czwartek, 9 maja 2013

Avengers: Impas – Geoff Johns, Alan Davis – Wielka Kolekcja Komiksów Marvela, tom 12 – recenzja

No dobra, stało się, na blogu zagościli trykociarze. W sumie trochę dziwne, że stało się to tak późno bo komiksy kiedyś były moją wielką pasją. Z drugiej strony nie ma co ukrywać, że z czasem (i z wiekiem?)  trochę ten entuzjazm minął i obecnie sięgam po nie raczej nieregularnie.  Ale jak już się to zdarzy, zwykle nie mogę się oderwać. Postanowiłem zatem wreszcie zapoznać się z wydawaną przez Hachette Wielką Kolekcją Komiksów Marvela: raz, że wydanie na oko jest naprawdę na poziomie; dwa, że cena jeszcze do przełknięcia (w przeciwieństwie do wielu wydań z Egmontu, czy Muchy, które może i by mnie zainteresowały, ale kosztami jednak lekko odstraszają); trzy, na okładce rzeczonego tomu mamy pojedynek Thora z Iron Manem – wiele więcej mi nie trzeba było. Zakupiłem, przeczytałem, a teraz piszę. 


Tym co od samego początku rzuca się w oczy jest nazwisko scenarzysty historii zamieszczonej w dwunastym tomie WKKM. Geoff Johns kojarzył mi się bowiem zawsze przede wszystkim ze stajnią DC, a szczególnie z kluczowymi dla tego uniwersum wydarzeniami powiązanymi z Zielonymi Latarniami, czy też ostatnią serią Justice League tworzoną wraz z uwielbianym przeze mnie Jimem Lee. Tutaj mamy jednak przykład jego pracy dla konkurencji – przykład, który wywołał u mnie dość mieszane uczucia. Avengers: Impas jako album sprawia bowiem wrażenie trochę na siłę stworzonego zlepka kilku wątków z nie do końca powiązanych ze sobą komiksów. Na pierwszy plan wysuwa się motyw Thora, powstałej w kilku miejscach świata grupy jego wyznawców i odpowiedzialności za ich sytuację, jaką Bóg Gromu przyjmuje na swe barki. Oczywiście, zaangażowanie świeżo upieczonego władcy zawieszonego nad nowym Jorkiem Asgardu w ziemskie sprawy musi rodzić konflikt z interesami Avengers podniesionych właśnie do statusu niezależnej organizacji quasi-państwowej. Dodajmy do tego jeszcze machinacje Doktora Dooma i mamy całkiem ciekawą podstawę dla więcej niż niezłej historii. W albumowym wydaniu Impasu jego podstawowa fabuła uzupełniona jest o wątek borykających się z problemami Waleta Kier i drugiego Ant-Mana. I tu pierwszy poważny zgrzyt – historie te mają się do siebie jak piernik do wiatraka. Jasne, na upartego można poszukać wspólnych punktów: w obu przypadkach są to przecież opowieści o odpowiedzialności, lojalności i poważnych wyborach. Zgoda, tyle tylko, że jest to w mojej opinii za mało, aby prezentować tak skleconą całość jako jedną historię. To co tak naprawdę łączy oba główne wątki fabuły polskiego wydania Impasu, to specyficzna sytuacja, w jakiej znaleźli się Avengers po uznaniu ich za osobną siłę na arenie międzynarodowej i tejże sytuacji konsekwencje – tak na poziomie poszczególnych herosów, jak i , nazwijmy to, globalnym. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że zaprezentowana w WKKM całość na dobrą sprawę nigdy taką być nie miała, tyle tylko, że umiejscowiona jest w konkretnym momencie pomiędzy większymi, bardziej efektownymi całościami fabularnymi.

Nie zmienia to jednak faktu, że oparta na trzech zeszytach (po jednym numerze Thora, Iron Mana i Avengers) historia stanowiąca sedno tego albumu jest po prostu bardzo efektowna. Szczególnie pojedynki Thora z Iron Manem i Kapitanem Ameryką mogą zapaść w pamięć fanów superbohaterskiego komiksu. Dość mieszane odczucia mam jednak odnośnie samej fabuły. O ile udało się Johnsowi podnieść wątek odpowiedzialności i lojalności udanie wykorzystując go w historii, w której nie brakuje akcji, o tyle tak na dobrą sprawę nic z tej historii nie wynika. Ot, status quo zostało podtrzymane – to dość rzadki zabieg fabularny w konwencji superbohaterskiej, gdzie nawet ratowanie świata zwykle wprowadza w nim większe lub mniejsze zmiany. W historii autorstwa Johnsa, Jurgensa i Grella trochę tego zabrakło. Dużo więcej głębi jest natomiast w motywie zbudowanym wokół postaci Waleta Kier i Ant-Mana. I choć tu też czasem przyjdzie przymknąć oko na kuriozalne zabiegi fabularne i naiwność niektórych postaci, to w ostatecznym rozrachunku , mimo, iż mniej efektowna i epicka, jest to historia również godna uwagi.

Koniec końców muszę stwierdzić, że największą bolączką Impasu jest to, jak chaotycznie dobrana jest jego zawartość. Same historie, cóż, są jakie są. Po kolekcji mającej w zamierzeniu prezentować najciekawsze powieści graficzne (tak się bowiem kolekcja ta nazywa w oryginale) spodziewałbym się raczej bardziej obszernych, spójnych fabuł, a nie wyimków, z kilku różnych serii włożonych w jedną okładkę. W tym przypadku, mam wrażenie, zadecydowała popularność głównych bohaterów Impasu – Iron Man i Thor to przecież topowe postaci uniwersum Marvela, a historiom z ich udziałem nigdy nie brakuje efektowności. I faktycznie, jest efektownie. Tyle tylko, że znacznie ciekawsze historia schowała się nieco z tyłu, znajdując się w tym albumie trochę na zasadzie zapychacza. W sumie, mamy komiks z dwoma opowieściami, jako-takim scenariuszem, którego potencjał chyba nie został do końca wykorzystany, dość przyzwoitymi, choć nie rzucającymi na kolana rysunkami, jedną kultową sceną (no, niech będzie, że dwoma)… i w zasadzie tyle. Nie jest źle, czyta się Impas szybko i przyjemnie, ale nie powiem, żeby była to lektura, którą każdy fan komiksu koniecznie musi poznać. Osobiście po marvelowską kolekcję Hachette pewnie jeszcze sięgnę, ale raczej z dystansem i bez wielkich oczekiwań. Wolę być pozytywnie zaskoczony, niż odczuć, choćby mały, niedosyt. 

3,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...