Przy okazji omawiania Rozgrywki w ciemno - pierwszego tomu cyklu Odyssey One, zwracałem uwagę na odwagę Wydawcy sięgającego po pozycję będącą self-publishingowym
debiutem. Niedostatki warsztatu początkującego autora i słabe
tłumaczenie, w połączeniu z trudną do zaakceptowania przez Europejczyka
amerykańską „naiwnością” niektórych zawartych w tej książce pomysłów,
zaowocowały pozycją rozczarowującą, a momentami wręcz irytującą. Ku
mojemu lekkiemu zaskoczeniu Drageus postanowił pójść jednak za ciosem
i wydać w Polsce kolejny tom serii, zatytułowany W samo sedno. Czy zmiana tłumacza i wiara w to, iż druga powieść Evana Curriego prezentować będzie lepszy poziom wystarczy aby zatrzeć kiepskie wrażenie?
Historia pierwszej międzygwiezdnej ludzkiej jednostki i
jej załogi miała wiele słabości, jednak na poziomie fabularnym chyba
największą z nich było zupełnie kuriozalne potraktowanie Kontaktu.
W końcu to zupełna norma, że trafiając w Kosmosie na ludzi (?) i to
mówiących w języku przypominającym francuski (sic!) dzielni Amerykańscy i
Kanadyjscy wojacy przechodzą nad tym do porządku dziennego. W końcu
sytuacja niczym za bardzo się nie różni od spotkania na dalekiej
wycieczce rodaka, tyle, że z innej części kraju. Niestety, W samo sedno,
kontynuując wątek współpracy Ziemian i Priminae w obliczu zagrożenia ze
strony Drasinów, także przechodzi nad kwestią Kontaktu do porządku
dziennego. W dwojga obcych bardziej intrygują Ci, przeciw którym trzeba
się zjednoczyć, nie zmienia to jednak faktu, iż podstawy jakiejkolwiek
kooperacji między mieszkańcami planety Ranquil a załogą „Odysei” wydają
się mocno naciągane. Z problemu wyraźnego braku ciekawych pomysłów
na rozwiązania intrygujących czytelnika kwestii Currie wybrnął w
bardzo prosty sposób – napisał powieść bazującą przede wszystkim na
akcji. Przez kilkaset stron mamy do czynienia z niemal nieprzerwanymi
zmaganiami Ludzi i Priminae z Drasinami - zarówno w przestrzeni
kosmicznej i na powierzchni. Trzeba oddać autorowi, że w tej materii
radzi sobie przyzwoicie. Co prawda są momenty, gdy do opisów batalii
wkrada się chaos i dość ciężko zorientować się co, gdzie i kiedy się w
zasadzie dzieje (jest to rezultatem zastosowania dynamicznej, lecz
jednocześnie dość rwanej narracji, opartej na krótkich rozdziałach
przenoszących akcję z miejsca na miejsce), jednak na uznanie zasługuje
rozmach, z jakim przemyślane są kolejne starcia. Nie licząc walki,
wszelkie pozostałe wydarzenia dzieją się na dobrą sprawę albo „przy
okazji” albo „w międzyczasie”. Trochę szkoda, gdyż co najmniej kilka
wątków zasługuje na wzmiankę. Z pewnością nieźle prezentuje się pomysł
na urozmaicenie konfliktu, pojawiający się w dalszej części powieści.
Intryguje Centrala (choć sama koncepcja jest dość kuriozalna), coraz
większą ciekawość wzbudza też natura Drasinów. Currie bez
wątpienia potrafi wywołać w czytelniku zainteresowanie, ma jednak
wyraźny problem z tego zainteresowania zdyskontowaniem. Nie mogę oprzeć
się wrażeniu, że autor wyraźnie rozkręcał się w miarę pisania, gdyż
druga część powieści prezentuje się znacznie lepiej. Jest to poniekąd
także zasługa tego, iż pojawiają się (naiwnie wprowadzane, ale jednak)
klasyczne wątki science fiction: klasyfikacja cywilizacji Kardaszewa,
chmura Dysona (czy ogólnie koncepcja megastruktury). Całość prowadzi do
zakończenia, które, jak łatwo można było się domyślić, pozostawia więcej
wątków otwartych niż zamkniętych, co skazuje zainteresowanego
czytelnika na lekturę kolejnej odsłony Odyssey One. Pytanie tylko ilu
znajdzie się chętnych na tę lekturę.
Różnice między pierwszym a drugim tomem serii są wyraźnie widoczne. O ile Rozgrywka w ciemno
stanowiła klasyczne wprowadzenie: przedstawiała świat i postacie,
zawiązywała główne wątki, wreszcie nosiła piętno literackiej wprawki, o
tyle W samo sedno jest tekstem zdecydowanie bardziej
bezpośrednim, o jednoznacznie określonym charakterze kosmicznej
rozwałki. Poszczególne wątki zostały podporządkowane przede wszystkim
akcji, co odbija się choćby na eksponowaniu i wyrazistości
poszczególnych bohaterów. W zasadzie jedyną postacią wybijającą się w
jakiś sposób z zarysowanego przez Kanadyjczyka grona jest dowódca
„Odysei” Eric Weston, choć i ten nie grzeszy oryginalnością, jawiąc się
jako dość prosta krzyżówka startrekowego kapitana Kirka z admirałem
Adamą z Battlestar Galactica. Mniej tu prostej gry na regionalizmach,
kalkowania dyskursu propagandy sukcesu północnoamerykańskiej potęgi
zbrojnej, co w sumie wychodzi książce na dobre.
W samo sedno to powieść, która choć wyraźnie zorientowana na batalistykę, jest jednak bardzo nierówna. Currie
postanowił wyciągnąć z konwencji militarnej space opery przede
wszystkim akcję, po macoszemu traktując w zasadzie wszystkie inne
elementy składające się na powieść. Potraktowane są one marginalnie
i mają charakter służebny względem całości opartej na prezentacji
kolejnych kosmicznych potyczek. W efekcie powstał tekst, który choć w
wielu elementach pozostawiający sporo do życzenia, jest przynajmniej
koncepcyjnie spójny. Drugi tom cyklu Odyssey One mimo, iż wciąż
pozostaje niczym innym, niż dość prostym, wybitnie rozrywkowym i naiwnym
czytadłem, jest jednak czytadłem wyraźnie lepszym niż debiut
Kanadyjczyka. Myślę, że może on zainteresować miłośników militarnej
space opery, nastawionych na dużą ilość akcji, wybuchów, kosmicznych
manewrów i pościgów. Jeśli przymkną oko na ograniczony charakter tekstu,
pretekstowość fabuły, wspomniane wcześniej uproszczenia i słaby (mino
zmiany tłumacza) przekład, mogą znaleźć to czego szukają. W prozie Curriego
widać tendencję zwyżkową, ale biorąc pod uwagę bardzo niski poziom jego
debiutu, nie jest to zbyt miarodajne. Obawiam się więc, że W samo sedno
nie będzie w stanie zainteresować czytelników nie będących
zatwardziałymi fanami konwencji. Po prostu, drugi tom cyklu Odyssey One
nie ma ku temu żadnych argumentów.
3/6
Całkowicie się nie zgadzam z tymi opiniami. Przeczytałem wszystkie 3 tomy mam nadzieję że wydawca udostępni nam również tom 4. Do fanów sf: znakomita książka. Przeczytajcie sami.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Grzegorz
No dobrze, a jakieś argumenty? Co jest w tej książce znakomitego? Świat? Fabuła? Język? Może jakieś ciekawe pomysły? Bo ja niczego takiego tam nie widzę.
UsuńMiałem problem ze skończeniem czytania tej powiastki. Nuda i tyle, nic głębszego z tej serii nie wynika... Można przeczytać jak się nie ma nic lepszego pod ręka
OdpowiedzUsuńJa kolejne tomy już odpuściłem. Szkoda czasu i nerwów. A jakbym jeszzce wydał na Odyssey One pieniądze to już w ogóle bym się wkurzył
Usuń