piątek, 13 maja 2016

Saga. Tom 4 – Brian K. Vaughan, Fiona Staples - komiskowa recenzja z Szortalu

Już na wstępie recenzji czwartego tomu Sagi chciałbym zaznaczyć, że jestem absolutnym fanem tej serii – pomysłowej, błyskotliwej, bezpośredniej, a zarazem zabawnej i wciągającej tak, jak żaden inny tytuł przychodzący mi do głowy na przestrzeni ostatnich kilku lat. To prawdziwy fenomen na komiksowym rynku, a czwarty album zbiorczy wydany w Polsce przez Muchę w pełni to udowadnia. O żadnej zniżce formy duetu Vaughan/Staples nie ma mowy… a wręcz przeciwnie – seria nabiera jeszcze większych rumieńców. 

W tym miejscu można by się zastanawiać, co takiego Brian K. Vaughan może zafundować czytelnikom, aby im zaskoczyć i utrzymać świeżość serii. Autor Y-greka udowadnia jednak, że inspiracji nie trzeba wcale szukać daleko – wystarczy pójść ścieżką sprawdzoną przy okazji tomów wcześniejszych i sięgnąć do prozy życia pary wychowującej małe dziecko. Po raz kolejny okazuje się, że mamy do czynienia z niezgłębioną wręcz skarbnicą, z której można czerpać gotowe motywy, sceny czy dialogi. Tym razem wszystko kręci się wokół zaczynającego się tlić konfliktu między Alaną a Marko… a idzie jak zwykle o rzeczy proste: przytłoczenie prozą życia, poszukiwanie jakiegoś ubarwienia, odreagowania frustracji, itd. Po raz kolejny autorzy pokazują niesamowity zmysł obserwacji, gdy chodzi o oddanie dynamiki związku dwojga ludzi. To chyba jednak z największych zalet Sagi, a zarazem przyczyna jej niezwykłej popularności. Mimo całej niezwykłości, a czasem wręcz dziwaczności świata przedstawionego, poruszane są tematy uniwersalne, z którymi bez trudu jest w stanie zidentyfikować się każdy, kto choćby dotknął sytuacji takich, jak życie w trwałym związku, wychowanie dzieci, relacje z teściami, zmęczenie nudną pracą, itd. Historia małej Hazel i jej rodziny nie wymaga kulturowego kontekstu – jest bezpośrednia i łatwa do zrozumienia. A to, że niektóre postacie mają rogi lub skrzydła, to, że wokół pełno robotów z telewizorami zamiast głów, łowców nagród wyglądających jak hybryda człowieka i pająka lub małych foczek w ogrodniczkach wywijających halabardami? To tylko czyni ten komiks jeszcze fajniejszym.

Saga nie byłaby jednak Sagą, gdyby nie znakomite postacie drugo- i trzecioplanowe. Nie brakuje tego i w czwartym tomie zbiorczym. Zdecydowanie najwięcej miejsca znajduje się dla Księcia Robota IV (i jego potomka), ale pojawiają się też nowi bohaterowie. Widać znakomite zbalansowanie między wątkami kontynuowanymi, rozwiązywanymi/kończonymi i nowowprowadzanymi (choć mam świadomość, że w kontekście poszczególnych wydań zbiorczych może się ono przedstawiać nieco inaczej, niż z perspektywy regularnej serii zeszytowej). Dość powiedzieć, że Vaughan nie daje się nudzić… tak czytelnikom, jak i swoim bohaterom.

W przypadku warstwy graficznej także nie ma absolutnie żadnych niespodzianek. Styl Fiony Staples jest równie znakomity, co rozpoznawalny. Duże, ekspresyjne kadry, wyraziste kolory, rozmyte tła bez tuszowanej kreski i charakterystyczna stylistyka – specjalnie nie ma nad czym się rozwodzić, Staples to obecnie komiksowa ekstraklasa. Po prostu. 

Kiedyś, przy okazji pisania o jakimś zupełnie niezwiązanym tytule wspomniałem, że niezmiernie ciężko recenzuje się kolejne woluminy z wielotomowych serii. Zwykle jednak można liczyć albo na mniej lub bardziej zamknięte łuki fabularne, albo na lepsze lub gorsze historie, zmieniających się scenarzystów/rysowników itp. Z Sagą jest znacznie trudniej. Nie dość, że ekipa twórców się nie zmienia, nie dość, że brak tu wyraźnego podziału na zamknięte w tomach historie, to jeszcze w dodatku poziom całej serii nie spada poniżej bardzo wysoko zawieszonej poprzeczki. A więc: drogi czytelniku, jeśli jakimś cudem jeszcze się z komiksem duetu Vaughan/Staples nie zetknąłeś, to mam Ci do przekazania jedną, jedyną rzecz. Skończ czytać te wypociny i szoruj chybcikiem do sklepu po komiks, a najlepiej po wszystkie cztery. Bardzo prawdopodobne, że Saga okaże się być najlepszą rzeczą, jaką czytałeś od dawna. Jeśli zaś poprzednie tomy znasz, to wiedz, że tom czwarty w niczym poprzednikom nie ustępuje, a momentami jest nawet lepszy, niż choćby tom poprzedni. Ale przecież Ty i tak przeczytasz, prawda? Dziękuję, skończyłem. Idę czekać na tom piąty… jesień już niedługo.

5.5/6

PS. Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...