piątek, 12 czerwca 2015

Kroniki Amberu. Tom 2 - Roger Zelazny - recenzja z portalu Fantasta.pl

Pisząc o pierwszym tomie zbiorczego wydania Kronik Amberu Rogera Zelaznego, zwróciłem uwagę, iż jest to cykl uważany za jeden z najważniejszych w historii fantastyki. To poczesne miejsce zawdzięcza nie tylko czysto pisarskim umiejętnościom autora, ale przede wszystkim wyróżniającemu się na tle ówczesnej literatury pomysłowi na świat przedstawiony. I choć wykorzystanie idei multiuniwersum nie było wcale jakąś wielką rewolucją (bo czytelnicy znali już choćby Narnię C.S. Lewisa), to jednak połączenie rodzącego się urban fantasy z poważnymi tematami oraz klimatem intryg i knowań stworzyło mieszankę, która na stałe znalazła eksponowane miejsce w sercach i biblioteczkach kolejnych pokoleń fantastów. Słowa te tyczą się jednak przede wszystkim tzw. „cyklu Corwina”, czyli pierwszych pięciu powieści, które Zelazny osadził w świecie Amberu i jego cieni. A przecież było jeszcze pięć kolejnych…

Jak się nietrudno domyślić, zebrane są one w drugim tomie polskiego omnibusowego wznowienia. Dla porządku przypomnę tylko, że chodzi tu o Atuty Zguby, Krew Amberu, Znak Chaosu, Rycerza Cieni i Księcia Chaosu. Między opublikowaniem wieńczących „cykl Corwina” Dworców Chaosu, a kolejnym podejściem amerykańskiego twórcy do uniwersum Amberu minęło kilka ładnych lat. I wydaje się, że ten czas, można odczuć już od pierwszych stron. Choć Zelazny zachowuje wierność swojemu stylowi – podobnie jak w Dziewięciu książętach Amberu, od samego początku wciąga bowiem czytelnika w poszukiwanie odpowiedzi na pytania o tożsamość i status głównego bohatera – to jednak widać pewne zmiany w cieniu-Ziemi, a co za tym idzie w kreacji samych Amberytów z grającym tu pierwsze skrzypce Merlinem – synem Corwina – na czele. Sam główny bohater stanowi jeden z najsilniejszych punktów cyklu. Autor stworzył postać poszukującą swej tożsamości, przez swe pochodzenie rozerwaną między królewskim dziedzictwem Amberu a spuścizną Dworców Chaosu, a także bardzo wyraźnie naznaczoną piętnem wieloletniego życia w cieniu-Ziemi. Obserwowanie, jak początkowo zdystansowany bohater stopniowo zostaje wciągany w kolejne intrygi i rozgrywki (w pewnym sensie rodzinne), daje sporo satysfakcji i pozwala spojrzeć na tę postać z wielu różnych perspektyw. Tym bardziej, że (jak już wspomniałem) jest ona nieco inna niż Corwin, narrator pierwszego pięcioksięgu – nie tak doświadczona, bliższa naszemu światu i (mimo niewątpliwych umiejętności magicznych) zdecydowanie bardziej przywiązana do jego osiągnięć technicznych niż jej ojciec.

Dotykamy tu kolejnej, dość istotnej kwestii – drugi tom Kronik Amberu, czyli tzw. „kroniki Merlina” broni się przede wszystkim jako całość: relatywnie spójna, przemyślana, wiążąca się w jedną linię narracyjną. Choć składa się na niego pięć osobnych powieści, to jednak każda z nich stanowi zaledwie rozdział, fragment pewnej większej narracji. I chyba właśnie postrzegane z tej perspektywy najlepiej się te teksty bronią. Gdyby rozpatrywać je osobno, mielibyśmy do czynienia z ledwie wykraczającymi poza formułę opowiadania migawkami, które mogą pokazać szeroki obraz jedynie w zestawieniu z utworami powiązanymi. Nietrudno jednak zauważyć, że nawet w przypadku całościowego potraktowania zawartości omawianego tomu pojawiają się pewne zmiany w stylistyce poszczególnych części. Na tle poprzedniczek wyróżnia się przede wszystkim zamykający cykl Książę Chaosu, głównie dzięki urozmaiceniu miejsca akcji i wyraźnemu zwróceniu się w kierunku Dworców Chaosu. Dość ciekawą kwestię stanowi też główny wątek. O ile w przypadku pierwszych pięciu powieści sprawa wyglądała dość jasno: całość zbudowana była wokół wątku walki Corwina o odzyskanie dziedzictwa i przejęcie kontroli nad Amberem, o tyle w „cyklu Merlina” wszystko toczy się… ponownie wokół Corwina, a dokładniej wyjaśnienia zagadki jego zniknięcia. Być może to tylko moje wrażenie, być może rezultat rozchwianej, rozerwanej miedzy kilkoma światami kreacji tytułowego bohatera, trudno jednak powstrzymać się od konkluzji, że nawet w „kronikach Merlina” to Corwin okazuje się postacią centralną, napędzającą fabułę.

Druga część Kronik Amberu nie jest być może uważana za równie ważną dla światowej fantasy jak „cykl Corwina”; jednak myślę, że stanowi jego ważną i godną kontynuację, uzupełniającą znakomity cykl i dającą szansę na ponowne zagłębienie się w świecie stanowiącym wytwór nieskrępowanej wyobraźni jednego z największych wizjonerów w historii fantastyki. Amberu po prostu nie sposób nie lubić, gdyż jest tu wszystko, czego można oczekiwać po dobrej literaturze: świetna, złożona, czasem zaskakująca fabuła, oparta na wyrafinowanych intrygach; niebanalny świat umiejętnie wykorzystujący element „niesamowitości”; przekonujący, zapadający w pamięć bohaterowie; wreszcie bogaty, wyjątkowy język i dobre, mocne dialogi. Jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej… no cóż, pewnie jest smutnym człowiekiem, gdyż nie jest łatwo znaleźć literaturę znacznie przebijającą jakościowo twórczość Zelaznego.

4.5/6

1 komentarz:

  1. Póki co przeczytałam dwie pierwsze powieści parę lat temu - poszukiwałam interesującej lektury w bibliotece i dzieła Zelaznego zwróciły moją uwagę. Nawet po tylu latach od wydania, cykl czyta się przyjemnie i nie czuć anachronizmów. Na pewno czyta się to o wiele lepiej, niż wydane parę lat wcześniej dzieła Andre Norton. I można to polecić osobom, które dopiero teraz zaczynają przygodę z gatunkiem :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...