Mam z Charlesem Strossem taki problem, że najzwyczajniej w
świecie lubię jego twórczość. Ktoś mógłby zapytać: czemu w zasadzie
miałby to być problem? Czy to wstydliwe? Niegodne osoby wypowiadającej
się o literaturze? A może po prostu naraża na nieobiektywność? No cóż,
choć w każdym z tych stwierdzeń tkwi jakieś małe ziarenko prawdy, to na
dobrą sprawę nie chodzi o żadną z tych rzeczy. Ot, po prostu bardzo
cieszę się każdym jego tekstem wychodzącym po polsku, bez względu na to,
jaki poziom faktycznie on prezentuje. Szczęśliwie jestem osobą, która
swoją literacką znajomość z sympatycznym Szkotem zaczynała nie od Accelerando,
ale od jego opowiadań, stąd może mój, dość specyficzny, punkt widzenia
na jego twórczość. Autor wspomnianej przed chwilą książki dorobił się
bowiem łatki specjalisty od twardej science fiction, którym na dobrą
sprawę nie jest. W jego dorobku Accelerando jest bodaj jedyną
powieścią, którą skłonny byłbym w pełni nazwać tym mianem, większość
tekstów zaś, choć czasem sięga do tej konwencji, skupia się na innych
niż naukowe problemach (np. Szklany dom sięgający w równym stopniu do antyutopii). Przede wszystkim Stross
jest pisarzem tworzącym literaturę lżejszą, bardziej rozrywkową niż
koncepcyjną, ot choćby opowiadania pochodzące z tzw. Pralni, sięgające
do prezentowanego z przymrużeniem oka kryminału i lovecrafotwskiej
mitologii. Biorąc się za lekturę świeżo wydanego przez MAGa Stanu wstrzymania oczekiwałem więc solidnej porcji rozrywkowej, lekkiej science fiction. A co dostałem?
Za pomysł, na którym opiera się Stan wstrzymania, należą się Strossowi rzęsiste brawa. Niby nic wielkiego, zostaje obrabowany bank i rozpoczyna się śledztwo. Cały wic polega jednak na tym, że bank ten znajduje się w wirtualnej rzeczywistości jednej z sieciowych gier. Szkot osadza bowiem swoją powieść w nieodległej przyszłości, w której tego typu rozrywka jest niezwykle popularna. Choć na dobrą sprawę pewne z ciekawych elementów kreacji tła Stanu wstrzymania już się „przedatowały” (ot, choćby niepodległość Szkocji), to wypada je traktować bardzo umownie. Mimo kilku technologicznych gadżetów, świat nakreślony przez Strossa jest bardzo bliski naszemu i stanowi opartą o niewielkie ekstrapolacje hiperbolizację trendów współczesnych, szczególnie dotyczących rynku gier sieciowych. Nie jest to zatem fantastycznonaukowe wieszczenie przyszłości, a już na pewno książka Szkota nie ma wiele wspólnego z wizjami futurologów. Wracając jednak do fabuły – okazuje się, że pozornie błaha kradzież przedmiotów zdeponowanych w wirtualnym banku stanowi nieprzewidzianą konsekwencję sprawy dużo poważniejszej, na ślad której zaczynają trafiać bohaterowie. Po całkiem niezłym, intrygującym początku, śledztwo zaczyna zakreślać coraz szersze kręgi i choć w pewnym momencie napięcie trochę opada, końcówka prezentuje się całkiem przyzwoicie. Dość powiedzieć, że mamy tu rzeczywistość wirtualną, kulisy pracy policji, grę wywiadów, tajne agendy i jeszcze parę innych elementów w sam raz pasujących do powieści akcji.
Głównych bohaterów Stanu wstrzymania jest troje: Sue – policjantka, Jack – informatyk i Elaine – śledcza księgowa. Trzeba przyznać, że są oni jedną z najsilniejszych stron powieści. Intrygujący, zróżnicowani, charakterystyczni – zapadają w pamięć i dają się lubić. Przy okazji Stross stosuje świetny zabieg polegający na prowadzeniu narracji drugoosobowej, przy czym jej „adresatami” są naprzemiennie główni bohaterowie powieści. Pytanie: kto jest narratorem pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi, ale samo rozwiązanie zdecydowanie zwraca uwagę, co niewątpliwie można policzyć autorowi in plus. Jest to bowiem zabieg nieczęsto spotykany, wart docenienia. Sporo wysiłku Szkot wkłada w stylizację języka, szczególnie różnego rodzaju slangów, gwar środowiskowych, czy po prostu językowych regionalizmów. Choć czasem spora ilość specjalistycznego słownictwa może zaskoczyć, przejrzyście wykonane przypisy ułatwiają lekturę osobom nie zaznajomionym ze specyficznymi terminami. Przy okazji warto docenić kapitalną robotę tłumacza. W moim mniemaniu Wojciech Próchniewicz zasługuje na spore uznanie, gdyż z powodzeniem udaje mu się oddać wszystkie subtelnie przez Strossa zarysowane niuanse językowe. A to niestety w przypadku polskich tłumaczeń nie jest zbyt powszechne.
Stan wstrzymania jest pozycją przede wszystkim rozrywkową – lekkim, pomysłowym kryminałem science fiction za główny motyw biorącym sobie gry sieciowe. Przy okazji Stross przemyca trochę refleksji na temat współczesnego świata (wzorców rozrywki, alienacji człowieka w społeczeństwie sieciowym, czy szkockiego ruchu separatystycznego), czasem pozwala sobie na delikatną zabawę w futurologa, wszystko to jednak ze sporym dystansem. Na pierwszym planie jest bowiem akcja. Problemem tej powieści jest trochę nierówne tempo. Szkotowi nie udało się uniknąć pojawiających się momentami fabularnych mielizn, czy też lekkiego chaosu w środkowej partii powieści. Ogólnie rzecz biorąc jest to jednak powieść całkiem udana. Mogę zatem wciąż spokojnie trwać w moim nastawieniu do strossowego pisania – doceniać to bardziej koncepcyjne, ale też czerpać frajdę z jego lżejszych tekstów. W przeciwieństwie bowiem do wielu innych pisarzy próbujących pisać w podobnym stylu, Szkot nie operuje prostymi, utartymi schematami, ale wkłada w swoje teksty sporo dobrych, oryginalnych pomysłów. No a przecież fantastyka to właśnie nic innego, jak literatura pomysłów, prawda?
Za pomysł, na którym opiera się Stan wstrzymania, należą się Strossowi rzęsiste brawa. Niby nic wielkiego, zostaje obrabowany bank i rozpoczyna się śledztwo. Cały wic polega jednak na tym, że bank ten znajduje się w wirtualnej rzeczywistości jednej z sieciowych gier. Szkot osadza bowiem swoją powieść w nieodległej przyszłości, w której tego typu rozrywka jest niezwykle popularna. Choć na dobrą sprawę pewne z ciekawych elementów kreacji tła Stanu wstrzymania już się „przedatowały” (ot, choćby niepodległość Szkocji), to wypada je traktować bardzo umownie. Mimo kilku technologicznych gadżetów, świat nakreślony przez Strossa jest bardzo bliski naszemu i stanowi opartą o niewielkie ekstrapolacje hiperbolizację trendów współczesnych, szczególnie dotyczących rynku gier sieciowych. Nie jest to zatem fantastycznonaukowe wieszczenie przyszłości, a już na pewno książka Szkota nie ma wiele wspólnego z wizjami futurologów. Wracając jednak do fabuły – okazuje się, że pozornie błaha kradzież przedmiotów zdeponowanych w wirtualnym banku stanowi nieprzewidzianą konsekwencję sprawy dużo poważniejszej, na ślad której zaczynają trafiać bohaterowie. Po całkiem niezłym, intrygującym początku, śledztwo zaczyna zakreślać coraz szersze kręgi i choć w pewnym momencie napięcie trochę opada, końcówka prezentuje się całkiem przyzwoicie. Dość powiedzieć, że mamy tu rzeczywistość wirtualną, kulisy pracy policji, grę wywiadów, tajne agendy i jeszcze parę innych elementów w sam raz pasujących do powieści akcji.
Głównych bohaterów Stanu wstrzymania jest troje: Sue – policjantka, Jack – informatyk i Elaine – śledcza księgowa. Trzeba przyznać, że są oni jedną z najsilniejszych stron powieści. Intrygujący, zróżnicowani, charakterystyczni – zapadają w pamięć i dają się lubić. Przy okazji Stross stosuje świetny zabieg polegający na prowadzeniu narracji drugoosobowej, przy czym jej „adresatami” są naprzemiennie główni bohaterowie powieści. Pytanie: kto jest narratorem pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi, ale samo rozwiązanie zdecydowanie zwraca uwagę, co niewątpliwie można policzyć autorowi in plus. Jest to bowiem zabieg nieczęsto spotykany, wart docenienia. Sporo wysiłku Szkot wkłada w stylizację języka, szczególnie różnego rodzaju slangów, gwar środowiskowych, czy po prostu językowych regionalizmów. Choć czasem spora ilość specjalistycznego słownictwa może zaskoczyć, przejrzyście wykonane przypisy ułatwiają lekturę osobom nie zaznajomionym ze specyficznymi terminami. Przy okazji warto docenić kapitalną robotę tłumacza. W moim mniemaniu Wojciech Próchniewicz zasługuje na spore uznanie, gdyż z powodzeniem udaje mu się oddać wszystkie subtelnie przez Strossa zarysowane niuanse językowe. A to niestety w przypadku polskich tłumaczeń nie jest zbyt powszechne.
Stan wstrzymania jest pozycją przede wszystkim rozrywkową – lekkim, pomysłowym kryminałem science fiction za główny motyw biorącym sobie gry sieciowe. Przy okazji Stross przemyca trochę refleksji na temat współczesnego świata (wzorców rozrywki, alienacji człowieka w społeczeństwie sieciowym, czy szkockiego ruchu separatystycznego), czasem pozwala sobie na delikatną zabawę w futurologa, wszystko to jednak ze sporym dystansem. Na pierwszym planie jest bowiem akcja. Problemem tej powieści jest trochę nierówne tempo. Szkotowi nie udało się uniknąć pojawiających się momentami fabularnych mielizn, czy też lekkiego chaosu w środkowej partii powieści. Ogólnie rzecz biorąc jest to jednak powieść całkiem udana. Mogę zatem wciąż spokojnie trwać w moim nastawieniu do strossowego pisania – doceniać to bardziej koncepcyjne, ale też czerpać frajdę z jego lżejszych tekstów. W przeciwieństwie bowiem do wielu innych pisarzy próbujących pisać w podobnym stylu, Szkot nie operuje prostymi, utartymi schematami, ale wkłada w swoje teksty sporo dobrych, oryginalnych pomysłów. No a przecież fantastyka to właśnie nic innego, jak literatura pomysłów, prawda?
4,5/6
No i wreszcie mam kogo zapytać :) Czy czytelnik totalnie na bakier z grami komputerowymi (po tym, jak zamiast pisać pracę magisterską całe noce grałam w monopol zarzuciłam tę formę rozrywki jako zbyt wciągającą) odnajdzie się w tamtym świecie? Piszesz, że terminy są wyjaśnione w przypisach - to wystarczy? :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, ze spokojnie wystarczy. Sam nie mam zbyt wielkich doświadczeń z grami sieciowymi, zresztą niektórzy z bohaterów tez nie;) A co do przypisów to niedawno ktoś w Sieci (Shadow na forum ZB ?) narzekał, że są nawet zbyt "łopatologiczne", więc chyba nie ma czego się bać.
UsuńViv - myślę tak, jak Maciek. Dasz radę, chociaż czasem jakieś wyrażenie może być obce. Mnie w sumie irytowały przypisy tłumaczące niektóre sformułowania (nie wszystkie słowa są tłumaczone), ale dla czytelników takich jak ty powinny się przydać. Poza tym zawsze jest googiel :)
OdpowiedzUsuńCo do samej recenzji: ja mam ten problem, że (niezależnie od tego czy jest specem od SF czy nie) po "Accelerando" każdy jego utwór wydaje mi się blady, brakuje kompleksowości i złożoności wizji. Nie znaczy to, że pisze źle: to są przyjemne historie, nawet ciekawe... ale na tym polu są lepsi od niego. Taki ta próba flirtu z thrillerem pozostawiła mnie nieco rozczarowanym, czemu dawałem wyraz w recenzji.
No widzisz. Ja "Accelerqando" trktuję tu raczej jako "wybryk", a tą lekką tworczość lubię. Dlatego czekam na polskie wydanie "Pralni" :)
UsuńDla mnie Strossowi brak jest lekkości. Na poziomie intelektualnym jest ok, ale co to za żart, który trzeba analizować i rozbierać na czynniki pierwsze, by na końcu stwierdzić: "tak, to jest śmieszne". Właśnie tak mam ze Strossem - nie przychodzi mi to naturalnie.
Usuń"No a przecież fantastyka to właśnie nic innego, jak literatura pomysłów, prawda?" -- NIE :-)
OdpowiedzUsuńMieszko
Rozwiń proszę swoją, jakże wylewną wypowiedź
UsuńSure. Nie widzę powodu, by ów błahy fakt, że autor postanowił skonstruować świat nieco/bardzo inny od tego obserwowanego przez niego lub jego przodków -- a tak w uproszczeniu rozumiem fantastykę -- miał jakoś znacząco wpływać na znaczenie dla dzieła jego pomysłowości/schematyczności.
UsuńM.