sobota, 1 lutego 2014

Skon w zagładę - Stephen R. Donaldson - recenzja z portalu Fantasta.pl

Niezwykle cieszy mnie fakt, iż MAG postanowił pouzupełniać rozpoczęte swego czasu cykle. Nawet jeśli z perspektywy czysto ekonomicznej nie zawsze jest to najlepsze posunięcie, jest to bez wątpienia wyraz dbałości o czytelnika, szczególnie biorąc pod uwagę rynkową niszę, do jakiej wydawnictwo to kieruje swą działalność. Po zeszłorocznym wznowieniu czterech części Skoków Stephena R. Donaldsona polska premiera zamykającego cykl Skoku w zagładę była dla mnie jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń czytelniczych roku. Jak się okazuje, w pełni zasłużenie.

Donaldson pisząc swą space operę stworzył dzieło niezwykle interesujące. Jednym z punktów wyjścia był operowy cykl Ryszarda Wagnera – wręcz podręcznikowy przykład epickiej fabuły, w której dokonuje się przebudowa świata przedstawionego. Początkowe odsłony cyklu, szczególnie Skok w konflikt były jednak bardzo kameralne, w zasadzie skupione na relacjach między trzema głównymi bohaterami cyklu – Morną Hyland, Angusem Thermopyle i Nickiem Succorso. Dopiero w kolejnych tomach można było w pełni dostrzec i odczuć iście wagnerowski rozmach. Poprzez konsekwentne wprowadzanie kolejnych wątków i postaci Amerykanin nie tylko przekształca historię z pozoru marginalną dla kształtu świata opisanego w dramat, którego stawką jest przetrwanie całej ludzkości, ale także pokazuje doskonały warsztat pisarski, znakomicie operując zmianą perspektywy, z której prowadzona jest narracja. W ten sposób, nawet wielokrotne przywoływanie tych samych wydarzeń (co Donaldson czyni bardzo często) nie nudzi, gdyż za każdym razem czytelnik ma szansę spojrzeć na nie w inny sposób, dostrzegając sprzeczności, różnice w motywacjach, znajomości faktów czy też po prostu w temperamencie poszczególnych bohaterów.

Tym, co nieodmiennie fascynuje mnie w pisarstwie Amerykanina, jest sposób, w jaki tworząc prozę bardzo gęstą, o charakterystycznym ciężkim stylu, potrafi sprawić, iż od lektury nie sposób się oderwać. Jest to jeszcze bardziej widoczne, gdy uświadomimy sobie, iż fabularnie Skok w zagładę jest powieścią skromną, mimo ponadośmiusetstronicowej objętości. W finałowym akcie swego epickiego dzieła Donaldson zbiera rozpoczęte wątki, doprowadzając do iście wybuchowej konfrontacji. Jest to bezpośrednia kontynuacja Skoku w szaleństwo - tomu, który stanowił stylistyczną woltę względem trzech wcześniejszych Skoków. Choć Morna i Angus wciąż stanowią swoistą oś konstrukcyjną całości, na pierwszy plan wysuwa się zakrojona na ogromną skalę rozgrywka między Wardenem Diosem a Holtem Fasnerem. To właśnie w kontekście tego wątku znaczenia nabiera odnoszący się do Wagnerowskiego Zmierzchu bogów podtytuł powieści – Dziś zginą wszyscy bogowie. Misternie konstruowana opowieść zmierza do efektownego końca w sposób wyważony, jednak niezwykle przekonujący. Autor raz za razem zmusza czytelnika do przypomnienia sobie poprzednich aktów tej złożonej historii, gdyż nie raz i nie dwa przedstawione w nich wydarzenia ukazane zostają zupełnie w nowym świetle. Nie sposób rozpatrywać Skoku w zagładę bez odwołania do tomów wcześniejszych – jest to zwieńczenie cyklu w najściślejszym tego słowa znaczeniu. W moim mniemaniu Skoki należy traktować bezwzględnie jako całość, w której w miarę autonomiczny jest tylko kameralny Skok w konflikt. Ale także i pierwsza powieść z cyklu nabiera nowych znaczeń po lekturze całości.

Przywołane wcześniej przeze mnie analogie do dzieł Wagnera (nie tylko w zakresie fabularnym, ale także kreacji takich bohaterów jak Warden Dios, Holt i Norna Fasner, Hashi Lebwohl czy Min Donner noszących mniej lub bardziej specyficzne cechy bohaterów Pierścienia Nibelunga), fabuła przechodząca od kameralnej w epicką, niezwykle wyraziste i zapadające w pamięć postacie i charakterystyczny styl autora powodują, że Skoki są lekturą najwyższej klasy. Co więcej, mogą służyć wręcz za modelowy przykład space opery, oferując wszystko to, co w tej konwencji najlepsze. Mamy zatem złożone ludzkie społeczeństwo, walki frakcji, spiski, kosmiczne podróże, pojedynki i pościgi w przestrzeni, mamy grę o wielką stawkę i zagrożenie ze strony obcych. Słowem wszystko to, czego można oczekiwać po pierwszorzędnej space operze. Donaldsonowi udała się jednak rzadka sztuka wyjść poza rozrywkowe ramy tej konwencji i nadać swojemu cyklowi głębi.

Skok w zagładę stanowi w mojej opinii udane zakończenie rewelacyjnego cyklu. Choć czasem można się zastanowić, po co pewne elementy powtarzać po kilka razy, a droga, jaką pójdą pewne postaci zdaje się aż nazbyt oczywista, to jednak powieść trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Życzyłbym sobie więcej cykli pisanych z takim rozmachem przy zachowaniu wyraźnej dyscypliny fabularnej. Tu nie ma mowy o przeciąganiu czegokolwiek, skupianiu się na wątkach pobocznych. Skoki stanowią spójne, zamknięte, niezwykle konsekwentnie zaplanowane dzieło, w którym doskonale widoczny jest sposób, w jaki pisarz snując opowieść, może poprowadzić czytelnika od kameralnej historii ludzkiego dramatu, do poruszającej, złożonej opowieści na kosmiczną skalę. Warto znać.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...