poniedziałek, 5 maja 2014

Północ Galaktyki - Alastair Reynolds - recenzja z portalu Fantasta.pl

Zawsze ze sporym zainteresowaniem przyglądam się zbiorom opowiadań, osadzonych w uniwersum jakiegoś cyklu powieściowego. Pomijając wszelkiej maści franczyzy, spin-offy czy fanfiki pisane przez osoby trzecie, publikacje tego typu zawierają zwykle dwa rodzaje tekstów: opowiadania, które stały się kamieniami węgielnymi, na których autor zbudował swoje uniwersum, lub też krótsze formy literackie, w których starał się on uzupełnić wizję przedstawioną w ramach zasadniczego cyklu. Północ Galaktyki Alastaira Reynoldsa zawiera oba rodzaje utworów przez co dla fanów twórczości Brytyjczyka (a dokładniej Walijczyka) staje się pozycją niemal obowiązkową.

Tym, którzy dobrze się bawili przy lekturze kolejnych odsłon Przestrzeni objawienia czy Prefekta wystarczy w zasadzie wspomnieć, że czytając omawiany zbiór opowiadań, dowiedzieć się mogą np. co nieco o zasadach działania napędu Hybrydowców, poznać historię tej frakcji, czy też mieć wgląd w przyszłe losy Galaktyki. Wszystko to w formie przemyślanych, intrygujących tekstów, w których autor nie raz i nie dwa nabija w butelkę czytelnika mającego wrażenie, iż nic już go zaskoczyć nie może. Gdybym adresował tę recenzję tylko do osób zaznajomionych z powieściami Reynoldsa, w zasadzie mógłbym w tym miejscu zakończyć, będąc pewnym, iż sięgną po zbiór jego opowiadań. Jestem jednak głęboko przekonany, iż jest to pozycja mogąca stanowić też całkiem dobre wprowadzenie do jego twórczości. Osiem tekstów składających na Północ Galaktyki pokazuje uniwersum Przestrzeni objawienia z wielu różnych stron, ujawniając jego bogactwo i ogromny potencjał kreowania osadzonych w nim fabuł. Walijczykowi całkiem nieźle udała się trudna sztuka wyważenia proporcji między zachowaniem spójności świata przedstawionego wewnątrz pojedynczego, autonomicznego tekstu, a uzupełnieniem jego wizji zaprezentowanej w odrębnych dziełach w intrygujące szczegóły. Najlepiej widoczne jest to w Nightingale i Zwierzyńcu Grafenwaldera, które nie tylko wzbogacają literacki obraz Galaktyki, ale są świetnie skomponowanymi całościami tak pod względem świata przedstawionego, jak i (a może wręcz przede wszystkim) fabuły. Z kolei Sen dylatacyjny czy Północ Galaktyki stanowią swoiste metateksty pokazujące Reynoldsowski świat w planie nieco szerszym niż ma to miejsce w powieściach. Co bardzo ważne, Walijczyk unika tworzenia tekstów schematycznych, podobnych do siebie, skupiających się na tych samych elementach świata. Opowiadania zawarte w omawianym zbiorze pozwalają poczuć twórczy rozmach autora.

Czytając powyższy akapit można by rzec, że tym, co w prozie Reynoldsa najbardziej godne uwagi, jest świat przedstawiony. To bez wątpienia prawda, choć jedynie częściowo. Każde uniwersum - bez względu na to, czy mamy do czynienia z neverlandem, czy też światem naszej (lub historycznej) codzienności - aby literacko intrygować musi zostać należycie zaprezentowane. I choć trudno pisać o Walijczyku jako o wirtuozie pióra, to jednak jego teksty mają do zaoferowania znacznie więcej niż hipotetyczny „historyczno-geograficzny przewodnik po Galaktyce”. Waga realiów została przez mnie uwypuklona tak bardzo przede wszystkim ze względu na fakt, iż stanowią one swoisty znak rozpoznawczy twórczości Reynoldsa. Jego teksty są bowiem koronnym przykładem tego, w jak interesującym kierunku wyewoluowała konwencja klasycznej space opery. Wyraźnie czuć tu rozmach rodem z twórczości Larry’ego Nivena (do inspiracji którym autor przyznaje się w posłowiu). Mamy zatem ogromny, niezbadany wszechświat pełen rozmaitych ras, frakcji, sprzecznych interesów i konfliktów na galaktyczną skalę. Widoczna jest także podbudowa naukowa, co dziwić nie może, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż Reynolds jest posiadaczem doktoratu z astronomii, a także byłym pracownikiem Europejskiej Agencji Kosmicznej. Zapomnijmy zatem o podróżach szybszych niż światło, teleportacji czy innych bajerach rodem ze Star Treka. Tu kosmos jest ogromny, zimny, a podróżowanie po nim wymaga przede wszystkim czasu. Mimo spektakularnego rozkwitu technologii, rozwinięciu się ludzi (i nie tylko) w długowieczne, niemal nieśmiertelne, formy życia znacznie różniące się od nas, mimo wszechobecności niemal nieodróżnialnych od człowieka sztucznych inteligencji i w zasadzie nieograniczonych możliwości medycyny, prawa fizyki pozostają nieubłaganie niezmienne. Kosmos Reynoldsa jest nieprzyjazny, trudny do okiełznania i pełen niebezpieczeństw. I choć autor czasem korzysta z tego faktu na zasadzie deus ex machina, w niczym nie umniejsza to dość przygnębiającej atmosfery tekstów zawartych w Północy galaktyki.

Tej współczesnej space operze daleko do „strzelanek w kosmosie” z lat Złotej Ery science fiction. W pewnym sensie przekłada się to na dość wysoki „próg wejścia” w świat Reynoldsa. Mimo bez wątpienia rozrywkowej formy, jest to jednak literatura wymagająca całkiem sporo skupienia, adresowana do czytelnika wymagającego. Wydaje mi się, że właśnie tu leży główny problem obecności Walijczyka na polskim rynku wydawniczym – zajmuje on bowiem swoistą niszę w niszy, siłą rzeczy znajdując niewielkie grono odbiorców. W pewnym sensie pokazuje to, jakie koło zatoczyła światowa fantastyka: wychodząc od literatury czysto rozrywkowej, przez nowatorskie, precyzyjne pomysły twardej fantastyki naukowej i literackie wysublimowanie Nowej Fali, wróciliśmy do punktu wyjścia, gdzie największy poklask (przynajmniej z perspektywy kieszeni wydawców i autorów) zdobywa literatura rozrywkowa właśnie – lekka, przejrzysta, zrozumiała, oparta na akcji. To, co bardziej wymagające, siłą rzeczy spychane jest na margines. Tym, którzy chcą spróbować wybrać się w zimną otchłań kosmosu, z czystym sumieniem polecam Północ Galaktyki

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...