"Królowie Dary" Kena Liu stanowili znakomity przykład fantasy wychodzącej poza klasyczne ramy tej konwencji w jej anglosaskiej wersji. Urok powieści wynikał do pewnego stopnia z faktu, że mieliśmy do czynienia z czymś więcej niż tylko stylizacją świata przedstawionego. Liu uczynił z Dary pełnoprawny, złożony neverland, głęboko jednak zakorzeniony w tradycji i kulturze dawnych Chin. Jednocześnie była to książka, która w niczym nie ustępowała współczesnym zachodnim bestsellerom – ba! Przewyższała wiele z nich choćby dzięki temu, iż stanowiła zamkniętą fabularnie i koncepcyjnie całość. I choć wiedziałem, że autor Papierowej menażerii planuje rozwinąć swą powieść w cykl, to zastanawiało mnie, w jaki sposób to zrobi. No cóż, zrobił.
Jednym z najsilniejszych punktów powieściowego debiutu Liu był główny bohater – Kuni Daru – spryciarz, kombinator, filozof, człowiek wielu pasji, czujący powołanie i odpowiedzialność. Wreszcie cesarz. Można by wręcz oczekiwać, że "Ściana burz", bo taki tytuł nosi drugi tom cyklu „Pod sztandarem dzikiego kwiatu” (nie wiem dlaczego nie „Dynastia Mlecza”, skoro oryginalny tytuł to Dandelion Dynasty), będzie dotyczyć perypetii Kuniego po objęciu tronu. Oczekiwanie to spełnia się, choć jedynie częściowo. Kuni, a dokładniej cesarz Ragin, siłą rzeczy jest jednym z najważniejszych bohaterów tej powieści. Z pewnością jednak nie jedynym, i wydaje się, że nawet nie najważniejszym. Mieszkający w Massachusetts autor wyraźnie bierze sobie do serca porównania swojego debiutu z "Grą o tron" i wprowadza całkiem sporą liczbę postaci, które można uznać za wiodące. Większość z nich to oczywiście członkowie rodu Kuniego, jego przyjaciele i poplecznicy. Jak się nietrudno domyślić, sporo miejsca dostają również jego przeciwnicy. Ale nie tylko. Liu kreuje też kilka zupełnie nowych postaci , w tym Zomi Kidosu – zdolną dziewczynę, której wiedza i upór pozwalają awansować w skomplikowanej społecznej hierarchii Dary. Historia Zomi jest jedynie pobocznym wątkiem znacznie szerszej fabuły. Główna oś fabularna powieści opleciona została wokół konfrontacji Cesarstwa z potężnym zagrożeniem z zewnątrz wysp. Wprowadzenie tego wątku zajmuje jednak Liu bardzo dużo czasu i miejsca. Zresztą w ogóle narracja w "Ścianie burz" jest raczej niespieszna, za to niewątpliwie złożona, pełna przeplatających się wątków. Autor zostawia miejsce na rozbudowane dialogi, a także kreację i ekspozycję postaci. Przez znaczną część powieści akcja utrzymana jest w umiarkowanym tempie. Dopiero w dalszej części przyspiesza i to znacznie. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Liu nie zawsze w udany sposób wspomniane tempo reguluje. Zdarza mu się bowiem, że chce powiedzieć za dużo lub opisać coś zbyt dokładnie. Oczywiście, buduje to klimat , ale ceną bywa także znudzenie czytelnika. Na szczęście nie dzieje się to często . Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że od pewnego momentu – szczególnie od chwili, gdy konfrontacja między Darą a ludem Lyucu (bo tak nazywa się przeciwnik) staje się nieuchronna, w warstwie fabularnej robi się coraz ciekawiej.
Jest w "Ścianie burz" jeszcze inna rzecz, wyróżniająca ją na tle innych tekstów obecnych na rynku. Liu sięga po połączenie klasycznych motywów fantasy z naukowymi wynalazkami – jak na dłoni widać zakorzenienie autora w konwencji science fiction. Nawet to, co typowe dla fantasy, zostało podane w sposób zgodny z paradygmatem naukowo-racjonalnym (co ma sens także z wewnętrznej perspektywy powieści, a dokładniej tego, kim jest jedna z głównych bohaterek). Książka ta to jednak w znacznie większym stopniu opowieść o ludzkim rozumie niż znajdująca się w centrum konwencji fantasy wariacja na temat mitu. Podejście to okazuję się ciekawe, gdyż Liu bardzo chętnie sięga po bogów, czyniąc ich ważnymi postaciami fabuły i pokazując opisywanie wydarzenia jako de facto rozgrywkę między nimi.
"Ściana burz" to bez wątpienia ciekawa propozycja dla miłośników fantasy. Stanowi połączenie nietypowego, etnicznego anturażu z formułą rodem z "Gry o tron" i racjonalno-naukowym podejściem autora do odmalowywania świata przedstawionego. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że powieściowy cykl Liu to dzieło wyjątkowe i godne uwagi… jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Największym problemem tej książki jest to, że momentami lektura się najzwyczajniej w świecie wlecze. Samo w sobie nie zawsze musi oznaczać czegoś złego, niestety w tym przypadku nie raz i nie dwa czytelnik jest po prostu zalewany masą tekstu, który niewiele wnosi, a jeszcze mniej ekscytuje. Trochę szkoda, bo pomysły Liu są naprawdę przednie. Również głębsze przemyślenia na temat państwa, odpowiedzialności, sposobu uprawiania polityki i konieczności kompromisów nadają tekstowi głębi, której próżno szukać w większości popularnych cykli. Szkoda tylko, że z głębią przyszła też objętość. Jeśli jednak komuś to nie przeszkadza, jest szansa, że będzie lektura wręcz zachwycony. Ja jestem „po prostu” zadowolony.
4.5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz