DC/Vertigo to jedna z
najciekawszych marek komiksowych na świecie. Stąd też gdy miałem okazję zakupić
za przysłowiowe grosze pierwszy (i
niestety jedyny) tom serii DMZ skwapliwie z niej skorzystałem,
zakupu tego dokonując trochę w ciemno. Z nazwisk wymienionych na okładce bliżej
kojarzyłem jedynie autora wstępu - Briana Azzarello. Po zakończonej lekturze
jestem przekonany, że gdy będę miał kolejną okazje zapoznać się z dziełami
autorów DMZ, skwapliwie z niej
skorzystam (a okazja będzie choćby przy okazji takich marvelowskich serii jak Ultimate Comics X-Men, startującej w tym
miesiącu trzeciej odsłony X-Men, czy
też aktualnego gwiezdnowojennego ongoinga, gdzie scenarzystą jest właśnie Brian Wood)
Pomysł na DMZ jest w zasadzie bardzo prosty: od pięciu lat trwa Druga Wojna Secesyjna,
a Nowy Jork stał się linią frontu. W samym środku zmagań znajduje się Manhattan
- DMZ - strefa (teoretycznie) zdemilitaryzowana. Tyle tylko, że żadna ze stron
konfliktu nie bardzo wie co się w niej dzieje, oprócz tego, że wciąż przebywa
tam czterysta tysięcy cywilów. Jak wygląda życie w DMZ, kto sprawuje tam
władzę, dlaczego ludzie tam pozostają – tego nie wie nikt. W wyniku
niefortunnego splotu wydarzeń do strefy trafia Matty – reporter-stażysta.
Trafia i postanawia pokazać na tym zewnątrz strefy to, co dzieje się wewnątrz. Woodowi udało się stworzyć świetny,
wojenno-postapokaliptyczny klimat. DMZ:
W Strefie jest w równym stopniu opowieścią o okropnościach wojny i trudzie
życia reportera, co swoistym studium ludzkich charakterów w sytuacjach
kryzysowych. Widać tu rozmaite postawy, konflikty interesów, walkę o ideały
postawioną w jednym rzędzie z usilnym pragnieniem przetrwania. Jest miejsce na akcję i polityczne podteksty.
Słowem, komiks prezentuje się naprawdę ciekawie. Dobre wrażenie, jakie robi
fabuła DMZ: W Strefie wzmocnione
jest jeszcze przez ciekawe rysunki i dobrze dobraną kolorystykę. Komiksowi temu
daleko do krzykliwości, dominują raczej brązy, żółcienie i szarości, z solidnym
udziałem czerni i bieli (swoją drogą, w czarno-białej wersji DMZ prezentowałby się także zupełnie
nieźle).
Wydany przez nieistniejące już
wydawnictwo Manzoku komiks ma jedną, zasadniczą wadę – nie doczekał się
polskiego wydania kolejnych tomów. Szkoda, choć można taką sytuację zrozumieć:
raz, że wydawca już nie istnieje, dwa, że nie jest to pozycja, która miała
potencjał by stać się rynkowym hitem. Dla czytelników szukających czegoś
łączącego wojenny, nieco postapokaliptyczny klimat ze sporą dawką akcji i bogatą
galerią postaci DMZ był z pewnością
ciekawą propozycją. Pozostaje zatem rozejrzeć się za oryginalnymi wydaniami
dalszych tomów tej serii lub innymi dziełami Wooda (akurat Burchielli nigdzie
poza opisywaną pozycją nie szerzej nie zaistniał). Bo na to, że kontynuacji wydawania DMZ na naszym rynku podejmie się inny wydawca chyba jednak nie ma
co liczyć.
4,5/6
Świetna pozycja, dorwałem ją kiedyś w bibliotece miejskiej. Również bardzo żałuje braku kontynuacji
OdpowiedzUsuńW jednej z tanich księgarni we Wrocku leżało za 3zł (sic!), więc warto się zaopatrzyć. A co do kontynuacji, no cóż, trzeba się po prostu rozglądać za oryginałami zza Wielkiej Wody
Usuń