Oto najnowsza recenzja, którą popełniłem dla portalu Fantasta.pl. Zapraszam zatem do lektury!
Napisanie dobrej powieści fantasy nie jest rzeczą prostą. Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić, autor staje bowiem przed zadaniem zmierzenia się z konwencją oklepaną na wszelkie możliwe sposoby, do tego musi (choć to dotyczy w zasadzie każdej konwencji) skonstruować ciekawą fabułę i stworzyć interesujących bohaterów. Napisanie dobrej powieści high fantasy wydaje się być jeszcze trudniejsze. Nie wystarczy już bowiem osadzić opowiadanej historii w pseudośredniowiecznym świecie, do którego dołożono tylko jakieś tam elfy, czy inne krasnoludy. Dobre high fantasy wymaga od autora stworzenia świata, który czytelnika oszołomi swą magią, odrealnieniem i innością nie tylko od świata codziennego, ale i od regularnie serwowanej nam przez wydawców światotwórczej papki. Aspekt oryginalności staje się więc całkiem istotnym kryterium dystynkcji między tym co dobre, a tym co nijakie.
Ten przydługi wstęp nie znalazł się tu bez przyczyny. Miałem bowiem okazję przeczytać książkę, którą niewątpliwie można określić jako wpisującą się w gatunek high fantasy. Mam tu na myśli Tern rosyjskiego pisarza Nika Pierumowa. Powieść ta, będąca pierwszym tomem cyklu zatytułowanego Siedem Zwierząt Rajlegu została wydana w naszym kraju przez Wydawnictwo Solaris. Już na wstępie należą się wydawcy spore brawa za świetną, klimatyczną i co ważne wyróżniającą się na tle konkurencji oprawę graficzną. Może nie jest to istotne z punktu widzenia zawartości powieści, jednak zawsze przyjemniej czyta się książkę, która jest ładnie wydana. Przechodząc jednak do zawartości Ternu należy przyznać, że dzieło Pierumowa zaskakuje oryginalnością świata. Nie mamy tu do czynienia z kolejną banalną wariacją na temat ludzi, elfów i krasnoludów, lecz autor serwuje nam kilka zupełnie nowych ras, swoich autorskich kreacji (a także nieco zmodyfikowane i inaczej nazwane te "klasyczne"). Cały świat, jak przystało na high fantasy jest przesycony magią, która staje się ważnym elementem większości zdarzeń posuwających akcję do przodu. Świat Siedmiu Zwierząt, złożony i bogaty, jest bodaj największym plusem tej powieści. Oczywiście zachowanych zostało wiele z klasycznych dla gatunku elementów - konfrontacje mocarstw, zakony rycerskie, czy magiczne uniwersytety, jednak stanowią one co najwyżej element drugiego planu, pozwalając czytelnikowi poczuć się bardziej swojsko.
Skoro ciekawy jest świat, ciekawe powinny być i osadzone w nim postacie. To zadanie autorowi chyba nie do końca się udało. Postać Terna – głównego bohatera jest intrygująca i niezwykle enigmatyczna. Posiada rozliczne zdolności, tak magiczne, jak i bojowe, a co więcej jest ona przedstawicielem (choć temu wciąż zaprzecza) stanowiącej autorski pomysł Pierumowa rasy dhussów. Z drugiej jednak strony nimb tajemnicy jakim owiany jest tytułowy bohater z czasem zaczyna drażnić, gdyż każde kolejne wydarzenie bynajmniej nie ujawnia o nim zbyt wiele nowego. Towarzysze Terna stanowią raczej typowy zestaw postaci. Mamy więc dwie postacie żeńskie: sidchę Neiss, i byłą gończą Stein, z których jedna zwykle stawia się w opozycji do działań pozostałych bohaterów, druga zaś stanowi pretekst do wprowadzania (aczkolwiek bardzo subtelnie) wątku miłosnego; mamy także przeświadczonego o swojej wielkości uczonego-alchemika Ksarbirusa, a także pochodzącego z innej płaszczyzny demona Krojona, który mimo swoich potężnych rozmiarów i przerażającego wyglądu w istocie uważa się za artystę pragnącego jedynie wrócić do domu. Jak widać laureat nagrody dla najlepszego europejskiego autora fantastyki z roku 2004 nie popisał się tu specjalnie i mimo egzotycznego opakowania otrzymujemy klasyczną dla fantasy zawartość – dość typowych bohaterów połączonych w drużynę przez okoliczności.
Tak jak koncepcja drużyny w fantasy może, ale nie musi nasuwać skojarzenia z literaturą opartą o gry fabularne, tak w przypadku fabularnej konstrukcji Ternu skojarzenia takie nasuwają się jeszcze silniej. Powieść bowiem oparta jest na motywie questów. Drużyna stara się zrobić coś, żeby zdobyć coś innego, dzięki czemu będzie mogła coś jeszcze innego. A to wszystko przeplecione podróżami. Niewątpliwie można więc nazwać powieść Pierumowa fantastyką drogi. Fabuła rozkręca się raczej wolno i czasem mam wrażenie, że właściwie nie wiadomo dokąd zmierza cała historia i czy autor w ogóle od samego początku miał jakiś pomysł na zamkniętą fabularnie całość. Co do tego mam pewne wątpliwości, gdyż wyraźnie widać podkreślanie odrębności poszczególnych questów-epizodów. Brakuje jednej, wyraźnie określonej osi fabularnej, a wątek, który powieść kończy pozostawia spory niedosyt.
Styl Ternu jest dość charakterystyczny. Pierumow miesza wątki high fantasy z lekką dawką poczucia humoru. Wspomniana już tendencja do rozbijania fabuły na odrębne fragmenty wzmacniana jest też przez specyficzną narrację. Opiera się ona w ogromnej części na dialogach, które albo są bardzo krótkie i zdawkowe, albo stają się dość sztuczne. Być może jest to kwestia tłumaczenia, które przemyca do polskiego wydania sporo rusycyzmów. Można się jednak do tego szybko przyzwyczaić i w zasadzie stanowi to interesującą odmianę w stosunku do ogromnej ilości tłumaczonej na język polski fantastyki zza Oceanu.
Ocena powieści Pierumowa nie jest prosta. Na jej korzyść świadczyć może bardzo ciekawy i oryginalny setting, co w przypadku high fantasy jest ogromną zaletą. Z drugiej strony opakowana w ten setting zawartość nosi znamiona sztampowej i napisanej trochę bez pomysłu na fabularną stronę powieści. Być może ten niedosyt wynika z tego, ze Tern jest dopiero pierwszym tomem cyklu i autor nie chciał od razu ujawnić wszystkich swych pomysłów. Jest to dość ryzykowne, gdyż po lekturze Ternu Czytelnik może równie dobrze z niecierpliwością czekać na tom kolejny, co dojść do wniosku, że historia opowiadana przez Pierumowa jest po prostu nieciekawa i stracić zainteresowanie jego twórczością. Ja na Aliedorę poczekam, choć raczej bez nadmiernej ekscytacji.
Napisanie dobrej powieści fantasy nie jest rzeczą prostą. Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić, autor staje bowiem przed zadaniem zmierzenia się z konwencją oklepaną na wszelkie możliwe sposoby, do tego musi (choć to dotyczy w zasadzie każdej konwencji) skonstruować ciekawą fabułę i stworzyć interesujących bohaterów. Napisanie dobrej powieści high fantasy wydaje się być jeszcze trudniejsze. Nie wystarczy już bowiem osadzić opowiadanej historii w pseudośredniowiecznym świecie, do którego dołożono tylko jakieś tam elfy, czy inne krasnoludy. Dobre high fantasy wymaga od autora stworzenia świata, który czytelnika oszołomi swą magią, odrealnieniem i innością nie tylko od świata codziennego, ale i od regularnie serwowanej nam przez wydawców światotwórczej papki. Aspekt oryginalności staje się więc całkiem istotnym kryterium dystynkcji między tym co dobre, a tym co nijakie.
Ten przydługi wstęp nie znalazł się tu bez przyczyny. Miałem bowiem okazję przeczytać książkę, którą niewątpliwie można określić jako wpisującą się w gatunek high fantasy. Mam tu na myśli Tern rosyjskiego pisarza Nika Pierumowa. Powieść ta, będąca pierwszym tomem cyklu zatytułowanego Siedem Zwierząt Rajlegu została wydana w naszym kraju przez Wydawnictwo Solaris. Już na wstępie należą się wydawcy spore brawa za świetną, klimatyczną i co ważne wyróżniającą się na tle konkurencji oprawę graficzną. Może nie jest to istotne z punktu widzenia zawartości powieści, jednak zawsze przyjemniej czyta się książkę, która jest ładnie wydana. Przechodząc jednak do zawartości Ternu należy przyznać, że dzieło Pierumowa zaskakuje oryginalnością świata. Nie mamy tu do czynienia z kolejną banalną wariacją na temat ludzi, elfów i krasnoludów, lecz autor serwuje nam kilka zupełnie nowych ras, swoich autorskich kreacji (a także nieco zmodyfikowane i inaczej nazwane te "klasyczne"). Cały świat, jak przystało na high fantasy jest przesycony magią, która staje się ważnym elementem większości zdarzeń posuwających akcję do przodu. Świat Siedmiu Zwierząt, złożony i bogaty, jest bodaj największym plusem tej powieści. Oczywiście zachowanych zostało wiele z klasycznych dla gatunku elementów - konfrontacje mocarstw, zakony rycerskie, czy magiczne uniwersytety, jednak stanowią one co najwyżej element drugiego planu, pozwalając czytelnikowi poczuć się bardziej swojsko.
Skoro ciekawy jest świat, ciekawe powinny być i osadzone w nim postacie. To zadanie autorowi chyba nie do końca się udało. Postać Terna – głównego bohatera jest intrygująca i niezwykle enigmatyczna. Posiada rozliczne zdolności, tak magiczne, jak i bojowe, a co więcej jest ona przedstawicielem (choć temu wciąż zaprzecza) stanowiącej autorski pomysł Pierumowa rasy dhussów. Z drugiej jednak strony nimb tajemnicy jakim owiany jest tytułowy bohater z czasem zaczyna drażnić, gdyż każde kolejne wydarzenie bynajmniej nie ujawnia o nim zbyt wiele nowego. Towarzysze Terna stanowią raczej typowy zestaw postaci. Mamy więc dwie postacie żeńskie: sidchę Neiss, i byłą gończą Stein, z których jedna zwykle stawia się w opozycji do działań pozostałych bohaterów, druga zaś stanowi pretekst do wprowadzania (aczkolwiek bardzo subtelnie) wątku miłosnego; mamy także przeświadczonego o swojej wielkości uczonego-alchemika Ksarbirusa, a także pochodzącego z innej płaszczyzny demona Krojona, który mimo swoich potężnych rozmiarów i przerażającego wyglądu w istocie uważa się za artystę pragnącego jedynie wrócić do domu. Jak widać laureat nagrody dla najlepszego europejskiego autora fantastyki z roku 2004 nie popisał się tu specjalnie i mimo egzotycznego opakowania otrzymujemy klasyczną dla fantasy zawartość – dość typowych bohaterów połączonych w drużynę przez okoliczności.
Tak jak koncepcja drużyny w fantasy może, ale nie musi nasuwać skojarzenia z literaturą opartą o gry fabularne, tak w przypadku fabularnej konstrukcji Ternu skojarzenia takie nasuwają się jeszcze silniej. Powieść bowiem oparta jest na motywie questów. Drużyna stara się zrobić coś, żeby zdobyć coś innego, dzięki czemu będzie mogła coś jeszcze innego. A to wszystko przeplecione podróżami. Niewątpliwie można więc nazwać powieść Pierumowa fantastyką drogi. Fabuła rozkręca się raczej wolno i czasem mam wrażenie, że właściwie nie wiadomo dokąd zmierza cała historia i czy autor w ogóle od samego początku miał jakiś pomysł na zamkniętą fabularnie całość. Co do tego mam pewne wątpliwości, gdyż wyraźnie widać podkreślanie odrębności poszczególnych questów-epizodów. Brakuje jednej, wyraźnie określonej osi fabularnej, a wątek, który powieść kończy pozostawia spory niedosyt.
Styl Ternu jest dość charakterystyczny. Pierumow miesza wątki high fantasy z lekką dawką poczucia humoru. Wspomniana już tendencja do rozbijania fabuły na odrębne fragmenty wzmacniana jest też przez specyficzną narrację. Opiera się ona w ogromnej części na dialogach, które albo są bardzo krótkie i zdawkowe, albo stają się dość sztuczne. Być może jest to kwestia tłumaczenia, które przemyca do polskiego wydania sporo rusycyzmów. Można się jednak do tego szybko przyzwyczaić i w zasadzie stanowi to interesującą odmianę w stosunku do ogromnej ilości tłumaczonej na język polski fantastyki zza Oceanu.
Ocena powieści Pierumowa nie jest prosta. Na jej korzyść świadczyć może bardzo ciekawy i oryginalny setting, co w przypadku high fantasy jest ogromną zaletą. Z drugiej strony opakowana w ten setting zawartość nosi znamiona sztampowej i napisanej trochę bez pomysłu na fabularną stronę powieści. Być może ten niedosyt wynika z tego, ze Tern jest dopiero pierwszym tomem cyklu i autor nie chciał od razu ujawnić wszystkich swych pomysłów. Jest to dość ryzykowne, gdyż po lekturze Ternu Czytelnik może równie dobrze z niecierpliwością czekać na tom kolejny, co dojść do wniosku, że historia opowiadana przez Pierumowa jest po prostu nieciekawa i stracić zainteresowanie jego twórczością. Ja na Aliedorę poczekam, choć raczej bez nadmiernej ekscytacji.
3,5/6
Zostało mi około sto stron "Terna" i wychodzi na to, że nie mam się co kusić o recenzję, bo z powodzeniem mogłabym skopiować Twoją - tak odpowiada moim wrażeniom z tej książki.
OdpowiedzUsuńNiemniej, mnie o wiele bardziej niż Ciebie drażni "questowy" styl Pierumowa - może przez to, że trochę grywałam w klasyczne rpg-i i w trakcie czytania niemal widzę naszego MG opowiadającego historię i rzucającego kostkami :D
Cieszę sie, że mieliśmy podobne odczucia z lektury... przy czym z jedną rzecza muszę sie radykalnie nie zgodzić: jako MG z kilkunastoletnim doświadczeniem stanowczo protestuję przeciwko utożsamianiu klasycznych rpg-ów z typowymi "questówkami". Jak ktoś "nie umi" to tak mu wyjdzie... a jak ma się pomysł, trochę rozmachu, głowę na karku i fajnych,. kreatywnych graczy... to o questach nie ma mowy. Gracze potrafią każdy tego typu scenariusz roznieść w pył;)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest - gdy grałam w Wampira biedny MG miał strasznie ciężko z jednym Malkavianem - rozwalał mu wszystkie założenia, a my przez tego szaleńca ciągle popadaliśmy w tarapaty :P
OdpowiedzUsuńJa miałam styczność z dwoma typami MG. Pierwszy miał sztywno określony przebieg przygody i gdy zaczynaliśmy wychylać się poza "plan podróży" wysyłał nam na otrzeźwienie jakiegoś małego smoka itp. Drugi MG natomiast twardo trzymał się kostek - doszło do tego że gdy widziałam jak on sobie coś tam rzuca to automatycznie robiłam rzut na wykrywanie pułapek itp ;)