poniedziałek, 30 maja 2016

Flash. Tom 1. Cała naprzód – Francis Manapul, Brian Buccellato - komiksowa recenzja z Szortalu

W mgnieniu oka

Flash należy bez wątpienia do grona najpopularniejszych postaci uniwersum DC. Szkarłatny biegacz zwykle wymieniany jest wśród ikonicznych herosów tego wydawnictwa tuż obok (lub zaraz po) Supermanie, Batmanie, Wonder Woman czy Green Lanternie (Halu Jordanie). Aż dziw bierze, że do tej pory postać nie doczekała się w Polsce solowego albumu lub choćby zeszytu. W komiksach wydanych nad Wisłą i Odrą Flash pojawiał się jedynie bądź to gościnnie, bądź to jako jeden z bohaterów (jak w przypadku Ligi Sprawiedliwości, czy choćby Kryzysu Tożsamości). Na szczęście, Egmont rozszerzający swą wydawniczą linię Nowego DC Comics postanowił wreszcie po tego herosa sięgnąć – być może na fali popularności całkiem udanego serialu o perypetiach błyskawicy z Central City. Cała naprzód to pierwszy tom poświęconej Flashowi serii.

Warto w tym miejscu dodać, że w Nowym DC Comics rolę Flasha pełni oczywiście znany ze Srebrnej Ery Barry Allen (podobnie zresztą jak w serialu), choć gdyby próbować doszukiwać się ciągłości z poprzednimi wcieleniami tej postaci (czy choćby historią samego Allena), to bez trudu można trafić na kilka elementów, gdzie scenarzyści nieco namieszali. Zresztą – co tu kryć – Flash to postać z chyba najbardziej zagmatwaną historią w całym uniwersum DC, ale można to złożyć na karb zdolności tej postaci. Przecież to nie kto inny, jak on, ma zdolność przechodzenia między różnymi rzeczywistościami, liniami czasowymi itp. Bałagan wydaje się więc nieunikniony. Dla lektury dość stwierdzić, że w Całej naprzód nasz bohater to technik policyjny – Barry Allen – który już od paru lat działa w sekrecie jako Flash – heros, który wskutek nieszczęśliwego (?) wypadku został obdarzony mocą błyskawicznego poruszania się, czy też wprawiania cząstek swego ciała w niezwykle szybkie drgania. Przywdział kostium, zaś broniąc mieszkańców Central City dorobił się nie tylko dość ambiwalentnej opinii prasy (m.in. w osobie Iris West – tu nie będącej nigdy jego żoną), ale i pewnej gromadki mniej lub bardziej zadeklarowanych przeciwników. Nie ma tu za bardzo miejsca na roztrząsanie originu, czy też refleksje nad naturą zdolności bohatera. Czytelnik zostaje wrzucony od samego początku w wir akcji i muszę przyznać, że mimo wszelkich zalet takiego rozwiązania, powoduje ono nieco zamieszania. Odpowiedzialny za scenariusz duet Francis Manapul/Brian Buccellato ma bowiem tendencję do stosowania wielu skrótów fabularnych, czy też szybkiego przeskakiwania między perspektywami. Jest to coś wyjątkowego na tle większości współczesnych komiksów superbohaterskich, jednak momentami czyni to narrację nieco mało płynną, Sam scenariusz, choć nie jest może szczytem wyrafinowania, jest jak najbardziej do przyjęcia. Obserwujemy Barryego Allena/Flasha zmagającego się bądź to ze swoimi klasycznymi wrogami, bądź to próbującego zrozumieć i ogarnąć naturę swoich umiejętności. To, w połączeniu z nieodzownymi wątkami osobistymi, czyni Całą naprzód zbiorem dość standardowych historyjek o tym bohaterze. Lecz z pewnością w ogólnym sensie nie jest to komiks standardowy.

Wspomniałem już o specyficznym, nieco bardziej wymagającym od czytelnika sposobie, w jaki prowadzona jest narracja. To jednak jedynie początek znakomitej pracy, jaką w tym tytule wykonał Francis Manapul. Znakomite wrażenie robi przede wszystkim jego strona graficzna, i to w dwóch płaszczyznach. Po pierwsze – kreska. Manapul (posiłkowany odpowiedzialnymi za kolory Buccellato i Ianem Herringiem) stworzył znakomite, żywe, niezwykle sugestywne rysunki. Sposób rysowania postaci, mimika, posługiwanie się delikatnym konturem – wszystko jest tu po prostu kapitalne, spójne i utrzymane w konsekwentnie przestrzeganej stylistyce. Po drugie jednak, kapitalne wrażenie robi sposób kadrowania. Muszę uczciwe przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatnio to sposób rozplanowania stron, czy też kreatywne podejście do kadrów (i stron tytułowych!), zrobiły na mnie największe wrażenie w przypadku jakiegoś komiksu – a tak się właśnie dzieje w przypadku Flasha zilustrowanego przez kanadyjskiego Filipińczyka. Oddać w statycznych rysunkach tak dynamiczną postać to już spore osiągniecie. Manapul zrobił to jednak w sposób, dzięki któremu sama treść ustępuje miejsca znakomitej formie. I już choćby dla wspomnianej warstwy graficznej (nawet jeśli momentami efekciarskiej) warto sięgnąć po ten album.

Polski debiut Flasha we własnym tytule możemy zatem uznać za jak najbardziej udany. Co więcej, wydaje mi się, że jest to obecnie jedna z najciekawszych propozycji w ramach wydawanego przez Egmont Nowego DC Comics - nieźle napisany i znakomicie zilustrowany superbohaterski tasiemiec. Myślę, że po takim starcie Flash ma wszelkie szanse by zadomowić się na naszym rynku na dobre.

5/6

PS. Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...