Historyczno-militarna beletrystyka cieszy się w Polsce całkiem sporą
popularnością. Wydawcy bardzo chętnie sięgają nie tylko po uznanych
pisarzy zagranicznych, jak Kessler, Hassel czy Buchheim, ale coraz
częściej dają szansę rodzimym twórcom. Jednym z czołowych autorów tego
nurtu jest elblążanin Tomasz Stężała, historyk-amator, który zwrócił na
siebie uwagę szerszej publiczności dwutomową powieścią Elbing 1945.
Autor ten postanowił jednak sięgnąć do historii własnej rodziny, a
dokładniej do osoby Bolesława Nieczui-Ostrowskiego – wybitnego oficera,
jednego z organizatorów Związku Walki Zbrojnej we Lwowie, dowódcy 106. DP
AK. W otwierającej cykl „Trzy Armie” powieści Porucznicy 1939 Stężała
pokazuje jednak wcześniejszy okres wojskowej kariery swego antenata,
skupiając się na dramatycznych wydarzeniach początków II wojny
światowej.
Elblążanin łamie klasyczną w powieściach historycznych
formułę przedstawienia wydarzeń z jednej, określonej pozycji. Stężała
proponuje rozwiązanie znacznie ciekawsze, nie tylko z formalnego punktu
widzenia, ale przede wszystkim ze względu na wymowę. Fabuła
przedstawiana jest bowiem oczami poruczników trzech armii zaangażowanych
we wrześniowy konflikt. Mimo tego samego stopnia w wojskowej hierarchii
widać między bohaterami zasadnicze różnice dotyczące celów, motywacji,
perspektyw, ale także samych wzorów zachowań wynikających z otoczenia
(nie tylko wojskowego) w jakim przyszło im funkcjonować. Mimo tego –
może trochę behawiorystycznego - podejścia bohaterom Stężały nie można
odmówić podmiotowości, co trzeba zapisać elblążaninowi na niewątpliwy
plus. Zastosowanie takiego rozwiązania w konstrukcji bohaterów rodzi
bowiem ryzyko nakreślenia postaci odczłowieczonych, będących tylko
wypadkową zewnętrznych sił na nie działających. W Porucznikach 1939 mamy
jednak do czynienia z żywymi ludźmi, zmuszonymi do podejmowania
trudnych, odpowiedzialnych wyborów. Muszę też przyznać, że autor całkiem
zgrabnie wybrnął z innego problemu rodzącego się przy zastosowanej
perspektywie narracyjnej, a mianowicie z trudności w wykreowaniu
jednoznacznego podziału protagoniści-antagoniści. Co prawda bez
wątpienia można stwierdzić, że głównym „pozytywnym” bohaterem jest
porucznik Nieczuja-Ostrowski, jednak jego odpowiednicy zarówno w
Wehrmachcie, jak i w NKWD (sic!) dają się do pewnego stopnia lubić, a
ich perypetie śledzi się z zainteresowaniem nie mniejszym niż to, które
budzi wątek dziadka autora. Jedyne co rzuca się w oczy to pewien
dysonans pojawiający się przy zestawieniu wspomnianych oficerów z „masą”
Niemców czy Rosjan, jednak w tego typu –w zasadzie rozrywkowej –
literaturze, jest to element tak powszechny, że w zasadzie trudno
traktować go jako jakiś większy mankament całości. Dobre wrażenie robi
też warstwa obyczajowa powieści. Otrzymujemy zatem to, czego zwykle
oczekują miłośnicy historycznej beletrystki: sporo detali na temat
codziennego życia w przedstawianych historycznych warunkach. Dotyczy to
także warstwy militarnej, której Stężała poświecił sporo uwagi,
szczególnie w zakresie przygotowania działań, a także przebiegu
późniejszych walk, np. w rejonie Różana.
Trzeba jednak przyznać,
że Porucznicy 1939 nie są pozbawieni pewnych wad. Pierwszą jest pewna
naiwność, przewidywalność warstwy obyczajowej powieści. Szczególnie
uderza to w przypadku planujących swą przyszłość młodych Niemców – nie
sposób pozbyć się wrażenia, że od początku do końca wiemy jak rozwiną
się ich wątki. Drugim, poważniejszym problemem, jest sama fabuła
powieści. Na pierwszy rzut oka wszystko zdaje się być na miejscu: świat
przedstawiony i bohaterowie są wyraźnie osadzeni w czasie, poszczególne
wątki toczą się w zmiennym tempie, ale jednak zdecydowanie do przodu,
wreszcie przychodzi nieuchronny początek wojny, pojawia się więcej
akcji, wreszcie wrzesień się kończy, przychodzi rok 1940 i… no właśnie,
wraz z końcem książki w zasadzie nic nam nie zostaje. Zakończenie jest
oczywiście jak najbardziej otwarte, należy się bowiem spodziewać
kolejnych tomów „Trzech armii”, nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że w
zasadzie lektura Poruczników 1939 to niewiele więcej niż tylko solidna
porcja historyczno-militarnej rozrywki na parę godzin.
Najsilniejszymi
punktami pierwszej części nowego cyklu elblążanina są zwrócenie uwagi
na postać Bolesława-Nieczui Ostrowskiego, zerwanie z jednoznacznym
podziałem na protagonistów i antagonistów, a także pokazanie wydarzeń
września 1939 roku z kilku różnych perspektyw. Choć Stężałę trudno
nazwać wielkim talentem literackim powieść czyta się dobrze i lekko.
Można zatem stwierdzić, że w przyjętej rozrywkowo-historycznej konwencji
Porucznicy 1939 są pozycją zdecydowanie godną uwagi. Myślę, że warto
poczekać także na kolejne powieści Stężały. Niedociągnięcia warsztatu
autor ten rekompensuje bowiem na innych polach, a fabularny potencjał w
postaci barwnego życiorysu jego przodka powoduje, iż po zapowiadanych
Kapitanach 1941 można się spodziewać całkiem sporo.
3,5/6
Oceny wg skali PHW
Temat i treść: 7/10
Język, styl, kompozycja tekstu: 5/10
Forma wydawnicza: 6/10
Język, styl, kompozycja tekstu: 5/10
Forma wydawnicza: 6/10
PS. Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach Portalu Historyczno-Wojskowego, któremu serdecznie dziękuję za koleją możliwość publikacji na ich stronie - LINK
W końcu znów piszesz o czymś, co czytałam :) Bo Poruczników czytałam i, jak piszesz, książka warta uwagi - szczególnie dla historii Nieczui-Ostrowskiego. Trochę kanciasto wyszły wprawdzie te fragmenty "obyczajowe", ale bardzo mocno to przy czytaniu nie uwiera.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że moje ostatnie literackie wycieczki nie do końca trafiały w Twoje gusta. No cóż, na chwilę obecną maraton z Donaldsonem i Harrisonem wydaje się skończony. Co zaś się tyczy Stężały, widać, że to nie jest ktoś z powołaniem do bycia wielkim pisarzem, ale i nie o to w tego typu formie literackiej chodzi. Dopóki jest niezły historyczny detal i wartka akcja to warto się jego proza zainteresować. Czekam zatem na "Kapitanów"
UsuńTo nie do końca tak z tymi gustami - podczytywałam Twoje wrażenia, ale nie mam własnych do porównania. Choć przynajmniej z Harrisonem na pewno będę się próbować, bo mam w domu komplet. Tylko to temat na kiedyś.
OdpowiedzUsuńTeż czekam na "Kapitanów". Mam wprawdzie w domu Elbing, ale zdecydowałam się czytać książki Stężały zgodnie z chronologią zdarzeń.