Już jakiś czas temu wspomniałem, że mam sporo sentymentu do starych polskich komiksów. I choć do moich ulubionych zawsze zaliczałem przede wszystkim prace Baranowskiego, Christy, Papcia Chmiela, czy niektóre części Ekspedycji Polcha, to wśród nich znalazł się także Funky Koval. Co prawda z perspektywy lat spoglądam na komiks ten zupełnie inaczej - co innego mi się w nim podoba, co innego uważam za ciekawe i godne uwagi mimo mijającego czasu – jednak nie da się ukryć, ze tak wtedy, jak i teraz jest to pozycja niezwykle ważna dla historii rodzimej sztuki fabularno-obrazkowej. Tym bardziej cieszy, że niedawno seria ta (będąca wreszcie całą, z grubsza domkniętą historią) doczekała się godnego wydania kolekcjonerskiego.
Na oprawiony w twardą okładkę album składają się wszystkie cztery części przygód Funky’ego: powstałe w latach 80. Bez oddechu i Sam przeciw wszystkim, pochodzące z początku kolejnej dekady Wbrew sobie i starsze o niemal 20 lat, zamykające dotychczasowy cykl Wrogie przejęcie. Otrzymujemy zatem niemal kompletny zbiór historii z najbardziej znanym kosmicznym detektywem polskiego pochodzenia (brakuje jedynie epizodu Na białym szumie opublikowanego w "Nowej Fantastyce" z okazji 20. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego), okraszony dodatkami w postaci wywiadów z twórcami, kalendarium publikacji czy szkicami niektórych plansz. Można bardzo dokładnie śledzić, jak zmieniała się kreska Polcha, podejście do tworzenia historii, wreszcie świat dookoła. Z tej perspektywy wydaje się, że najlepiej bronią się (wciąż) dwa pierwsze epizody. Od samego początku Funky oszałamia bogactwem, kolorowym światem, wszystkim tym, czego w rzeczywistości połowy lat 80. w Polsce brakowało. Jednocześnie jest to także komiks przesycony znakomitymi nawiązaniami do otaczającej autorów rzeczywistości: stąd możemy tam zobaczyć nie tylko takie postaci znane z Fandomu, jak Lecha Jęczmyka, Wiktora Żwikiewicza czy Marka Oramusa, ale także choćby Jerzego Urbana, odnaleźć nawiązania do kontroli obcej społecznej, okrągłego (tu trójkątnego) stołu, itd. Efektem jest bardzo dynamiczna historia, pełna zwrotów akcji i częstych zmian lokacji i nastroju (co poniekąd było wymuszone odcinkową formuła pierwotnej publikacji wszystkich części Funky’ego). Jeśli dodamy do tego gwiezdne podróże, obcych, tajne operacje i decyzje zapadające na najwyższych szczeblach – otrzymamy nic innego jak rasową space operę, pomyślaną i napisaną z rozmachem godnym najlepszych dzieł w tej konwencji. Wspomniana dynamika może co prawda nieco męczyć, podobnie jak całkiem spora ilość dialogów autorstwa Parowskiego, jednak bardzo szybko można się do tej formuły przyzwyczaić. Z czasem widać lekką zmianę formuły, tematyki – na tym tle dopisana już obecnej dekadzie końcówka wyraźnie odstaje, choć w świecie komiksu między epizodem trzecim a czwartym mijają ledwie minuty. Fakt, Parowskiemu należą się słowa uznania za wyraźną zmianę optyki i wprowadzenie kilku bardziej współczesnych elementów (wirtualny Funky), jednak brak tu wyraźnie rozmachu i świeżości wciąż odczuwalnych w pierwszych dwóch częściach.
Jest jeszcze jedna rzecz, która nieco psuje mi odbiór Wrogiego przejęcia, a mianowicie rysunki. Po twórcy z takim dorobkiem, jak Polch, oczekiwałbym raczej rozwoju, udoskonalenia techniki i kreski. Efekt jest zaś zaskakująco odwrotny – to Bez oddechu i Sam przeciw wszystkim wyglądają najlepiej, z dopracowaną, raczej delikatną i bogatą w detale kreską, a także całkiem przyzwoitymi, jak na tamte czasy (i stosowane techniki), kolorami. W tym zestawieniu ostatni album z Funkym wygląda po prostu kiepsko – jest rysowany jakby od niechcenia i raczej nieciekawie pokolorowany. Trochę to przykry dysonans, nieco psujący odbiór całości... ale na dobrą sprawę lepsze takie zakończenie tej historii, niż żadne.
W ogólnym rozrachunku Funky Koval wciąż jest całkiem ciekawą propozycją. Perypetie kosmicznego detektywa i jego towarzyszy z agencji Universs nadal dostarczają rozrywki, bawiąc specyficznym humorem, dynamiczną akcją i pomysłowym światem. Z obecnej perspektywy wyłapanie wszystkich smaczków i odniesień jest pewnie dosyć trudne, jednak ich dostrzeganie wciąż może dać sporo satysfakcji, szczególnie tym czytelnikom, którzy komiks Parowskiego, Rodka i Polcha poznają dopiero współcześnie. Dla wielu czytelników sięgnięcie po ten zbiorczy tom będzie przede wszystkim sentymentalną wyprawą w przeszłość. Wydaje mi się jednak, że Funky Koval może z powodzeniem zainteresować nie tylko ich.
4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz