Na wstępie muszę przyznać, że tom otwierający sztandarowy cykl pióra Alastaira Reynoldsa
bardzo długo był dla mnie swoistym literackim wyrzutem sumienia. Ot, po
prostu pewnego dnia mając ochotę na przeczytania jakiejś space opery
„łyknąłem” nowelki opublikowane w zbiorze Diamentowe psy. Turkusowe dni, przy innej okazji z niemałą satysfakcją przeczytałem Prefekta, lecz od Przestrzeni objawienia
odbijałem się kilkakrotnie. Czasem ze względu na natłok recenzenckich
obowiązków, czasem ze względu na trudności z wczuciem się w klimat, dość
powiedzieć, że lekturę tej powieści rozpoczynałem kilkakrotnie, zwykle
przerywając po kilkudziesięciu stronach. Kiedy wreszcie udało mi się
zapoznać z całością muszę otwarcie przyznać, iż trochę żałuję, że stało
się to tak późno. Jest to bowiem powieść na naprawdę wysokim poziomie,
pomysłowa i przemyślana.
Zaczyna się dość klasycznie: kosmiczna ekspedycja
naukowa, badania wymarłych cywilizacji, gwiezdne statki i walka o
wpływy. Wizja Walijczyka jest jednak bardzo bogata, złożona, nie
pozwala streścić zasadniczych zrębów świata przedstawionego w kilku
słowach. W związku z tym czytelnik poznaje uniwersum bardzo powoli,
będąc konsekwentnie wprowadzanym w jego niuanse praktycznie do samego
końca powieści. Warto mieć w tym miejscu na uwadze, że tom otwierający
spaceoperowy cykl Reynoldsa zawiera jedynie drobny fragment
monumentalnego obrazu galaktyki sukcesywnie uzupełnianego w kolejnych
powieściach i opowiadaniach. Niemniej jednak wszyscy miłośnicy
kosmicznej fantastyki powinni być ukontentowani.
Walijczykowi udała się także inna trudna sztuka: choć
ludzkość przyszłości znacznie odbiega od tego, co obecnie rozumiemy pod
tym terminem, choć jego bohaterowie są zasadniczo różni od nas – i jest
to w powieści wyraźnie oddane – wciąż pozostają „czytelni”, możliwi do
zrozumienia, przynajmniej w stopniu pozwalającym uzasadnić podejmowane
przez nich działania. Być może ciężko utożsamiać się z Sylveste’m,
Khouri czy Volyovą, jednak nie zmienia to faktu, że są to kreacje
wyraziste, wewnętrznie spójne i zapadające w pamięć. To, w połączeniu ze
złożoną, misternie konstruowaną fabułą i dość wyważonym tempem narracji
powoduje, że Przestrzeń objawienia choć nie należy to lektur z gatunku „lekkich, łatwych i przyjemnych”, potrafi przykuć uwagę na długie godziny.
Z drugiej strony muszę też uczciwie przyznać, że próżno oczekiwać po tej powieści jakiś specjalnych fajerwerków. Reynolds to autor, któremu trudno zarzucić efekciarstwo i w sumie wychodzi mu to na dobre. Przestrzeń objawienia
adresowana jest bowiem do jasno sprecyzowanego typu czytelnika:
doceniającego monumentalny pomysł, precyzyjne wykonanie,
przedkładającego intrygujący świat i nieoczywistą fabułę nad akcję,
lubiącego fantastykę sięgającą po naukowe koncepcje i terminy. Ci,
którzy w czytanej przez siebie literaturze szukają powyższego, będą
zachwyceni. Pozostałym sugeruję na pierwsze podejście do prozy Walijczyka raczej nowelki lub opowiadania. Mnie Przestrzeń objawienia
przekonała i choć nie jest to proza, którą miałbym ochotę czytać bez
przerwy, niewątpliwie do tego uniwersum za jakiś czas wrócę.
5/6
Też podchodziłam do tej pozycji kilkakrotnie, bardzo się do tego przyczyniło też wydanie, gdzie malusieńka czcionka z malusieńką interlinią bardzo męczy. Jednak tak, jak ty uważam, że było warto, choć lektura nie należy do łatwych w odbiorze i zdecydowanie nazywanie jej space operą jest według mnie bardzo mylące. Owszem akcja rozgrywa się głównie w przestrzeni kosmicznej, ale jak wspomniałeś wartkiej w niej akcji jak na lekarstwo.
OdpowiedzUsuń"(...) zdecydowanie nazywanie jej space operą jest według mnie bardzo mylące. Owszem akcja rozgrywa się głównie w przestrzeni kosmicznej, ale jak wspomniałeś wartkiej w niej akcji jak na lekarstwo." Za to rozmachu nie brakuje. Jak dla mnie to właśnie taka klasyczna "New Space Opera" - bardziej złożona niż typowe kosmiczne przygodówki sprzed lat
UsuńKochani!
OdpowiedzUsuńZapraszam na swoją nową stronę, na której opisuję objawienia, te uznane przez Kościół Katolicki, i te, o których wiadomo mało: http://slowo-boze.blogspot.com
Bóg zapłać,
ks. Marek