masowe, tak i „Czterej pancerni”
obok rzeszy sympatyków, dorobił się całkiem sporego grona zaciekłych
przeciwników. W gruncie rzeczy trudno się temu dziwić. Pomijając fakt
dość luźnego traktowania przez twórców prawdy historycznej, serial ten
jest bowiem przede wszystkim znakomicie przygotowaną propagandową
agitką, mającą budować legendę Armii Berlinga i umacniać sojusz ludowej
Polski ze Związkiem Radzieckim. W tym wszystkim historia zeszła na
dalszy plan, i tylko raz na jakiś czas ktoś zadaje pytanie: „A jak było
naprawdę?”
Naprzeciw ciekawości chcących poznać odpowiedź na powyższe pytanie
wychodzi Kacper Śledziński – autor ciepło przyjętych Cichociemnych, Czarnej kawalerii i Odwagi straceńców. W swojej najnowszej książce
pt. Tankiści. Prawdziwa historia czterech pancernych opowiada historię
1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, skrupulatnie
dokumentując jej powstanie i szlak bojowy. Śledziński sięgnął do bardzo
zróżnicowanych źródeł: powieści Przymanowskiego, rozmaitych opracowań
(tak monograficznych, jak i syntetycznych) poruszających temat Brygady,
czy szerzej – armii Berlinga, wspomnień, pamiętników, dzienników
bojowych, rozkazów itp. W efekcie powstała książka bogata w punkty
widzenia, ze zmieniającą się perspektywą, co opatrzone adekwatnym
komentarzem autora i rzeczową prezentacją poszczególnych zagadnień daje
bardzo dobry efekt. Przede wszystkim trzeba oddać Śledzińskiemu to, co
było zauważalne już w jego wcześniejszych publikacjach – świetne, pióro –
szczególnie w momentach, gdy urozmaica narrację, czyniąc ją lżejszą,
bardziej literacką. Powoduje to, iż Tankistów po prostu nieźle się
czyta. Jakby dla równowagi, opisy poszczególnych potyczek Brygady
(zajmujące zaskakująco wiele miejsca) mimo, iż już nie tak porywające,
są bardzo rzeczowe i konkretne.
Strona literacka, choć ważna, nie jest tu jednak na pierwszym
miejscu. Problem jednak w tym, że nie bardzo wiadomo co na nim jest.
Śledziński waha się bowiem, między dwiema nie do końca do siebie
przystającymi formułami: monografią jednostki a polemiką z legendą
powieści i serialu. Choć na pozór nie ma między nimi sprzeczności, to
jednak różnica jest kolosalna: inny temat, odmienna poetyka, nawet nie
do końca ten sam odbiorca. W efekcie świetny pomysł nieco się rozmywa –
wszystkiego nieco tu za mało. Za mało odkłamujących odniesień do książki
i serialu, czy też choćby dostarczenia wyraźnego klucza
interpretacyjnego dla opisywanych w nich wydarzeń i postaci – oczekując
wyraźnego (sugerowanego choćby przez okładkę i tytuł) komentarza do
wykreowanej przez Przymanowskiego rzeczywistości narażamy się na pewien
niedosyt. Z drugiej strony z perspektywy tematycznej monografii,
wszystkie powieściowo serialowe wtręty wydają się być zbędnymi
ozdobnikami. Mimo wszystko, choć Śledzińskiemu zabrakło konsekwencji,
można mu to i owo wybaczyć.
Tankiści mają dwa oblicza, choć nie do końca ze sobą spójne. Oba
ciekawe, oba pozostawiające raczej niedosyt niż przesyt – a to dobrze.
Lepiej bowiem, żeby książka zaciekawiła, zachęciła do ewentualnych
dalszych poszukiwań, niż miałaby znudzić. Tym bardziej, że jest to
pozycja naprawdę świetnie napisana. Choć w literackiej formule przyjętej
przez Śledzińskiego nieco brakuje konsekwencji warto po jego najnowszą
propozycję sięgnąć. Oddaje bowiem hołd ludziom, którzy mimo przeciwności
losu, znalazłszy się w na pozór tylko polskim wojsku u boku sojusznika,
który w oczywisty sposób był raczej nowym okupantem niż wyzwolicielem,
konsekwentnie walczyli o powrót do kraju. Prawdziwa historia pancernych
jest daleka od tego co znamy z serialu – pełniejsza, bardziej złożona,
bardziej ludzka. Dlatego bez względu na osobisty stosunek do przygód
załogi „Rudego” warto ją poznać.
4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz