środa, 28 marca 2018

Deadpool Classic, tom 3 – Joe Kelly, Ed McGuinness, Walter McDaniel i inni - komiksowa recenja z Szortalu

Jesteś szalony, mówię ci…

Komiksy z Deadpoolem przyzwyczaiły nas do bardzo konkretnej konwencji: dużo akcji, sporo brutalności, lekkie, cięte dialogi, wszystko utrzymane w prześmiewczym i raczej mało poważnym tonie. Ot, komiks, który w zasadzie jest jednym wielkim zmrużeniem oka. Seria „Deadpool Classic” przybliżająca nam początki najbardziej znanego najemnika w uniwersum Marvela udowadnia jednak, że choć zasadniczy pomysł na bohatera niewiele się zmienił, to rozłożenie akcentów jest już nieco inne. Trzeci tom tego tytułu retro pokazuje to nad wyraz dobitnie.

Na niemal trzystustronicowy album niemal w całości napisany przez Joego Kelly’ego składa się kilka historii, których jakość – co tu dużo kryć – bardzo się różni. Ważne, że mimo raczej kiepskiego początku każdy kolejny z zawartych tu zeszytów prezentuje się coraz lepiej. Widać, że Kelly starał się zdefiniować Deadpoola jako kogoś więcej niż tylko pyskatego, niemal nieśmiertelnego zadymiarza – przede wszystkim skupiając się na jego ciemnych stronach. Wade został sportretowany jako człowiek mający poważne problemy psychiczne… jasne, oczywiście, zawsze tak go przedstawiano. Tyle tylko, że w wersji Kelly’ego nie ma bynajmniej nic z sympatycznego szaleńca. Jest psychopata, niepotrafiącym zrozumieć kto jest „swój” a kto „obcy” – mściwy, wręcz sadystyczny, bezwzględny, a jednocześnie rozpaczliwie poszukujący akceptacji. Obraz ten może nieco zszokować czytelników znających bohatera jedynie z jego przygód publikowanych w serii Marvel Now! ale muszę przyznać, że taki, nieco poważniej potraktowany Deadpool, przemawia do mnie po wielokroć bardziej niż jego czysto rozrywkowe oblicze. Scenarzysta wykonał świetną robotę, kreśląc co najmniej trzy z relacji Wade’a z innymi postaciami. Pierwsze skrzypce gra tu Ślepa Al, na pozór nieistotny dodatek do Deadpoolowskiej „menażerii”. W tym przypadku stanowi element kluczowy dla zrozumienia, jak bardzo zaburzony jest Wade. W drugiej kolejności warto wymienić Weasela. Znów, często postrzegany jedynie jako klasyczny sideckick lub zakulisowe wsparcie dla bohatera, tu dostaje znacznie więcej miejsca. Na trzecim miejscu warto wymienić Siryn – osobę ważną dla Deadpoola… choć chyba jest to jednostronna relacja. Na ich przykładzie można śledzić życiową trajektorię, na jaką wpadł nasz (anty-)bohater i jak desperacko próbuje zdefiniować sam siebie.  Obserwujemy też jego relacje z rozmaitymi znaczącymi innymi (jakkolwiek absurdalnie by ten termin nie brzmiał w przypadku Wade’a). Pomijając godne pochwały podkreślenie wątków osobistych i pogłębienie postaci głównego bohatera, sam scenariusz jest dość standardowy, utrzymany w stylistyce charakterystycznej dla przełomu mileniów. Wielkie mięśnie, wielkie spluwy, wielkie ostrza, akcja zasuwa jak króliczek Duracella i – jak na „Deadpoola” przystało – dużo tu tekstu. To chyba jeden z największych zarzutów, jakie można Kelly’emu postawić: momentami album  jest zwyczajnie przegadany, co, w połączeniu z lekkim chaosem narracyjnym, nie robi najlepszego wrażenia. No, ale to już taki urok stylistyki tamtych lat. Świetnie czyta się za to  o wyprawie Deadpoola w przeszłość, a dokładniej do połowy lat sześćdziesiątych, gdzie Wade i Ślepa Al stają się bohaterami wydarzeń znanych klasycznego, 47. zeszytu „The Amazing Spider-Man”. Sposób w jaki Peter Parker i ciocia May zostają podmienieni przez Najemnika z Nawijką i jego niewidomą towarzyszkę jest autentycznie przezabawny, podobnie jak sposób, w jaki autorzy potraktowali oryginał. Mam tu na myśli nie tylko scenariusz Stana Lee, ale i plansze autorstwa starszego Johna Romity, które zostały „nieco” zmodyfikowane przez Pete’a Woodsa… Okazuje się bowiem, że jedna z ważniejszych postaci, towarzyszących na co dzień Deadpoolowi, była szkolnym znajomym młodego Petera Parkera. Koniec końców epizod ten wypada świetnie, stanowiąc znakomity wzór dla „eskapad w przeszłość” znanych choćby z najnowszych komiksów z Deadpoolem.

Warstwa graficzna trzeciej odsłony „Deadpool Classic” jest dość zróżnicowana. Ed McGuinness, choć niewątpliwie charakterystyczny, tu jakoś specjalnie nie zachwyca, jednak nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Jego plansze są ewidentnie kreskówkowe, choć bez przesadnej szczegółowości. To samo tyczy się Shannona Dentona, którego prace są niemal nieodróżnialne od  rysunków McGuinnessa (co w sumie jest dla pierwszego z nich komplementem). Podobnej stylistyki trzyma się zresztą także Pete Woods, przynajmniej wtedy, gdy tworzy „współczesne” przygody Deadpoola. Jego eskapada w przeszłość pokazała, że Woods znakomicie potrafi pracować na bazie dzieł innych – w tym przypadku Johna Romity – gdzie albo twórczo poprzerabiał niektóre z plansz oryginału, albo stworzył własne, utrzymane w zbliżonej stylistyce. Wypadło to bowiem całkiem przekonująco. Odpowiedzialny za rysunki w zeszytach #14-17 Walter McDaniel jest za to typowym wręcz przedstawicielem stylistyki późnych lat dziewięćdziesiątych, jednym z wielu epigonów Todda McFarlane’a i Roba Liefelda… lub też wczesną wersją Humberto Ramosa. Jedni takie rysunki lubią, inni wręcz nie znoszą – niewątpliwie są one jednak bardzo charakterystyczne dla wspomnianego okresu i… mogą się podobać. Dynamiczne, szczegółowe, z lekkim, nieco kreskówkowym podejściem do proporcji i stylizacji, postaci potrafią naprawdę wpaść w oko. Jak dla mnie to właśnie McDaniel wygrał graficznie ten album, ale cóż…  kwestia gustu.

Gdy się tak na dobrą sprawę zastanowić to chyba jeden z dwóch najlepszych tomów z przygodami Najemnika z Nawijką, jakie wydano w naszym kraju (pierwszym był trzeci tom serii Gerry’ego Duggana i Briana Posehna z Marvel Now!... zresztą, także prezentujący nieco poważniejsze podejście do tej postaci). Widzimy tu bowiem Wade’a jako  wielowymiarową osobę – zabawną, owszem, ale też i nieco przerażającą. Komiks ten jest też bez wątpienia charakterystyczny dla stylistyki z przełomu XX i XXI stulecia: narracyjnie, tematycznie i graficznie jest to nieodrodne dziecko swoich czasów. Wydaje się jednak, że to dobry przykład na to, że stylistyka retro wcale nie musi być dla współczesnego czytelnika bolesna (no, może z wyjątkiem kilku fragmentów…). Oczywiście, jeśli ktoś faktycznie lubi głównego bohatera. W przeciwnym razie nie ma większego sensu po ten komiks sięgać – jest to bowiem przede wszystkim laurka dla historii Deadpoola. Tylko i aż tyle.


Tytuł: Deadpool Classic
Tom: 3
Scenariusz: Joe Kelly, Stan Lee
Rysunki: Ed McGuinness, Shannon Denton, Pete Woods, Walter McDaniel, John Romita Sr
Tłumaczenie: Oskar Rogowski
Tytuł oryginału: Deadpool Classic vol. 3 (Deadpool #9-17,The Amazing Spider-Man #47)
Seria: Klasyka Marvela
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: listopad 2017
Liczba stron: 276
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-1858-4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...