środa, 19 czerwca 2013

DMZ: W Strefie – Brian Wood, Ricardo Burchielli – recenzja

DC/Vertigo to jedna z najciekawszych marek komiksowych na świecie. Stąd też gdy miałem okazję zakupić  za przysłowiowe grosze pierwszy (i niestety  jedyny) tom serii DMZ skwapliwie z niej skorzystałem, zakupu tego dokonując trochę w ciemno. Z nazwisk wymienionych na okładce bliżej kojarzyłem jedynie autora wstępu - Briana Azzarello. Po zakończonej lekturze jestem przekonany, że gdy będę miał kolejną okazje zapoznać się z dziełami autorów DMZ, skwapliwie z niej skorzystam (a okazja będzie choćby przy okazji takich marvelowskich serii jak Ultimate Comics X-Men, startującej w tym miesiącu trzeciej odsłony X-Men, czy też aktualnego gwiezdnowojennego ongoinga, gdzie scenarzystą jest właśnie Brian Wood)


Pomysł na DMZ jest w zasadzie bardzo prosty: od pięciu lat trwa Druga Wojna Secesyjna, a Nowy Jork stał się linią frontu. W samym środku zmagań znajduje się Manhattan - DMZ - strefa (teoretycznie) zdemilitaryzowana. Tyle tylko, że żadna ze stron konfliktu nie bardzo wie co się w niej dzieje, oprócz tego, że wciąż przebywa tam czterysta tysięcy cywilów. Jak wygląda życie w DMZ, kto sprawuje tam władzę, dlaczego ludzie tam pozostają – tego nie wie nikt. W wyniku niefortunnego splotu wydarzeń do strefy trafia Matty – reporter-stażysta. Trafia i postanawia pokazać na tym zewnątrz strefy to, co dzieje się wewnątrz. Woodowi udało się stworzyć świetny, wojenno-postapokaliptyczny klimat. DMZ: W Strefie jest w równym stopniu opowieścią o okropnościach wojny i trudzie życia reportera, co swoistym studium ludzkich charakterów w sytuacjach kryzysowych. Widać tu rozmaite postawy, konflikty interesów, walkę o ideały postawioną w jednym rzędzie z usilnym pragnieniem przetrwania. Jest  miejsce na akcję i polityczne podteksty. Słowem, komiks prezentuje się naprawdę ciekawie. Dobre wrażenie, jakie robi fabuła DMZ: W Strefie wzmocnione jest jeszcze przez ciekawe rysunki i dobrze dobraną kolorystykę. Komiksowi temu daleko do krzykliwości, dominują raczej brązy, żółcienie i szarości, z solidnym udziałem czerni i bieli (swoją drogą, w czarno-białej wersji DMZ prezentowałby się także zupełnie nieźle).

Wydany przez nieistniejące już wydawnictwo Manzoku komiks ma jedną, zasadniczą wadę – nie doczekał się polskiego wydania kolejnych tomów. Szkoda, choć można taką sytuację zrozumieć: raz, że wydawca już nie istnieje, dwa, że nie jest to pozycja, która miała potencjał by stać się rynkowym hitem. Dla czytelników szukających czegoś łączącego wojenny, nieco postapokaliptyczny klimat ze sporą dawką akcji i bogatą galerią postaci DMZ był z pewnością ciekawą propozycją. Pozostaje zatem rozejrzeć się za oryginalnymi wydaniami dalszych tomów tej serii lub innymi dziełami Wooda (akurat Burchielli nigdzie poza opisywaną pozycją nie szerzej nie zaistniał). Bo na to, że  kontynuacji wydawania DMZ na naszym rynku podejmie się inny wydawca chyba jednak nie ma co liczyć. 

4,5/6

2 komentarze:

  1. Świetna pozycja, dorwałem ją kiedyś w bibliotece miejskiej. Również bardzo żałuje braku kontynuacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednej z tanich księgarni we Wrocku leżało za 3zł (sic!), więc warto się zaopatrzyć. A co do kontynuacji, no cóż, trzeba się po prostu rozglądać za oryginałami zza Wielkiej Wody

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...