poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Palimpsest - Catherynne M. Valente - recenzja z serwisu Fantasta.pl

Czy zastanawiałeś się kiedyś, drogi Czytelniku, jak to jest niespodziewanie trafić do obcego miasta? Co więcej, takiego miasta, które na każdym kroku urzeka swym pięknem, zaskakuje nierealnością i przyciąga tajemniczością. A jeśli smak podróży do owego miasta przyprawiony będzie w dodatku lekko pikantną nutą zakazanego owocu? Zweryfikuj swoje wyobrażenia, daj zabrać się Catherynne M. Valente w ulotną podróż przedstawioną na kartach powieści Palimpsest.

Autorka opowiada historię czwórki osób, które zyskują możliwość podróżowania do tytułowego Palimpsestu – miasta pełnego cudów, położonego gdzieś między jawą a snem. Dostać się tam mogą jedynie wybrani, naznaczeni przez miasto piętnem jego ulic, a bramą tej podróży staje się fizyczna miłość z osobą, która takie piętno już nosi. Losy Sei, November, Olega i Ludovico, mimo iż są oni dla siebie zupełnie obcymi osobami zostają nierozerwalnie złączone w noc ich pierwszej wizyty w mieście nie z tego świata. Od tej pory Palimpsest staje się celem ich dążeń, miejscem gdzie wciąż chce się wracać, gdyż wszystko tam jest "bardziej" i "mocniej".

Valente tworzy bohaterów rozchwianych, w pewnym sensie złamanych, ogarniętych obsesją. Nie ma jednak znaczenia czy są nią pociągi, porządek, duch siostry, czy też własna żona. Każda z nich w ostateczności prowadzi do Palimpsestu, manifestuje się w nim i staje się motywem przewodnim danej postaci. Obserwujemy swoistą drogę ku zatraceniu ich w świecie spełnionych pragnień. Palimpsest wymazuje odwiedzającą je osobę, tworząc na jej miejsce nową, zupełnie inną. Równorzędnym bohaterem jest także tytułowe miasto. Stylistyka urban fantasy, tak popularna za sprawą prac m.in. Miéville'a, VanderMeera, czy Harrisona tutaj zostaje uzupełniona o klasyczny motyw dwóch równoległych światów, coś na wzór Lovecrafotwskich Krain Snów. Palimpsest żyje, ma swoje zasady, swoją historię, swoją topografię i swoich mieszkańców. Podobnie jak pozostali bohaterowie powieści, także i tytułowe miasto ma swoje namiętności i tęsknoty, do których stara się dążyć.

Fascynująca wizja Valente ubrana jest w cudowny, magiczny język: poetycki, ulotny, pełen metafor. Amerykańska autorka tworzy za pomocą słów wciągające i malownicze pejzaże świata nie z tego świata. Czuć dobry warsztat poetki (opublikowała pięć tomików poezji) i umiejętność wciągnięcia czytelnika w stworzoną rzeczywistość. Ulotność Palimpsestu oprócz języka potęguje też charakterystyczna narracja. Valente prezentuje nam krótkie, migawkowe rozdziały często przenosząc akcję pomiędzy dwiema rzeczywistościami i między poszczególnymi bohaterami. Każda wizyta w Palimpseście staje się dla czytelnika wyjątkowa i ulotna, dokładnie taka, jaka jest dla bohaterów powieści.

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Palimpseście zastanowiła mnie jedna rzecz: na ile autorka poradziła sobie z oddaniem scen seksu, które pełnią tak ważną rolę w fabularnej konstrukcji powieści. Fizyczna miłość, w różnych swych przejawach jest bowiem elementem, na którym niejeden pisarz połamał nogi, czyniąc je choćby zbyt ckliwymi lub też przesadnie suchymi i dosadnymi. Moje obawy zostały jednak rozwiane. Valente radzi sobie ze scenami miłosnymi w sposób kapitalny. Bynajmniej nie są tematem przewodnim powieści, a stają się jedynie pretekstem do zmiany miejsca akcji, przeniesienia jej z jednego świata w drugi. Za każdym razem są jednak bardzo subtelne i nie ma znaczenia, czy jest to seks grupowy, akt homoseksualny czy przelotne, szybkie zbliżenie dwójki obcych osób. Autorce udaje się oddać emocje i uczucia kochanków, bez popadania w zbytnie "technikalia". Brawo!

Palimpsest to powieść wielowarstwowa (o czym może świadczyć choćby sam tytuł), którą można rozpatrywać na kilku poziomach. Z jednej strony jest to historia obsesji i fascynacji, zastępowanych przez inną, nową obsesję. Jest to też opowieść o uzależnieniu: od ludzi, od miejsc, od sytuacji i od rzeczy, a także o krętej drodze którą z uzależnienia można uciec. Z pewnością jest też opowieść o ludzkiej seksualności, często sprowadzonej jedynie do roli narzędzia, leku, który potrafi okazać się zaledwie placebo. Wreszcie jest to opowieść o tęsknocie i poszukiwaniu innego, lepszego świata. Opowieść urzekająca i mająca potencjał historii uniwersalnej. Czyż bowiem poszukiwanie lepszego świata i chęć zadośćuczynienia własnym pragnieniom nie jest czymś uniwersalnym w najściślejszym tego słowa znaczeniu?

Autorka "Opowieści sieroty" została nominowana do Nagrody Hugo właśnie za Palimpsest. W pełni zgadzam się z tą nominacją i nie będzie dla mnie zaskoczeniem, jeśli powieść ta zostanie laureatką jednej z najbardziej prestiżowych nagród na polu fantastyki. Jest to bowiem książka wyjątkowa. Znakomicie napisana, urzekającą pomysłem i wielowarstwowością. I nie ma znaczenia, że czasem mamy wrażenie niespójności, czy zbyt dużego niedopowiedzenia. Świat miasta nie z tego świata, miejsca tylko dla wybranych straceńców wciąga i urzeka. Jest swoistym uniwersum snu, a tam twarda logika i jasne zasady przestają mieć znaczenie. Liczy się to, by być i czuć, pragnąć i mieć, marzyć i spełnić marzenia. A to możliwe jest tylko w Palimpseście. Jeśli już tam dotarłeś i go posmakowałeś... zechcesz tam zostać na zawsze.

A więc, Drogi Czytelniku, czy odważysz się wybrać w tą podróż? Zaręczam ci, że warto.

5,5/6

Dziękujemy wydawnictwu MAG za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Więcej o książce na łamach Fantasty

2 komentarze:

  1. Zawsze fascynowała mnie okładka tej książki. Bardzo chcę ją przeczytać i wybrać się w "tę" podróż... Koniecznie. Czy jednak poradzę sobie z treścią? Uwielbiam fantastykę, ale jestem, nie wiem - totalnym laikiem... Ja się w tych książkach "zatapiam", ale jak czytam, co inni o nich piszą, to wtedy do mnie dociera, że ja zupełnie coś innego z nich wyciągam - i wtedy mi głupio... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Literatura jest formą sztuki.. tu nie ma jednoznacznych sposobów odbioru, interpretacji, rozumienia itp. Nie ma tu "dobrze" i "źle". Szczególnie w przypadku tak poetyckiej książki jak powieść Valente. Moim zdaniem jesli tylko czujesz, ze mozesz w ksiażce znaleźć coś dla siebie to trzeba próbować... najwyżej się odbijesz od lektury, trudno, bywa. Jak tak czasem mam z Dukajem: z "Perfekcyjną niedoskonałością" męczyłem się okrutnie... a na koniec miałem reakcje na zasadzie "wow!". Czasem też książkę doceniamy po dłuższym czasie - tak miałem np. z Viriconium. Początkowo zachwyciłem sie jezykiem, ale odbiłem od braku treści... a potem brak treści mi gdzieś uleciał, ale język tkwił w pamięci coraz mocniej. I teraz oceniam tę książkę znacznie lepiej niż kiedy ja recenzowałem. Wracajac zaś do Valente: jeśli szukasz jakiegoś klucza interpretacyjnego, czegoś co moze pomóc Ci zrozumieć te powieść, to polecam wiosenny numer Fantasy&Science Fiction gdzie jest świetny wywiad z tą pisarką a do tego jej rewelacyjne opowiadanie (imho chyba najlepsze opowiadanie w dotychczasowych numerach polskiej edycji tego pisma). A kończąc jeszcze... czucie się głupio dlatego, ze widzie się w tekście coś, czego nie dostrzegają inni jest... głupie. Ja bym się raczej tym cieszył:)
    Pozdrawiam!
    MR

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...