piątek, 22 lutego 2013

Porucznicy 1939 - Tomasz Stężała - kolejna gościnna recenzja z Portalu Historyczno-Wojskowego www.phw.org.pl

Historyczno-militarna beletrystyka cieszy się w Polsce całkiem sporą popularnością. Wydawcy bardzo chętnie sięgają nie tylko po uznanych pisarzy zagranicznych, jak Kessler, Hassel czy Buchheim, ale coraz częściej dają szansę rodzimym twórcom. Jednym z czołowych autorów tego nurtu jest elblążanin Tomasz Stężała, historyk-amator, który zwrócił na siebie uwagę szerszej publiczności dwutomową powieścią Elbing 1945. Autor ten postanowił jednak sięgnąć do historii własnej rodziny, a  dokładniej do osoby Bolesława Nieczui-Ostrowskiego – wybitnego oficera, jednego z organizatorów Związku Walki Zbrojnej we Lwowie, dowódcy 106. DP AK. W otwierającej cykl „Trzy Armie” powieści Porucznicy 1939  Stężała pokazuje jednak wcześniejszy okres wojskowej kariery swego antenata, skupiając się na dramatycznych wydarzeniach początków II wojny światowej.


Elblążanin łamie klasyczną w powieściach historycznych formułę przedstawienia wydarzeń z jednej, określonej pozycji. Stężała proponuje rozwiązanie znacznie ciekawsze, nie tylko z formalnego punktu widzenia, ale przede wszystkim ze względu na wymowę. Fabuła przedstawiana jest bowiem oczami poruczników trzech armii zaangażowanych we wrześniowy konflikt. Mimo tego samego stopnia w wojskowej hierarchii widać między bohaterami zasadnicze różnice dotyczące celów, motywacji, perspektyw, ale także samych wzorów zachowań wynikających z otoczenia (nie tylko wojskowego) w jakim przyszło im funkcjonować. Mimo tego – może trochę behawiorystycznego - podejścia bohaterom Stężały nie można odmówić podmiotowości, co trzeba zapisać elblążaninowi na niewątpliwy plus. Zastosowanie takiego rozwiązania w konstrukcji bohaterów rodzi bowiem ryzyko nakreślenia postaci odczłowieczonych, będących tylko wypadkową zewnętrznych sił na nie działających. W Porucznikach 1939 mamy jednak do czynienia z żywymi ludźmi, zmuszonymi do podejmowania trudnych, odpowiedzialnych wyborów. Muszę też przyznać, że autor całkiem zgrabnie wybrnął z innego problemu rodzącego się przy zastosowanej perspektywie narracyjnej, a mianowicie z trudności w wykreowaniu jednoznacznego podziału protagoniści-antagoniści. Co prawda bez wątpienia można stwierdzić, że głównym „pozytywnym” bohaterem jest porucznik Nieczuja-Ostrowski, jednak jego odpowiednicy zarówno w Wehrmachcie, jak i w NKWD (sic!) dają się do pewnego stopnia lubić, a ich perypetie śledzi się z zainteresowaniem nie mniejszym niż to, które budzi wątek dziadka autora. Jedyne co rzuca się w oczy to pewien dysonans pojawiający się przy zestawieniu wspomnianych oficerów z „masą” Niemców czy Rosjan, jednak w tego typu –w zasadzie rozrywkowej – literaturze, jest to element tak powszechny, że w zasadzie trudno traktować go jako jakiś większy mankament całości. Dobre wrażenie robi też warstwa obyczajowa powieści. Otrzymujemy zatem to, czego zwykle oczekują miłośnicy historycznej beletrystki: sporo detali na temat codziennego życia w przedstawianych historycznych warunkach. Dotyczy to także warstwy militarnej, której Stężała poświecił sporo uwagi, szczególnie w zakresie przygotowania działań, a także przebiegu późniejszych walk, np.  w rejonie Różana.

Trzeba jednak przyznać, że Porucznicy 1939 nie są pozbawieni pewnych wad. Pierwszą jest pewna naiwność, przewidywalność warstwy obyczajowej powieści. Szczególnie uderza to w przypadku planujących swą przyszłość młodych Niemców – nie sposób pozbyć się wrażenia, że od początku do końca wiemy jak rozwiną się ich wątki. Drugim, poważniejszym problemem, jest sama fabuła powieści. Na pierwszy rzut oka wszystko zdaje się być na miejscu: świat przedstawiony i bohaterowie są wyraźnie osadzeni w czasie, poszczególne wątki toczą się w zmiennym tempie, ale jednak zdecydowanie do przodu, wreszcie przychodzi nieuchronny początek wojny, pojawia się więcej akcji, wreszcie wrzesień się kończy, przychodzi rok 1940 i… no właśnie, wraz z końcem książki w zasadzie nic nam nie zostaje. Zakończenie jest oczywiście jak najbardziej otwarte, należy się bowiem spodziewać kolejnych tomów „Trzech armii”, nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że w zasadzie lektura Poruczników 1939 to niewiele więcej niż tylko solidna porcja historyczno-militarnej rozrywki na parę godzin.

Najsilniejszymi punktami pierwszej części nowego cyklu elblążanina są zwrócenie uwagi na postać Bolesława-Nieczui Ostrowskiego, zerwanie z jednoznacznym podziałem na protagonistów i antagonistów, a także pokazanie wydarzeń września 1939 roku z kilku różnych perspektyw. Choć Stężałę trudno nazwać wielkim talentem literackim powieść czyta się dobrze i lekko. Można zatem stwierdzić, że w przyjętej rozrywkowo-historycznej konwencji Porucznicy 1939 są pozycją zdecydowanie godną uwagi. Myślę, że warto poczekać także na kolejne powieści Stężały. Niedociągnięcia warsztatu autor ten rekompensuje bowiem na innych polach, a fabularny potencjał w postaci barwnego życiorysu jego przodka powoduje, iż po zapowiadanych Kapitanach 1941 można się spodziewać całkiem sporo.

3,5/6

Oceny wg skali PHW

Temat i treść:  7/10
Język, styl, kompozycja tekstu: 5/10
Forma wydawnicza: 6/10

PS. Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach Portalu Historyczno-Wojskowego, któremu serdecznie dziękuję za koleją możliwość publikacji na ich stronie - LINK

3 komentarze:

  1. W końcu znów piszesz o czymś, co czytałam :) Bo Poruczników czytałam i, jak piszesz, książka warta uwagi - szczególnie dla historii Nieczui-Ostrowskiego. Trochę kanciasto wyszły wprawdzie te fragmenty "obyczajowe", ale bardzo mocno to przy czytaniu nie uwiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że moje ostatnie literackie wycieczki nie do końca trafiały w Twoje gusta. No cóż, na chwilę obecną maraton z Donaldsonem i Harrisonem wydaje się skończony. Co zaś się tyczy Stężały, widać, że to nie jest ktoś z powołaniem do bycia wielkim pisarzem, ale i nie o to w tego typu formie literackiej chodzi. Dopóki jest niezły historyczny detal i wartka akcja to warto się jego proza zainteresować. Czekam zatem na "Kapitanów"

      Usuń
  2. To nie do końca tak z tymi gustami - podczytywałam Twoje wrażenia, ale nie mam własnych do porównania. Choć przynajmniej z Harrisonem na pewno będę się próbować, bo mam w domu komplet. Tylko to temat na kiedyś.
    Też czekam na "Kapitanów". Mam wprawdzie w domu Elbing, ale zdecydowałam się czytać książki Stężały zgodnie z chronologią zdarzeń.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...