Recenzję tę zacznę, być może przewrotnie, od pytania:
za co czytelnicy lubią Ucztę Wyobraźni? Za świetny warsztat autorów,
którzy są w tej serii publikowani? Niewątpliwie. Za niebanalne pomysły
pokazujące potencjał tkwiący w konwencji, jaką jest fantastyka? Z
pewnością. Za teksty zapadające w pamięć, obok których trudno przejść
obojętnie? Zdecydowanie tak. Za udowodnienie, że podziały miedzy
literaturą głównego nurtu a gatunkową są często sztuczne? Także. Za
mające coś z przyjemnej próżności poczucie elitarności wynikające
z obcowania z prozą „dla wybranych”? Czasem też. W porządku… ale czy
każda książka opublikowana w serii MAGa daje nam to wszystko? No cóż, to
już pytanie, na które każdy czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.
Z mojej perspektywy taką książką jest niewątpliwie omnibus tekstów Jeffreya Forda znanego u nas przede wszystkim z Fizjonomiki i jej kontynuacji. Na solidnej grubości książkę składa się zbiór opowiadań zatytułowany Asystentka pisarza fantasy,a także powieść pt. Portret pani Charbuque.
I nie ma co się zbytnio rozwodzić – trzeba po prostu przyznać, że jest
to jedna z najlepszych pozycji, jakie do tej pory ukazały się w Uczcie
Wyobraźni.
Jak zaznaczyłem w poprzednim akapicie, książkę otwiera zbiór najlepszych opowiadań Forda.
Tym, co z miejsca rzuca się czytelnikowi w oczy, to fakt, iż teksty
Amerykanina są zwykle bardzo krótkie. Muszę przyznać, że dzięki temu
robią w większości doskonałe wrażenie i w pewnym sensie nawiązują do
sedna tego, czym dla fantastyki były opowiadania – przede wszystkim
doskonałymi pomysłami ubranymi w maksymalnie zwięzłą literacką formę. A
że Fordowi pomysłów nie brakuje, otrzymujemy wybór tekstów
ogromnie zróżnicowanych. Zróżnicowanie to sprowadza się zresztą także do
sposobu, w jaki Amerykanin pisze, świetnie operując różnorakimi
konwencjami lub oddając literacki hołd pisarzom, którzy stanowili dla
niego inspirację. Obok utworów odwołujących się do Poego (Zombie Malthusiana), Kafki (Jasny poranek) czy Lovecrafta (Z głębi kanionu) mamy teksty znacznie bardziej złożone stylistycznie, wręcz eksperymentalne (Pansolapia, Delikatny), klasyczne, humorystyczne science fiction (Miasto Egzo-Szkieletów), a nawet antybaśń (Reparata). Tym, co stanowi wspólny mianownik większości tekstów składających się na Asystentkę pisarza fantasy,
jest wyraźna tendencja do podążania w kierunku klasycznych opowieści
niesamowitych; różnią się tylko szaty, w jakie te opowieści zostają
przez Forda ubrane. Świetne wrażenie robi też nie tylko twórcza
samoświadomość (widoczna choćby w komentarzach do każdego z tekstów),
ale przede wszystkim dystans, z jakim Ford traktuje siebie jako
autora niszowego, czyniąc siebie (lub swoje alter ego) bohaterem czy
wręcz narratorem niektórych tekstów. Zabieg, który często mógłby wywrzeć
raczej wrażenie taniego efekciarstwa, w dziełach autora Asystentki pisarza fantasy sprawdza się świetnie.Krótko mówiąc, jest to świetny zbiór opowiadań kapitalnego pisarza, a historie takie jak Jasny poranek, Kobieta,która liczy swoje oddechy, Zombie Malthusiana, Miasto Egzo-Szkieletów, czy opowiadanie tytułowe długo pozostaną w mojej pamięci.
Drugą część omnibusa stanowi chyba najbardziej znana (obok tekstów o fizjonomiście Cleyu) powieść Forda, czyli Portret pani Charbuque.
Amerykanin zabiera czytelników w fascynującą podróż do Nowego Jorku
końca XIX wieku, pokazując świat schyłku ery wiktoriańskiej w Stanach
Zjednoczonych. A trzeba przyznać, że jest to świat fascynujący – autor
bowiem ze sporą dbałością o detale oddaje nie tylko środowisko
artystyczne, ale także zwraca uwagę na mające w tym okresie miejsce
przemiany społeczne związane z rewolucją przemysłową. Tym, co stanowi
sedno Portretu pani Charbuque, jest jednak nie historyczny detal, ale to, do czego Ford zdołał
przyzwyczaić przy okazji swoich opowiadań, a mianowicie kapitalny
pomysł. Tu główny bohater – malarz Piambo – dostaje nietypowe zlecenie.
Ma namalować portret tajemniczej pani Charbuque, nie mogąc oglądać jej
oblicza, opierając się tylko na opowieści, którą codziennie przez
godzinę snuje ona zza parawanu. Choć skojarzenia z postacią Szeherezady
nie będą tu bynajmniej niewłaściwe, to powieść Amerykanina ma do
zaoferowania o wiele więcej. Przyjęcie zlecenia wplątuje bowiem malarza w
intrygę, której skalę trudno oszacować. Wraz z głównym bohaterem w wir
wydarzeń wciągnięty zostaje także czytelnik. Dawno nie miałem okazji
trafić na książkę, od której tak trudno byłoby mi się oderwać. Momenty
wartkiej akcji przeplatane są fragmentami nastrojowej opowieści,
sprawdzonym wzorem zawieszanej w momentach największego napięcia.
Charakterystyczne dla tego autora krótkie rozdziały nadają tekstowi
świetną dynamikę i powodują, że wypowiadane przed snem „jeszcze tylko
jeden rozdział” bywa powtarzane kilkakrotnie w ciągu wieczoru, a czasem i
nocy. Wszystko to w drodze do przewrotnego, mocnego zakończenia. W
ogólnym rozrachunku można Portret pani Charbuque
potraktować jako bardzo ciekawą, wciągającą opowieść odwołującą się do
klasycznych opowieści niesamowitych, kryminałów, ale także sięgającą do
motywów baśniowych czy mitycznych, z wyraźną paraboliczną wymową
zakończenia.
Trzeba przyznać, że kolejny już omnibus wydany w
ramach Uczty Wyobraźni należy uznać za ze wszech miar udany. Nie dość,
że teksty Forda są pomysłową, zróżnicowaną stylistycznie
literaturą zgodnie z duchem serii ignorującą podziały gatunkowe, to są
one także dowodem na to, iż wbrew często wyrażanej opinii, proza
publikowana w prestiżowej serii MAGa wcale nie musi być trudno
przyswajalna. Forda czyta się (no, może z małymi wyjątkami w
przypadku dwóch bardziej eksperymentalnych opowiadań) po prostu
znakomicie. Rekomendowanie tej pozycji tym, którym twórczość Amerykanina
jest znana, wydaje się zbędne. Natomiast tym, którzy mają jakiekolwiek
wątpliwości, z czystym sumieniem mogę polecić właśnie Portret pani Charbuque i Asystentkę pisarza fantasy. Jest to bowiem, kolejna już, prawdziwa uczta dla wyobraźni.
5,5/6
5,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz