sobota, 2 maja 2015

Batman: Długie Halloween - Jeph Loeb, Tim Sale - komiksowa recenzja z Szortalu



Gdyby próbować stworzyć coś w rodzaju kanonicznej listy komiksów przedstawiających historię postaci Bruce’a Wayne’a/Batmana, zwykle na pierwszym miejscu wymienia się Batman: Rok Pierwszy Franka Millera i Davida Mazzucchelliego. Zaraz po nich w chronologii najważniejszych wydarzeń z życia Mrocznego Rycerza znajduje się epicka opowieść autorstwa Jepha Loeba i Tima Sale’a zatytułowana Długie Halloween. Swoistą inspiracją, wstępem do tej 13-częściowej serii były trzy halloweenowe numery Legends of the Dark Knight z lat 1993-1995 (zresztą ukazały się one w Polsce: najpierw dwa z nich wydane przez Tm-Semic jako Batman: Halloween, potem wszystkie trzy wypuszczone przez Egmont pod tytułem Batman: Nawiedzony Rycerz). Pracujący w DC w połowie lat 90. Archie Goodwin i Mark Waid namówili jednak autorów, by spróbowali połączyć klimat tych wydań specjalnych ze stylistyką czarnego kryminału. W ten sposób powstała jedna z najlepszych opowieści o Batmanie w historii.


Akcja Długiego Halloween ma miejsce w początkach kariery Bruce’a Wayne’a jako nocnego stróża prawa i porządku w Gotham City, gdy w mieście pojawia się zabójca popełniający kolejne zbrodnie w kolejne dni świąteczne. Motyw rozwikłania zagadki kim jest tajemniczy (tajemnicza?) Holiday, kiedy i gdzie uderzy ponownie, jest jednak zaledwie pierwszą, najbardziej powierzchowną częścią stworzonej przez Loeba układanki. Równie istotne dla klimatu opowieści są dwie kolejne warstwy – wątek przyjaźni między trzema osobami zdeterminowanymi by uczynić Gotham lepszym miejscem: Batmanem, kapitanem Jimem Gordonem z gothamskiej policji i ambitnym prokuratorem okręgowym Harveyem Dentem, a także wątek rozgrywek między prominentnymi postaciami lokalnego półświatka, na czele z potężnym Carmine Falcone, zwanym Rzymianinem. W efekcie czytelnik staje się świadkiem złożonej gry podejrzeń, knowań, zamachów, bezwzględnej gry o wpływy i honor, ale też i o własne interesy. Stąd też równie ważna jak samo śledztwo staje się kwestia zaufania, subtelnej relacji między bohaterami i wątpliwości, jakie raz za razem pojawiają się względem każdego z nich. Tak wspaniale zbudowane napięcie nie byłoby możliwe, gdyby nie doskonałe, wyraziste i (co ważne) wielowymiarowe postacie. Nie tyczy się to jednak tylko i wyłącznie głównych bohaterów, ale także i postaci drugiego planu, takich jak przedstawiciele mafijnych rodzin Falcone, Maroni i Viti, najbliżsi Gordona i Denta, Seliny Kyle czy Calendar Mana. Każdy z tych bohaterów znajduje się po coś, wnosi pewien wymiar do historii, a czasem stanowi wręcz osobną zagadkę. Oczywiście, jak przystało na historię z Batmanem w roli głównej, nie może zabraknąć jego klasycznych przeciwników. Mniej lub bardziej eksponowany występ zaliczają więc Joker, Solomon Grundy, Poison Ivy, Riddler, Scarecrow czy Szalony Kapelusznik, jednak na dobrą sprawę tylko w przypadku tego pierwszego ma to wyraźne umocowanie w strukturze opowieści. W pozostałych przypadkach są to jedynie epizody, często nieco wyrwane z kontekstu, jedynie powierzchowne umocowane w całości. Tak naprawdę jest to jedyny większy mankament tego komiksu, znacznie przyćmiony choćby przez fenomenalną kreację Harveya Denta, przeobrażającego się z jednego z najbliższych przyjaciół Batmana w Two-Face’a – jednego z jego najzacieklejszych wrogów.


Długie Halloween przykuwa uwagę swoim klimatem: mrocznym, będącym blisko klimatowi kina noir, co potęguje tylko świetna strona wizualna. Można wręcz zobaczyć pewną bezsilność bohaterów, skonfrontowanych ze sobą i realnym zagrożeniem, którego nie są w stanie zgłębić uległszy atmosferze wzajemnej podejrzliwości. Historia, choć ma swój wyraźny rytm nadawany kolejnymi morderstwami Holiday (a na bardziej ogólnym poziomie strukturą kolejnych zeszytów miniserii), potrafi niejednokrotnie skręcić w niespodziewanym kierunku. Loeb całkiem udanie mami czytelnika, podsuwając mu tropy, sugestie i insynuacje, koniec końców  zaskakując. W tym sensie mamy do czynienia z kryminałem napisanym zgodnie ze wszelkimi prawidłami sztuki – odpowiedź na pytanie „kto zabił?” pozostaje nieznana w zasadzie do samego końca.

Wcześniej wspomniałem o znakomitej oprawie graficznej autorstwa Tima Sale’a – mimo dość klasycznego kadrowania w zasadniczej warstwie komiksu, tu i ówdzie przeplatanego efektownymi „splash-pages”, znakomicie wypadają elementy, w których rysownik wyraźnie nawiązuje do klasyki kina noir i mafijnego kryminału: momentami kadry wpadają w czarno-białą tonację, jedynie drobne mignięcia pokazują przebieg kolejnych zbrodni, postaci snują się w cieniu ubrane w kapelusze i prochowce itd. Sami mafiozi zaś budzą nieodparte skojarzenie z estetyką rodem z Ojca Chrzestnego – wystarczy rzut oka na postać Rzymianina, by przed oczami stanął nikt inny, jak Don Vito Corleone grany przez Marlona Brando. Jest ekspresyjnie, mrocznie – tak jak ma być.

Dowodem na to, jak ogromny potencjał tkwi w Długim Halloween może być choćby fakt, iż historia ta była jednym z głównych źródeł inspiracji dla kinowej trylogii Christophera Nolana. Wpływy dzieła Loeba i Sale’a widoczne są  szczególnie w pierwszych dwóch częściach, gdzie pojawiają się filmowe wersje Carmine Falcone i Harveya Denta. Popularność serii znalazła swoje odzwierciedlenie zarówno w doskonałych kontynuacjach (Batman: Mroczne zwycięstwo i Catwoman: Rzymskie wakacje), jak i w fakcie, iż regularnie jest wymieniana wśród najlepszych powieści graficznych z Mrocznym Rycerzem w roli głównej (zwykle jednym tchem z Powrotem Mrocznego Rycerza, Rokiem Pierwszym i Zabójczym żartem). Trudno się takiemu stanowi rzeczy dziwić. Loeb i Sale stworzyli komiks niezwykle sugestywny, zawierający wszystko to, za co czytelnicy pokochali historie z nocnym obrońcą Gotham, a jednocześnie niepozbawiony cech oryginalnych. Krótko mówiąc, jest to pozycja, którą każdy fan Mrocznego Rycerza powinien znać, ale myślę, że miłośnicy dobrego, klimatycznego kryminału również nie będą lekturą zawiedzeni. Gorąco polecam!


6/6

1 komentarz:

  1. Po przeczytaniu tego komiksu stwierdziłam, że chyba żaden z przeciwników Batmana nie ma tak niesamowitego potencjału na genialną postać jak Harvey Dent (choć wolałabym go widzieć bardziej jako mroczne, spaczone psychicznie odbicie Batmana niż tradycyjnie, jako jego przeciwnika - w końcu Harvey też miał obsesję na punkcie sprawiedliwości i naprawienia Gotham). Poleciłbyś może jeszcze jakiś komiks, w którym jest on wyśmienicie wykreowany? I oczywiście intryga w tym komiksie niesamowita, z moim wolnym mózgiem ledwie nadążałam :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...