Wielu pisarzy cieszy się opinią brylujących w jednej tylko – długiej bądź krótkiej – formie twórczości. Jedni zwani są mistrzami opowiadania, do perfekcji opanowawszy tę formę (czasem wręcz niespecjalnie wykazując zainteresowanie dłuższą). Inni zaś wyróżniają się niemal wyłącznie w rozbudowanych kompozycjach, niekoniecznie zajmując się literaturą w mniej obszernym wydaniu (inna sprawa, że współczesny rynek zachęca do tworzenia przede wszystkim wielostronicowych i wielotomowych cykli). Jednym z niewielu pisarzy, którzy znakomicie wypadali na obu „dystansach” był Philip K. Dick. Zresztą, do dziś jego opowiadania zupełnie nieźle się bronią (czego z pewnością nie można powiedzieć o wielu przeszło pięćdziesięcioletnich tekstach science fiction), błyszcząc szalonymi pomysłami, poczuciem humoru, mocnymi puentami, a przede wszystkim niezwykłą przenikliwością autora. Dobrym przykładem może być Raport mniejszości – czwarty tom „Opowiadań zebranych” jednego z najważniejszych w historii twórców fantastyki.
Pojawiają się także inne motywy charakterystyczne dla twórczości Dicka: nawiązująca do klasycznej science fiction eksploracja Kosmosu (np. w opowiadaniu My, odkrywcy), bariera poznawcza w kontakcie z inną cywilizacją (Bloblem być (albo nie być), Gra wojenna), rozdwojenie jaźni, gwiezdny konflikt zbrojny i jego konsekwencje (ponownie Gra wojenna), oderwana od człowieka, nietransparentna władza (Coś nowego dla Nicole), media (Na modłę Yancy’ego, Gdyby nie istniał Benny Cemoli) i wiele innych. Dick czaruje swoim bystrym spojrzeniem, obserwując otaczającą go rzeczywistość, rozpoznając trawiące ją problemy i przekładając je na język literackiej fantastyki. Z perspektywy współczesnego czytelnika teksty zawarte w tym zbiorze stanowią ciekawą mieszankę uniwersalnych, wciąż aktualnych pomysłów, ze świetnym (nieco retro) klimatem charakterystycznym dla science fiction połowy minionego stulecia. Także i z tego powodu warto sięgnąć po opowiadania twórcy Człowieka z Wysokiego Zamku.
Sądzę, że Raportowi mniejszości nie trzeba lepszej rekomendacji niż stwierdzenie, że jest on kolejnym tomem „Opowiadań zebranych” Dicka. Jasne, są tu teksty lepsze i gorsze, ale jeśli ktoś zna i ceni twórczość Amerykanina, z pewnością znajdzie tu cos dla siebie. Bardzo liczę na to, że Rebis nie zwolni tempa wydawniczego i oprócz następnego tomu opowiadań dostaniemy także wznowienia kolejnych powieści. Myślę, że kto jak kto, ale Philip K. Dick zasługuje na efektowną edycję nie tylko opowiadań, ale wszystkich dzieł zebranych.
PS. Wydawnictwu Rebis dziękujemy za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz