poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Deadpool. Łowca dusz – Brian Posehn, Gerry Duggan, Scott Koblish, Mike Hawthorne - komiksowa recenzja z Szortalu

Do Piekła i z powrotem

Pierwszy polski tom Deadpoola z linii Marvel Now!Martwi prezydenci – wypadł w moim mniemaniu co najwyżej przeciętnie. Oczywiście bez trudu udało się tam znaleźć charakterystyczne elementy opowieści z wygadanym najemnikiem: specyficzny humor, lekko parodystyczne podejście do konwencji, łamanie tzw. czwartej ściany i dużo przemocy. Mimo tego nie wszystko tu jednak grało, żarty były średnio udane, a fabuła umiarkowanie zajmująca. Odpowiedzialnym za scenariusz Brianowi Posehnowi i Gerry’emu Dugganowi udało się w historii o powracających zza grobu amerykańskich prezydentach położyć podwaliny pod fabułę tomów kolejnych. Drugi album zbiorczy – Łowca dusz – wypada już wyraźnie lepiej, prezentując zwartą, całkiem wciągającą historię.

Wyjątkowy, prześmiewczy charakter tej postaci a także ogromną świadomość komiksowej konwencji widać już w pierwszym z zeszytów składających się na album. Historia stanowiąca wprowadzenie  do fabuły Łowcy dusz nie dość, że osadzona jest w latach 80. i wyraźnie odnosi się do komiksów tej ery (z pamiętnym Demonem w butelce Davine Micheilne’a i Boba Laytona na czele) to jeszcze parodiuje je od strony wizualnej wykorzystując charakterystyczną kreskę i kadrowania, świadomie wprowadzając niedoskonałości druku itd. Awantura z Vetisem – jednym z piekielnych demonów – i Tonym Starkiem jest zabawna, dynamiczna, a co najlepsze – nieco niespodziewanie okazuje się mieć reperkusje w głównym wątku obecnej historii Deadpoola, zapoczątkowanym w Martwych prezydentach. Wspomniany już demon powraca zmuszając tytułowego antyherosa do wykonania dla niego pewnego zadania, które w pewnym zakresie dotyka jego nowych znajomych. W toku historii poznamy bliżej agentkę Preston (chwilowo współzamieszkującą ciało Wade’a), zajrzymy - dosłownie! - wewnątrz pokręconego umysłu wygadanego najemnika, a nawet odwiedzimy Piekło (a może Czyściec?). Oczywiście, jak to zwykle bywa w przypadku komiksów z Deadpoolem, możemy liczyć na pojawienie się mnóstwa innych bohaterów Marvela. W drugim tomie polskiego wydania będą to choćby Superior Spider-Man czy Daredevil, ale także i parę mniej znanych postaci jak Taskmaster czy Chance (łezka sentymentu pewnie zakręci się w oku tych, którzy pamiętają go z Tm-Semicowskiego Spider-Mana 3/91). Ogólnie wszystko jest tu na swoim miejscu: humor (sytuacyjny lub opierający się na nawiązaniach), bynajmniej nie oczywista fabuła, dynamika, gościnne występy, a także obowiązkowa dawka mniej lub bardziej efektownej przemocy. Zdecydowanym plusem drugiego tomu polskiej edycji Deadpoola jest fakt, iż komiks ten stara się nieco przekroczyć granice deadpoolowskiej konwencji. Tu nie chodzi tylko o żarty, parodię, przemoc i łamanie czwartej ściany (którego w Łowcy dusz jest zresztą wyjątkowo mało). Posehn i Duggan wyraźnie starają się nieco postać Wade’a nieco pogłębić, pokazać, że za niezbyt atrakcyjną powierzchownością kryje się coś więcej. Tutaj dopiero rozkładają żagle i łapią pierwsze podmuchy wiatru, jednak widać też ogromny potencjał do uatrakcyjnienia tej postaci, czy pokazania jej z innej niż zwykle się to dzieje strony.

Wizualnie mamy do czynienia raczej z branżowym standardem. Jeśli coś można wyróżnić na plus, to sposób, w jaki narysowany został pierwszy zeszyt tego albumu. I to nawet nie chodzi o to, że Scott Koblish wykorzystał efekty graficzne wywołujące wrażenia obcowania z komiksem sprzed trzech dekad, tylko raczej o fakt zastosowania pełnej stylizacji, czy też nawiązania do konkretnych komiksów sprzed lat (wystarczy popatrzeć na fizys Tony’ego Starka, wygląd jego zbroi, czy konkretne kadry niemal skopiowane z Demona w butelce).

Czy więc warto sięgać po drugi tom polskiego Deadpoola? Myślę, że tak (choć pewnie nie zaszkodzi wcześniej zapoznać się z tomem pierwszym). Komiks jest zabawny, dynamiczny, pokazuje ogromną świadomość twórczą Posehna i Duggana. Sporym plusem jest niezła, wciągająca fabuła sięgająca do demonicznych obszarów uniwersum Marvela. Jednym słowem otrzymujemy lekką, rozrywkową lekturę całkiem udanie prezentującą postać wygadanego najemnika. I nawet jeśli to nie jest pozycja, która będzie się pamiętać po latach to zabawa przy lekturze i tak jest przednia.

4.5/6

PS. Dziękujemy wydawnictu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...