Wielokrotnie zdarzało mi się twierdzić, że na gruncie
fantastyki cykl fantasy stanowi zupełnie odrębny gatunek, rządzący się
własnymi prawami i regułami. Skomplikowane, rozłożone na wiele tomów
epickie historie, od lat cieszą się sporym zainteresowaniem rzesz
czytelników śledzących losy ulubionych bohaterów przez kolejne lata.
Jakiś czas temu w ślady Stevena Eriksona, George’a R.R. Martina, a
przede wszystkim Roberta Jordana, poszedł Brandon Sanderson, kończący Koło Czasu
na podstawie notatek tego ostatniego, zmarłego już autora. Tomy,
zamykające jeden z najbardziej znanych, wręcz modelowy cykl, zdobyły
spore uznanie odbiorców i wyraźnie zachęciły autora do stworzenia
własnego, szeroko zakrojonego projektu literackiego. Do tej pory bowiem Sanderson
był znany przede wszystkim z trylogii Z mgły zrodzony czy też
pojedynczych powieści. Jego najnowsza propozycja – Archiwum burzowego
światła – ma w zamyśle przybrać znacznie większe gabaryty. Cykl
planowany jest na dziesięć tomów, co, sądząc po rozmiarze otwierającej
go Drogi królów (niemal 1000 stron sporego formatu), może
skutkować znacznym zwiększeniem ilości papieru, zdobiącego półki
miłośników epickiej fantasy.
Na wstępie muszę przyznać, że podchodziłem do najnowszej propozycji wydawnictwa MAG z pewną nieufnością. Raz, że trochę onieśmielały mnie gabaryty tomiszcza, dwa, że nigdy nie było mi specjalnie po drodze z cyklami i rzadko udawało mi się przebrnąć przez więcej niż pięć tomów. Kiedy jednak sięgnąłem po książkę i przeczytałem pierwszych kilkadziesiąt stron, jasne stało się, że oderwanie się od lektury nie będzie należeć do łatwych zadań. Sanderson oparł się na sprawdzonym schemacie, kreując kilku bohaterów, których wątki prowadzone są równolegle, jedynie momentami się ze sobą stykając. Całościowego obrazu dopełniają krótkie interludia, wprowadzające kolejne postaci i poszerzające perspektywę, z jakiej odbiorca poznaje świat przedstawiony. Tu pierwsze, bardzo pozytywne, zaskoczenie: mimo iż od samego początku czytelnik ma świadomość rozmachu wizji Sandersona, nie odczuwa się swoistej bariery wejścia w świat. Autor bardzo sprawnie dawkuje informacje, wprowadza w historię, politykę, kosmologię itp. swojej kreacji. Biorąc pod uwagę skalę, na jaką zaplanowane zostało Archiwum burzowego światła, jest to zapewne jedynie drobny fragment, wystarczy jednak w zupełności, aby nie zastanawiać się co chwilę, co się właściwie dzieje i dlaczego. Choć pytań oczywiście nie brakuje. Droga królów stanowi dość typowy przykład „pierwszego tomu” – tomu, który ma na celu przede wszystkim zaciekawić czytelnika, wprowadzić na scenę głównych bohaterów, zawiązać najważniejsze wątki i zaprezentować zręby settingu. W tej materii trzeba uznać pierwszą odsłonę cyklu za sukces. Powieść broni się nie tylko niezłą, wciągającą fabułą, utrzymaną w konwencji klasycznej fantasy, dopracowanym światem, ale i plejadą interesujących postaci, z miejsca potrafiących zaskarbić sobie sympatię czytelnika. Co więcej, udało się Sandersonowi uniknąć pozostawienia zbyt dużej ilości wątków otwartych. Tekst ma dobrą dramaturgię i wyraźne, mocne, choć otwarte, zakończenie. Jak na „otwieracz” jest więc bardzo dobrze.
Nieco mylący okazuje się tekst okładkowy, przedstawiający poszczególnych bohaterów Drogi królów
– mimo wprowadzenia wielu postaci drugoplanowych tak naprawdę historia
zawiązuje się wokół trójki: Kaladina – żołnierza-niewolnika, Shallan –
młodej adeptki nauk i Dalinora – arcyksięcia starającego się żyć według
archaicznego kodeksu. Najbardziej wyeksponowany (choćby poprzez
stosowanie licznych retrospekcji) jest wątek Kaladina, chyba najlepiej
opisanej i skomplikowanej z postaci. Wszyscy główni bohaterowie są
jednak na tyle charakterystyczni i złożeni, że ich losy śledzi się z
niemałą przyjemnością. Poza tym jest dość typowo – osobiste historie
poszczególnych postaci powoli zaczynają się łączyć. I choć nie bardzo
wiadomo, wokół czego mają się ostatecznie spleść, podskórnie odczuwamy,
iż w świecie przedstawionym zbliżają się wielkie wydarzenia, w które
protagoniści będą wplątani. Gdzieś w dali dostrzec można koncepcje
wieloświata, czy też powtarzającej się historii, jednak na etapie
pierwszego tomu jest jeszcze zbyt wcześnie, by wypowiadać się szerzej na
temat pomysłu Sandersona na całość. Można jedynie stwierdzić, że Droga królów
jest na tyle dobrze skonstruowana i napisana, iż nie pozostawia
czytelnika obojętnym i skutecznie zachęca do dalszej eksploracji świata
burzowego archiwum.
Koniec końców okazuje się, że moje obawy (póki co)
okazały się płonne. Co prawda, książka jest momentami nieco przegadana,
jednak ciekawi bohaterowie, dobre pióro i przede wszystkim złożony,
atrakcyjny świat burzowego światła intrygują i czynią lekturę bardzo
przyjemną. Miłośnicy wielotomowych, opasłych historii powinni zatem
zwrócić na najnowszą propozycję MAG-a baczną uwagę. Wydaje mi się
bowiem, że Sanderson udowadnia, iż można go śmiało stawiać wśród
najbardziej prominentnych nazwisk współczesnej fantasy. O ile jednak
Martin, K.J. Parker czy Joe Abercrombie piszą raczej low fantasy, gdzie pierwiastek nadnaturalny występuje w stopniu bardzo ograniczonym, o tyle autor Drogi królów
zabiera nas w epicką podróż przez czas i przestrzeń, pełną magii, mitów
i historii. Ja, choć początkowo sceptyczny, dałem się jego wizji
porwać. A to przecież dopiero początek.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz