Każdy z nas w ważnych dla siebie dziedzinach życia miewa mistrzów –
osoby, których czyny, dzieła czy postawa stanowią dla nas
niejednokrotnie wzór, pewien punkt odniesienia służący kierunkowaniu i
wartościowaniu siebie samych. Prawda to, ale zarazem banał - oczywista
oczywistość. Kontynuując zatem podjęte już wyważanie otwartych drzwi
nadmienię też, że dla pokoleń polskich miłośników fantastyki takim
wzorem, ba, czasem wręcz Mistrzem był (a w zasadzie dalej jest)
Stanisław Lem. Czasem zastanawiam się nad tym fenomenem: jakim sposobem
facet, który pisał w sposób, co tu dużo ukrywać, dość nieprzystępny,
potrafił nie tylko przyćmić swoja twórczością niemałą przecież grupę
innych polskich pisarzy fantastyki, ale i ukształtować literacko całe
generacje fantastów? Wydaje mi się, że na fenomen Lema składają się
przede wszystkim: niezwykły talent literacki, niepospolity umysł -
przenikliwy i przewidujący, ale także pewna doza niepokornego podejścia
do świata. Jego książki, bez względu na to czy były to poważne powieści
science fiction, utwory humorystyczne, kryminały, publicystyka czy
wreszcie eseje filozoficzne, zawsze były czymś wyjątkowym, stojącym na
niezwykle wysokim poziomie. Stąd i nie dziwota, że to właśnie Lem jako
pierwszy polski pisarz doczekał się antologii opowiadań inspirowanych
swoją twórczością – najnowszej produkcji Powegraphu zatytułowanej Głos Lema,
a zredagowanej przez Michała Cetnarowskiego. Kiedy jeszcze dodamy do
tego wstęp pióra Jacka Dukaja i grono autorów, w którym można znaleźć
takie nazwiska jak Miszczak, Kosik, Orkan, Piskorski, czy chwalony przeze mnie ostatnio Cyran, pojawia się obraz całkiem interesujący.
Zastanawiało mnie bowiem, w jaki sposób autorzy opowiadań potraktują Lema i o „jakiego Lema” będzie tu chodzić. Bo i sam Mistrz w różnych okresach swojego życia pisał bardzo różnie – tak pod względem formy, jak i treści - jedyne co się nie zmieniało to potężny (no dobrze, czasem był przepotężny) ładunek intelektualny jego pisarstwa. Ciekawy byłem też w jaki sposób autorzy poradzą sobie z tematem i czy przypadkiem nie będą chcieli zrobić małego ukłonu w stronę czytelników, których twórczość Lema czasem przerasta, dla których postaje wciąż literacką terra incognita. Uzasadnione bowiem wydają mi się zawarte we wstępie spostrzeżenia Dukaja, który zwraca uwagę, że Lem, szczególnie dla młodego pokolenia czytelników, jest bardzo często nieciekawy, niezrozumiały, krótko mówiąc - nieatrakcyjny. Z drugiej jednak strony pewien wysiłek poczyniony, by z twórczością rzeczonego się zapoznać, niejednokrotnie skutkuje erupcją zachwytu, zupełnym przewartościowaniem spojrzenia na literaturę (sprowadzenie tego do fantastyki byłoby zbyt grubym uproszczeniem) i jednoczesnym umieszczeniem twórczości najczęściej tłumaczonego polskiego pisarza wśród ulubionych lektur. Nie myliłem się – niektóre z tekstów skłaniają się bądź to do popkulturowego potraktowania postaci samego Lema i jego twórczości (bardzo dobry Rychu Jakuba Nowaka odnoszący się może nawet silniej do Philipa K. Dicka i jego paranoi na punkcie Lema czy też kapitalny Stanlemian Wojciecha Orlińskiego ) bądź to do bardzo luźnego potraktowania tematu przewodniego antologii (Telefon Rafała Kosika, Blask Pawła Palińskiego). Najciekawiej prezentują się moim zdaniem te opowiadania, w których autorzy próbowali w pewien sposób nawiązać do sposobu w jaki pisał sam Mistrz. Co jednak w miarę proste w przypadku przyjęciu konwencji klasycznej (a momentami wręcz „retro”) fantastyki naukowej (np. Zakres widzialny Wawrzyńca Podrzuckiego czy też Lalka Alexa Gütsche) wydawało się dużo trudniejsze dla tych, którzy próbowali sobie poradzić ze znacznie trudniejszym stylem charakterystycznym choćby dla Cyberiady czy Bajek robotów albo przyjąć konwencję stylizowaną na Dzienniki gwiazdowe. Muszę jednak przyznać, że zarówno Księcia Kordiana księżycowych przypadków część pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia pióra Rafała Orkana, jak i Opowieści kosmobotyczne Dominika Vidmara autorstwa Filipa Haki bronią się doskonale. To drugie bardzo obszerne opowiadanie stanowi zresztą nie tylko nawiązanie do stylu autora Głosu Pana, ale także i do samych jego utworów. Tego typu podejście prezentuje też Andrzej Miszczak w stanowiącym rozwinięcie jednego z motywów z legendarnego Albatrosa więcej niż niezłym Porywie. Dość przeciętnie prezentują się będący wariacją na temat „jak Lem pisałby obecnie” Trzynaście interwałów Iorri Krzysztofa Piskorskiego, i wyraźnie odbiegające klimatem od reszty zbioru, niestety rozczarowujące Słońce król Janusza Cyrana. Na wielkie wyróżnienie zasługuje natomiast jedyna wśród autorów kobieta – Płomieniem jestem ja Joanny Skalskiej wychodzące od klasycznie lemowskiego motywu pierwszego kontaktu, wywraca znany nam schemat na nice, jednocześnie tworząc opowieść przesyconą emocjami, niejednoznaczną i intrygującą. Jest to w mojej opinii chyba najlepsze opowiadanie tego zbioru.
Zastanawiało mnie bowiem, w jaki sposób autorzy opowiadań potraktują Lema i o „jakiego Lema” będzie tu chodzić. Bo i sam Mistrz w różnych okresach swojego życia pisał bardzo różnie – tak pod względem formy, jak i treści - jedyne co się nie zmieniało to potężny (no dobrze, czasem był przepotężny) ładunek intelektualny jego pisarstwa. Ciekawy byłem też w jaki sposób autorzy poradzą sobie z tematem i czy przypadkiem nie będą chcieli zrobić małego ukłonu w stronę czytelników, których twórczość Lema czasem przerasta, dla których postaje wciąż literacką terra incognita. Uzasadnione bowiem wydają mi się zawarte we wstępie spostrzeżenia Dukaja, który zwraca uwagę, że Lem, szczególnie dla młodego pokolenia czytelników, jest bardzo często nieciekawy, niezrozumiały, krótko mówiąc - nieatrakcyjny. Z drugiej jednak strony pewien wysiłek poczyniony, by z twórczością rzeczonego się zapoznać, niejednokrotnie skutkuje erupcją zachwytu, zupełnym przewartościowaniem spojrzenia na literaturę (sprowadzenie tego do fantastyki byłoby zbyt grubym uproszczeniem) i jednoczesnym umieszczeniem twórczości najczęściej tłumaczonego polskiego pisarza wśród ulubionych lektur. Nie myliłem się – niektóre z tekstów skłaniają się bądź to do popkulturowego potraktowania postaci samego Lema i jego twórczości (bardzo dobry Rychu Jakuba Nowaka odnoszący się może nawet silniej do Philipa K. Dicka i jego paranoi na punkcie Lema czy też kapitalny Stanlemian Wojciecha Orlińskiego ) bądź to do bardzo luźnego potraktowania tematu przewodniego antologii (Telefon Rafała Kosika, Blask Pawła Palińskiego). Najciekawiej prezentują się moim zdaniem te opowiadania, w których autorzy próbowali w pewien sposób nawiązać do sposobu w jaki pisał sam Mistrz. Co jednak w miarę proste w przypadku przyjęciu konwencji klasycznej (a momentami wręcz „retro”) fantastyki naukowej (np. Zakres widzialny Wawrzyńca Podrzuckiego czy też Lalka Alexa Gütsche) wydawało się dużo trudniejsze dla tych, którzy próbowali sobie poradzić ze znacznie trudniejszym stylem charakterystycznym choćby dla Cyberiady czy Bajek robotów albo przyjąć konwencję stylizowaną na Dzienniki gwiazdowe. Muszę jednak przyznać, że zarówno Księcia Kordiana księżycowych przypadków część pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia pióra Rafała Orkana, jak i Opowieści kosmobotyczne Dominika Vidmara autorstwa Filipa Haki bronią się doskonale. To drugie bardzo obszerne opowiadanie stanowi zresztą nie tylko nawiązanie do stylu autora Głosu Pana, ale także i do samych jego utworów. Tego typu podejście prezentuje też Andrzej Miszczak w stanowiącym rozwinięcie jednego z motywów z legendarnego Albatrosa więcej niż niezłym Porywie. Dość przeciętnie prezentują się będący wariacją na temat „jak Lem pisałby obecnie” Trzynaście interwałów Iorri Krzysztofa Piskorskiego, i wyraźnie odbiegające klimatem od reszty zbioru, niestety rozczarowujące Słońce król Janusza Cyrana. Na wielkie wyróżnienie zasługuje natomiast jedyna wśród autorów kobieta – Płomieniem jestem ja Joanny Skalskiej wychodzące od klasycznie lemowskiego motywu pierwszego kontaktu, wywraca znany nam schemat na nice, jednocześnie tworząc opowieść przesyconą emocjami, niejednoznaczną i intrygującą. Jest to w mojej opinii chyba najlepsze opowiadanie tego zbioru.
Czy Głos Lema jest w stanie wywrzeć efekty, o których we
wstępie wspomina Dukaj? Chyba jednak nie do końca – nawet jeśli jest on
całkiem niezłą próbą podjęcia gry z lemowską konwencją, przypomnienia
twórczości Mistrza i nadania jej bardziej współczesnego kontekstu (choć
ona wcale nie zdezaktualizowała się tak bardzo, jak można by
przypuszczać) to wciąż nie zmienia to faktu, że Lem pozostaje dość
hermetyczny. Chyba dobrą drogą „odtwarzania mody na Lema” jest
zaproszenie do udziału w tym literackim przedsięwzięciu autora jego
wstępu. To właśnie wśród miłośników prozy Jacka Dukaja najpewniej mogą
znaleźć się nowi czytelnicy dzieł autora Solaris. A jak mogą odebrać tę antologię ci, którzy Lema od dziesiątek lat znają i cenią? Obawiam się, że jeśli Głos Lema
w ogóle ich zainteresuje, to mogą być nim odrobinę rozczarowani. Mamy
bowiem do czynienia ze zbiorem, którego najsilniejszą stroną jest
literacka, postmodernistyczna gra z lemowskimi motywami, niekoniecznie
zaś stanowiące sedno twórczości Mistrza odważne, głębokie, krytyczne,
ale i częstokroć niezwykle nowatorskie myśli – tego trochę mi w
zawartych wybranych przez Michała Cetnarowskiego opowiadaniach brakowało. Mimo tego, uważam, że warto po Głos Lema sięgnąć. Znalazło się tam bowiem kilka co najmniej bardzo dobrych tekstów, z opowiadaniami autorstwa Skalskiej, Orkana, Orlińskiego i Haki
na czele. A że moda, lans, czy elitaryzm? Nie warto się przejmować –
ważne, że dziewięćdziesiąta rocznica urodzin pisarza została uhonorowana
w naprawdę godny sposób. Jeśli zaś antologia ta faktycznie przyciągnie
do twórczości Mistrza nowych czytelników – wypadnie się tylko cieszyć i
gratulować Powergraphowi świetnego pomysłu, a autorom i redaktorom
wykonania. No i korzystać z okazji, by jeszcze raz usłyszeć głos Lema i zajrzeć Mu w oczy.
4,5/5
"(...) korzystać z okazji, by jeszcze raz usłyszeć głos Lema i zajrzeć Mu w oczy." |
PS. Dziękujemy wydawnictwu Powergraph za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz