czwartek, 22 lipca 2010

Krzyżacka zawierucha - Jacek Komuda - recenzja


Jestem lojalnym czytelnikiem. Mocna deklaracja, prawda? Ale prawdziwa, więc chyba mogę sobie na nią pozwolić bez zbędnego owijania w bawełnę. Tak to już jakoś jest, że jeśli jakiś autor utrafi w moje gusta to jestem w stanie pochłonąć w zasadzie każdą rzecz, którą spłodzi. Co więcej, bez względu na jej realne walory pewnie będzie mi się ona podobać. Nie inaczej jest w przypadku twórczości naczelnego szlachcica polskiej literatury, imć Jacka Komudy. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko ukazała się jego najnowsza powieść, Krzyżacka zawierucha, pospiesznie udałem się do księgarni celem jej nabycia. A potem ją oczywiście przeczytałem. W tym miejscu wypada zatem podzielić się wrażeniami z tejże lektury.
Najnowsze dzieło pisarza pieczętującego się herbem Kościesza zapowiadało się wielce intrygująco. Po raz kolejny bowiem autor odszedł od ukochanej przez siebie konwencji XVII-wiecznej przenosząc akcję do połowy wieku XV. Scenerią powieści są tereny Państwa Zakonnego w trakcie wojny Trzynastoletniej. W rolach głownych zamiast husarii występują więc polscy rycerze, no i oczywiście krzyżacy. Nie przeczę, dość to koniunkturalne, biorąc pod uwagę 600-lecie Bitwy pod Grunwaldem i fakt, że niemal wszystko odnoszące się do smutnych panów w białych płaszczach sprzedaje się ostatnimi czasy jak świeże bułeczki. Z drugiej jednak strony, skoro na poletku literatury fantastyczno-historycznej temat mogli podjąć tacy panowie jak Domagalski, czy Twardoch, to i Komuda może coś od siebie dodać i z pewnością nikomu na tym nie ubędzie. Tym bardziej, że robi to po swojemu, dość przekornie, ale zarazem barwnie.
Ta komudowska przekora, którą dostrzec można było choćby w Bohunie, gdzie opisując szczytowy moment potęgi Rzeczypospolitej za centralny punkt akcji obiera autor klęskę polskich wojsk pod Batohem, widoczna jest także i w Krzyżackiej zawierusze. Także i tutaj punktem wyjścia dla akcji staje się bitwa… i także i tutaj jest to bitwa przez Polaków sromotnie przegrana. To właśnie od wydarzeń na polach pod Chojnicami w 1454 zaczyna Komuda snuć swą opowieść. I niech nikt nie ma wątpliwości co do jednej rzeczy: mimo, iż sceneria jak na tego autora jest nietypowa, sama powieść to typowy przykład jego stylu. Mamy tu więc żywy, często dosadny język, wartką akcję i bohaterów, którym daleko do jednoznaczności. Świat opisany w najnowszym dziele autora Samozwańca jest… szary. I to w tym pozytywnym sensie. Tu raczej nie ma miejsca na czerń i biel, jest za to mnóstwo odcieni wspomnianej szarości.
Typowe dla Komudy jest też podjecie wątku honoru polskiego szlachcica. Główny bohater, Bolko z Rożnowa, wnuk słynnego Zawiszy Czarnego to postać intrygująca. Wychowany wśród szczytnych ideałów i chwalebnej historii swoich przodków zostaje wrzucony w brutalny świat intryg i walkę wywiadów. Postawione są więc pytania o honor i lojalność. To ważne elementy komudowskiego stylu i bardzo ciekawie są podjęte i w tej powieści. Krzyżacka zawierucha ma jednak jeszcze jednego głównego bohatera. Jest nim kończąca się epoka. Średniowiecze, ze swoimi ideałami i etosem rycerskim odchodzi w dal. Nie liczy się już honor i dworność, a raczej skuteczność i bezwzględność. Bardzo mocno wypada tu jedna z ostatnich scen powieści gdzie Bolko odrzuca zbroję i miecz i dokonuje rzezi swych wrogów za pomocą szabli. Symbolika tego momentu robi ogromne wrażenie i jest chyba też swoistym ukłonem Komudy w kierunku stałych odbiorców jego twórczości osadzonej w XVII wieku.
Krzyżacka zawierucha ma jednak kilka wad. Po pierwsze, niewielka objętość powoduje, że akcja momentami wydaje się niedostatecznie przedstawiona. Czasem ma się wrażenie stosowania prostych rozwiązań, typu deus ex machina, które… no cóż, niezbyt przekonują. Poza tym, jest to powieść dla tego autora mocno typowa, posługująca się bardzo podobnym schematem co inne jego większe formy. Młody, pełen ideałów bohater zostaje wplątany w rozgrywkę między potężnymi stronnictwami, co wystawia na próbę jego zasady, honor itp. A wszystko to okraszone sporą ilością akcji, pojedynków i ucieczek. 100% Komudy w Komudzie. Jeśli komuś ta forma odpowiada i się nią nie znudził, będzie z lektury Krzyżackiej zawieruchy zadowolony. Ten, komu się ta forma trochę przejadła może sobie tę książkę odpuścić. Ja sam przy lekturze bawiłem całkiem nieźle. Sporo frajdy sprawiły mi opisy Malborka, który dosłownie tydzień wcześniej zwiedzałem. A poza tym, jak już zaznaczyłem na początku, jestem lojalnym czytelnikiem. Rewelacji zatem nie ma, ale podobać mi się podobało.
4/6

5 komentarzy:

  1. Heh, wygląda, że Komuda chce zostać Sienkiewiczem XXI wieku. Ciekawe kiedy napisze swoją wersje "W pustyni i w puszczy" ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem . jestem jednak chyba zbyt wybredny , aby emocjonować się tego typu książką . I nie dlatego , iż epoka, czy też sama akcja mi nie odpowiada, ale używane zwroty, realia czy też język , który nijak ma sie do początku XV wieku:

    Dobry Turek to martwy Turek
    Gdzie pieprz rośnie
    Sulima sum – zwrot zupełnie nie stosowany w tym okresie

    to tak z pamięci, ale tekstów tego typu jest więcej

    Zabawna scena jest w gospodzie gdzie Ramsza wypłaca 400 grzywien srebra Mladeckowi – autor nie ma chyba pojęcia , że to powinno byc 72 kilo srebra.

    Krzyżak goniący Ramszę , nagle nie wiedzieć skąd wie , z kim Ramsza ucieka , wypytując o Bolka we wsi dybkowej.

    Cnoty rycerskie Bolka są tak przejaskrawione, iż odnosi się wrażenie iż człowiek ten jest idiotą , któremu trudno ruszyć samodzielnie palcem . Jego zaś przeobrażenie w żadnego krwi zawadiakę zupełnie w tym momencie nie zrozumiałe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie powieść wielce przeciętna.
    Za to Twoja recenzja bardzo dobra.

    Zapraszam do przeczytania recenzji tejże lektury na moim blogu: www.recensioliber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Choć czasem aż dziw bierze, ze ktoś trafia na te teksty sprzed przeszło pięciu lat ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...