piątek, 1 sierpnia 2014

Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie - recenzja z portalu Fantasta.pl

Przy okazji omawiania Rozgrywki w ciemno - pierwszego tomu cyklu Odyssey One, zwracałem uwagę na odwagę Wydawcy sięgającego po pozycję będącą self-publishingowym debiutem. Niedostatki warsztatu początkującego autora i słabe tłumaczenie, w połączeniu z trudną do zaakceptowania przez Europejczyka amerykańską „naiwnością” niektórych zawartych w tej książce pomysłów, zaowocowały pozycją rozczarowującą, a momentami wręcz irytującą. Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu Drageus postanowił pójść jednak za ciosem i wydać w Polsce kolejny tom serii, zatytułowany W samo sedno. Czy zmiana tłumacza i wiara w to, iż druga powieść Evana Curriego prezentować będzie lepszy poziom wystarczy aby zatrzeć kiepskie wrażenie?

Historia pierwszej międzygwiezdnej ludzkiej jednostki i jej załogi miała wiele słabości, jednak na poziomie fabularnym chyba największą z nich było zupełnie kuriozalne potraktowanie Kontaktu. W końcu to zupełna norma, że trafiając w Kosmosie na ludzi (?) i to mówiących w języku przypominającym francuski (sic!) dzielni Amerykańscy i Kanadyjscy wojacy przechodzą nad tym do porządku dziennego. W końcu sytuacja niczym za bardzo się nie różni od spotkania na dalekiej wycieczce rodaka, tyle, że z innej części kraju. Niestety, W samo sedno, kontynuując wątek współpracy Ziemian i Priminae w obliczu zagrożenia ze strony Drasinów, także przechodzi nad kwestią Kontaktu do porządku dziennego. W dwojga obcych bardziej intrygują Ci, przeciw którym trzeba się zjednoczyć, nie zmienia to jednak faktu, iż podstawy jakiejkolwiek kooperacji między mieszkańcami planety Ranquil a załogą „Odysei” wydają się mocno naciągane. Z problemu wyraźnego braku ciekawych pomysłów na rozwiązania intrygujących czytelnika kwestii Currie wybrnął w bardzo prosty sposób – napisał powieść bazującą przede wszystkim na akcji. Przez kilkaset stron mamy do czynienia z niemal nieprzerwanymi zmaganiami Ludzi i Priminae z Drasinami - zarówno w przestrzeni kosmicznej i na powierzchni. Trzeba oddać autorowi, że w tej materii radzi sobie przyzwoicie. Co prawda są momenty, gdy do opisów batalii wkrada się chaos i dość ciężko zorientować się co, gdzie i kiedy się w zasadzie dzieje (jest to rezultatem zastosowania dynamicznej, lecz jednocześnie dość rwanej narracji, opartej na krótkich rozdziałach przenoszących akcję z miejsca na miejsce), jednak na uznanie zasługuje rozmach, z jakim przemyślane są kolejne starcia. Nie licząc walki, wszelkie pozostałe wydarzenia dzieją się na dobrą sprawę albo „przy okazji” albo „w międzyczasie”. Trochę szkoda, gdyż co najmniej kilka wątków zasługuje na wzmiankę. Z pewnością nieźle prezentuje się pomysł na urozmaicenie konfliktu, pojawiający się w dalszej części powieści. Intryguje Centrala (choć sama koncepcja jest dość kuriozalna), coraz większą ciekawość wzbudza też natura Drasinów. Currie bez wątpienia potrafi wywołać w czytelniku zainteresowanie, ma jednak wyraźny problem z tego zainteresowania zdyskontowaniem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że autor wyraźnie rozkręcał się w miarę pisania, gdyż druga część powieści prezentuje się znacznie lepiej. Jest to poniekąd także zasługa tego, iż pojawiają się (naiwnie wprowadzane, ale jednak) klasyczne wątki science fiction: klasyfikacja cywilizacji Kardaszewa, chmura Dysona (czy ogólnie koncepcja megastruktury). Całość prowadzi do zakończenia, które, jak łatwo można było się domyślić, pozostawia więcej wątków otwartych niż zamkniętych, co skazuje zainteresowanego czytelnika na lekturę kolejnej odsłony Odyssey One. Pytanie tylko ilu znajdzie się chętnych na tę lekturę.

Różnice między pierwszym a drugim tomem serii są wyraźnie widoczne. O ile Rozgrywka w ciemno stanowiła klasyczne wprowadzenie: przedstawiała świat i postacie, zawiązywała główne wątki, wreszcie nosiła piętno literackiej wprawki, o tyle W samo sedno jest tekstem zdecydowanie bardziej bezpośrednim, o jednoznacznie określonym charakterze kosmicznej rozwałki. Poszczególne wątki zostały podporządkowane przede wszystkim akcji, co odbija się choćby na eksponowaniu i wyrazistości poszczególnych bohaterów. W zasadzie jedyną postacią wybijającą się w jakiś sposób z zarysowanego przez Kanadyjczyka grona jest dowódca „Odysei” Eric Weston, choć i ten nie grzeszy oryginalnością, jawiąc się jako dość prosta krzyżówka startrekowego kapitana Kirka z admirałem Adamą z Battlestar Galactica. Mniej tu prostej gry na regionalizmach, kalkowania dyskursu propagandy sukcesu północnoamerykańskiej potęgi zbrojnej, co w sumie wychodzi książce na dobre.

W samo sedno to powieść, która choć wyraźnie zorientowana na batalistykę, jest jednak bardzo nierówna. Currie postanowił wyciągnąć z konwencji militarnej space opery przede wszystkim akcję, po macoszemu traktując w zasadzie wszystkie inne elementy składające się na powieść. Potraktowane są one marginalnie i mają charakter służebny względem całości opartej na prezentacji kolejnych kosmicznych potyczek. W efekcie powstał tekst, który choć w wielu elementach pozostawiający sporo do życzenia, jest przynajmniej koncepcyjnie spójny. Drugi tom cyklu Odyssey One mimo, iż wciąż pozostaje niczym innym, niż dość prostym, wybitnie rozrywkowym i naiwnym czytadłem, jest jednak czytadłem wyraźnie lepszym niż debiut Kanadyjczyka. Myślę, że może on zainteresować miłośników militarnej space opery, nastawionych na dużą ilość akcji, wybuchów, kosmicznych manewrów i pościgów. Jeśli przymkną oko na ograniczony charakter tekstu, pretekstowość fabuły, wspomniane wcześniej uproszczenia i słaby (mino zmiany tłumacza) przekład, mogą znaleźć to czego szukają. W prozie Curriego widać tendencję zwyżkową, ale biorąc pod uwagę bardzo niski poziom jego debiutu, nie jest to zbyt miarodajne. Obawiam się więc, że W samo sedno nie będzie w stanie zainteresować czytelników nie będących zatwardziałymi fanami konwencji. Po prostu, drugi tom cyklu Odyssey One nie ma ku temu żadnych argumentów. 

3/6

4 komentarze:

  1. Całkowicie się nie zgadzam z tymi opiniami. Przeczytałem wszystkie 3 tomy mam nadzieję że wydawca udostępni nam również tom 4. Do fanów sf: znakomita książka. Przeczytajcie sami.

    pozdrawiam
    Grzegorz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, a jakieś argumenty? Co jest w tej książce znakomitego? Świat? Fabuła? Język? Może jakieś ciekawe pomysły? Bo ja niczego takiego tam nie widzę.

      Usuń
  2. Miałem problem ze skończeniem czytania tej powiastki. Nuda i tyle, nic głębszego z tej serii nie wynika... Można przeczytać jak się nie ma nic lepszego pod ręka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kolejne tomy już odpuściłem. Szkoda czasu i nerwów. A jakbym jeszzce wydał na Odyssey One pieniądze to już w ogóle bym się wkurzył

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...