Dość powszechnie uważa się Draculę Brama
Stokera za pierwsze tak wyraziste przedstawienie motywu wampira w
literaturze popularnej. Faktycznie, to literacka inkarnacja
siedmiogrodzkiego księcia jest po dziś dzień stawiana za ikoniczny,
wręcz modelowy przykład krwiopijcy. Tyle tylko, że Stoker specjalnie
oryginalny nie był, a wiele z elementów czy rozwiązań uznawanych za
klasyczne dla wampirycznego utworu grozy bynajmniej nie jest jego
autorskim dziełem. Pomijając już tak oczywiste rzeczy jak sama figura
wampira, wzięta głównie z ludowych opowieści środkowej Europy, pojawia
się wiele schematów wywodzących się wprost z tradycji powieści
gotyckiej. Co więcej, w 1871 r., a więc 26 lat przed wydaniem książki
Stokera, opublikowane zostało inne dzieło fundamentalne dla
współczesnego literacko-kinowego wizerunku wampira – Carmilla Josepha Sheridana Le Fanu.
Irlandzki pisarz w tym krótkim tekście (zdecydowanie
bliżej mu do noweli niż pełnowymiarowej powieści) opowiedział klasyczną
historię wampiryczną, wykorzystując rekwizytorium charakterystyczne
dla ówczesnej gotyckiej grozy. Mamy więc bardzo ograniczoną scenografię,
z mieszczącym się na odludziu zamkiem na czele, mamy wąskie grono
postaci, pozwalające zbudować kameralny nastrój, mamy wreszcie pewną (ze
współczesnego punktu widzenia rażącą) naiwność, gdzie brak dosłowności
ma być środkiem wystarczającym do wywołania u czytelnika efektu
zaskoczenia. Sama historia, jak już wspomniałem, wydaje się z obecnej
perspektywy typowa: w zamieszkałym przez niewielką ilość osób zamczysku
pojawia się niespodziewany gość… a potem zaczynają się dziać rzeczy
dziwne. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście postać tajemniczej
Carmilli i jej relacji z główną bohaterką – Laurą. Z jednej strony mamy
fascynację tajemniczym, niepokojącym, choć pociągającym gościem, z
drugiej strony chęć zbudowania emocjonalnej relacji... i wykorzystania
ofiary. Wszystko to podszyte wątkiem homoseksualnym, który już w XX
wieku obrodził w niezliczone wariacje na temat wampirzyc-lesbijek.
Trzeba przyznać, że także współcześnie relacje między głównymi
bohaterkami wydają się być interesujące, nawet mimo nieco archaicznego
stylu (charakteryzującego się np. licznymi powtórzeniami pewnych
stwierdzeń). Pozostali bohaterowie są tu raczej statystami, zbudowanymi
na archetypach elementami niezbędnymi do stworzenia klimatu i pchnięcia
fabuły do przodu.
W warstwie fabularnej, jak już zaznaczyłem, Carmilla
jest tekstem bardzo prostym, opartym na jednym wątku głównym i jednym
pobocznym, wplecionym w narrację na zasadzie opowieści szkatułkowej. Ze
współczesnej perspektywy przebieg wydarzeń wydaje się co prawda aż nadto
oczywisty, jednak nie można odmówić tekstowi Le Fanu pewnego
specyficznego uroku. Mamy tu bowiem namacalne świadectwo tego, jak
powstawały klasyczne już motywy: sposób sportretowania wampirzycy i jej
niewinnej ofiary, gotycka scenografia czy też wreszcie zakończenie
(zarówno w wymiarze fabularnym, jak i narracyjnym). Wtedy nowatorskie i
intrygujące, dziś wciąż są czytelne, choć obudowane wieloma późniejszymi
kontekstami. Czytając oryginał mamy możliwość obcowania z nimi w formie
nieskażonej jeszcze naleciałościami, które zawdzięczamy Stokerowi, Anne
Rice czy choćby Stephenie Meyer. Nie wspominając o setkach bardziej lub
(zwykle) mniej udanych wariacji filmowych.
Wydaje się, że w zalewie pop-wampirów Carmilla jest propozycją całkiem ciekawą. Choć lekko trąci myszką, jest bardzo czytelna i ma sporo uroku. Warto sięgnąć po tekst Le Fanu
przede wszystkim dlatego, iż pozwala sięgnąć w głąb konwencji, do jej
gotycko-romantycznych korzeni. Bez literackich fajerwerków, bez
epatowania krwią, makabrą czy seksualnością – to groza w starym stylu,
którą także i dziś wielu czytelników ceni. Oni pewnie Carmillę znają... bo jeśli nie znają, to zdecydowanie poznać powinni.
4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz