Flirt fantastyki i kryminału nie jest w zasadzie
niczym nowym. Można wręcz rzecz, że jest to jedna z częściej
spotykanych kombinacji w ramach łączenia ze sobą różnych konwencji
gatunkowych. Jest to zadanie o tyle wdzięczne, że dzięki położeniu
punktu ciężkości na różne elementy dzieła literackiego, konwencje te
bardzo dobrze się uzupełniają: fantastyka dostarcza entourage’u i
konstrukcji świata przedstawionego, zaś kryminał determinuje przede
wszystkim klimat i fabułę. Kiedy zaś na tego typu połączenie decyduje
się znakomity warsztatowo, nagrodzony Pulitzerem pisarz głównonurtowy,
można spodziewać się całkiem sporo. Związek żydowskich policjantów Michaela Chabona
istotnie odniósł znaczny sukces zdobywając m.in. Hugo, Nebulę i nagrodę
Locusa. Czy faktycznie jest to powieść tak dobra, jak można wnioskować
na podstawie zdobytych laurów?
W warstwie „fantastycznej” Amerykanin sięgnął po
konwencję historii alternatywnej, umieszczając akcję swej książki na
Alasce, zasiedlonej w latach 40. XX w. przez Żydów. Ten w sumie skromny
zabieg pozwala wykreować fascynującą scenografię i nadać koloryt
postaciom. Na kartach Związku… folklor żydowski uderza
czytelnika na każdym kroku. Wrzucenie do jednego kotła całego bogactwa
tej kultury i historycznego doświadczenia jej nosicieli daje naprawdę
znakomity efekt. Otrzymujemy pełen przegląd typów żydowskich, od niemal
zupełnie zeświecczonych policjantów, aż po radykalnych, mistycyzujących
rabinów. Do tego przebija wyraźnie dziedzictwo pariasów świata, urok
zatłoczonych uliczek małych polskich lub ukraińskich miasteczek,
tęsknota za skwarem Palestyny, świadomość niestałego losu i niepewnej
przyszłości. Motyw żydowski jest chyba najmocniejszym elementem
konstrukcyjnym tej powieści i w ogromnym stopniu wpływa na jej jakość
i wyjątkowość. Efekt ten jest także zasługą fenomenalnego języka. Chabon
umiejętnie korzysta z tradycji jidysz, wraz z mnóstwem regionalnych
naleciałości, tworząc w ten sposób konstrukcję stanowiącą spójną całość.
Świetna jest także warstwa narracyjna, subtelnie wplatająca w tekst
charakterystyczną dla kultury Żydów dialogiczność – dyskusję na tym co
jest, co było, co być może i co by być mogło. Wszystko to przy
zachowaniu ram typowych dla czarnego kryminału.
Miłośnicy tradycji Chandlerowskiej, sięgając po Związek żydowskich policjantów,
bez wątpienia poczują się swojsko. Przy całej kulturowej otoczce jest
to bowiem powieść nieodbiegająca daleko od pierwowzoru jeśli chodzi o
warstwę fabularną czy też konstrukcję głównego bohatera. Jest trup, jest
śledztwo, jest tajemnica, jest wreszcie policjant po przejściach,
rozwiedziony, trochę wykolejony. Słowem – klasycznie. I choć można
narzekać, że do literackiego pierwowzoru jednak trochę Chabonowi
brakuje, że fabuła czasem się jakby wlecze, a dialogom brakuje nieco
błysku, to wciąż jest to poziom co najmniej przyzwoity. Znakomite
wrażenie robią za to postacie – nie tylko pierwszoplanowy Landsman, ale
także (a może przede wszystkim) bohaterowie drugiego, trzeciego czy
wręcz czwartego planu. Wyraźnie widać, że laureat Pulitzera dopracował
poszczególne osoby, tchnął w nie życie, uczynił pełnymi, żywymi i
ciekawymi. To rzadki przypadek powieści, w której praktycznie nie
pojawiają się postaci będące wyłącznie „popychaczami fabuły” – warto to
odnotować i docenić. Czytając powieść Chabona pobieżnie, łatwo
przegapić, iż jest to tekst pełny drobnych smaczków, które nadają
całości charakteru, pomagają budować klimat, wprowadzają humor, czy też
po prostu stanowią swoiste mrugnięcia okiem do czytelnika. Widać
doskonałe zaplecze autora, bogactwo treści do których się odwołuje.
Związek żydowskich policjantów to
powieść naprawdę wyjątkowa. Może nie do końca fantastyka, może nie do
końca kryminał, ale na pewno doskonała, zasługująca na uwagę literatura.
Chabon, oddając obu gatunkom hołd, stworzył wizję przebogatą,
urzekającą klimatem i kolorytem, grającą dwiema konwencjami
jednocześnie. Pełno tu elementów pozornie sprzecznych, zbyt rzucających
się w oczy, aby móc się stać częścią większej całości. A jednak wszystko
to ma sens i swoje miejsce w świecie przedstawionym: Żydzi, Indianie,
Amerykanie, policjanci, rabini i szachiści. Zwłaszcza szachiści.
4,5/6
Nabyłem powyższą publikację już dawno temu, ale do dziś nie znalazłem wolnej chwili na jej lekturę. Do zakupu skłoniły mnie głównie nagrody, którymi książka została obsypana. Oto negatywny przykład na to, jak można skutecznie wpłynąć na wyższą sprzedaż określonych wyrobów :( Abstrahując zupełnie od kwestii czy ten produkt jest zły czy dobry...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Bartosz Maciołek
Muszę przyznać, że po przedyskutowaniu tej ksiażki na WSFach zacząłem ją doceniać bardziej. Mi się podobało, choć nie jest to typ literatury jaki bym chciał czytać codziennie.
UsuńTaka dobra recenzja, a tylko 4,5 :)
OdpowiedzUsuń