Banałem jest stwierdzenie, że pewne motywy są na tyle uniwersalne, że bez względu na konwencję dzieła stanowić mogą kanwę znakomitej opowieści. Weźmy na przykład miłość miedzy przedstawicielami dwóch zwaśnionych stronnictw: od Romea i Julii po West Side Story bez względu na formę przekazu, scenografię i czas powstania, historia tego typu potrafi przyciągnąć uwagę odbiorców. Może zatem komiks? Jasne. A może w inspirowanej nieco Gwiezdnymi Wojnami i Flashem Gordonem konwencji space opery przemieszanej z fantasy? Pewnie, czemu nie. A gdyby zakochana para miała dziecko, które musi zostać ukryte przed próbującymi je złapać przedstawicielami obu stron kosmicznego konfliktu? Oczywiście! Powyższa charakterystyka z grubsza opisuje Sagę – jedną z najgoręcej przyjętych serii komiksowych ostatnich lat.
Brian K. Vaughan – autor m.in. – autor m.in. Y: Ostatni z mężczyzn, czy też Lwów z Bagdadu wpadł na pomysł świata Sagi jeszcze w dzieciństwie, jednak dopiero doświadczenia małżeństwa i rodzicielstwa zainspirowały go do stworzenia zasadniczych zrębów tej wyjątkowej historii. Początkiem opowieści są zatem narodziny Hazel – córki skrzydlatej Alany i rogatego Marko, którzy zmuszeni są uciekać przed okropieństwami wojny i przedstawicielami własnych ras. Oboje mają bowiem status dezerterów, renegatów, a przez swój międzyrasowy związek ściągają na siebie gniew współplemieńców. Ta banalna na pozór historia o miłości, poświęceniu i pokonywaniu przeciwności losu, jest w dużym stopniu napędzana fenomenalnie nakreślonym napięciem między parą głównych bohaterów – różnica charakterów, postaw, tradycji podkreślona za pomocą błyskotliwych, ciętych dialogów tworzy efektowną oprawę dla banalnej na pozór miłości.
Perypetie Alany i Marko umiejscowione zostały w niesamowicie barwnym świecie. Wspomniałem wcześniej klasyczne filmowe space opery z lat 80. – czuć tu przepych charakterystyczny dla tej konwencji: bogactwo barw, motywów i pomysłów nieco doprawione elementami stylistyki fantasy. Vaughan puścił wodze wyobraźni tworząc dzieło, które intryguje także od strony koncepcyjnej. Drzewa-rakiety, rozpoznający kłamstwa kot, humanoidalne hybrydy, duchy, technologia, magia, a do tego mnóstwo przemocy i erotyki – wszystko to powoduje, że Saga wciąga od samego początku, zachwycając i zaskakując czytelnika niemal na każdej stronie.
Niezwykle istotną rolę w budowaniu klimatu tej opowieści odgrywa jej strona wizualna. Fiona Staples – rysowniczka do niedawna będąca jeszcze na artystycznym dorobku, za pomocą kilku bardzo prostych zabiegów stworzyła wyrazistą, zapadającą w pamięć oprawę graficzną. Dość prosta kreska, jaskrawe kolory i specyficzne rozmycie tła osiągnięte poprzez stosowanie konturu tylko i wyłącznie na pierwszym planie powodują, iż Saga jest dziełem tyleż efektownym, co charakterystycznym. Wrażenie to potęgują świetne przemyślane, zapadające w pamięć kadry i plansze nadające całości sporej dynamiki. Obraz jest tu zresztą niezwykle istotny dla narracji – często wręcz dużo ważniejszy niż słowo – stanowi bowiem bramę do świata pełnego wizualnych cudów. Nacisk na stronę graficzną, plansze z co najwyżej kilkoma kadrami lub też często wykorzystywane duże jedno- lub dwustronicowe ilustracje powodują zresztą, że dzieło Vaughana i Staples pochłania się błyskawicznie… Po zakończeniu lektury trudno się jednak oprzeć chęci, by choćby przekartkować album jeszcze kilkakrotnie.
Saga jest komiksem opartym na wyrazistym kontraście: prosta w swojej istocie opowieść podana została w bogatej i efektownej oprawie. W tym kontekście absolutnie nie dziwi ilość nagród, jakimi została obsypana – w latach 2013 i 2014 zdobyła miedzy innymi sześć (!) Nagród Eisnera (w tym dwukrotnie dla najlepszej kontynuowanej serii, raz dla nowej serii, dwukrotnie dla Briana K.Vaughana jako najlepszego scenarzysty i raz dla Fiony Staples jako najlepszej artystki), sześć Nagród Harveya czy też Nagrodę Hugo dla najlepszej historii graficznej. Lektura utwierdza jednak w przekonaniu, iż jest to aplauz ze wszech miar zasłużony. Mamy bowiem do czynienia ze swoistą kwintesencją „komiksowości”: prostą, choć emocjonującą historią, z dynamicznie poprowadzoną fabułą i zapadającymi w pamięć bohaterami, znakomite dowcipne dialogi, efektowną oprawę graficzną, a przede wszystkim szaloną mieszankę konwencji i nawiązań. Lektura Sagi - choć przecież pełnej przepychu - wywołuje jednak niedosyt: tego świata nie chce się po prostu opuszczać. W moim mniemaniu trudno o lepszą rekomendację.
Perypetie Alany i Marko umiejscowione zostały w niesamowicie barwnym świecie. Wspomniałem wcześniej klasyczne filmowe space opery z lat 80. – czuć tu przepych charakterystyczny dla tej konwencji: bogactwo barw, motywów i pomysłów nieco doprawione elementami stylistyki fantasy. Vaughan puścił wodze wyobraźni tworząc dzieło, które intryguje także od strony koncepcyjnej. Drzewa-rakiety, rozpoznający kłamstwa kot, humanoidalne hybrydy, duchy, technologia, magia, a do tego mnóstwo przemocy i erotyki – wszystko to powoduje, że Saga wciąga od samego początku, zachwycając i zaskakując czytelnika niemal na każdej stronie.
Niezwykle istotną rolę w budowaniu klimatu tej opowieści odgrywa jej strona wizualna. Fiona Staples – rysowniczka do niedawna będąca jeszcze na artystycznym dorobku, za pomocą kilku bardzo prostych zabiegów stworzyła wyrazistą, zapadającą w pamięć oprawę graficzną. Dość prosta kreska, jaskrawe kolory i specyficzne rozmycie tła osiągnięte poprzez stosowanie konturu tylko i wyłącznie na pierwszym planie powodują, iż Saga jest dziełem tyleż efektownym, co charakterystycznym. Wrażenie to potęgują świetne przemyślane, zapadające w pamięć kadry i plansze nadające całości sporej dynamiki. Obraz jest tu zresztą niezwykle istotny dla narracji – często wręcz dużo ważniejszy niż słowo – stanowi bowiem bramę do świata pełnego wizualnych cudów. Nacisk na stronę graficzną, plansze z co najwyżej kilkoma kadrami lub też często wykorzystywane duże jedno- lub dwustronicowe ilustracje powodują zresztą, że dzieło Vaughana i Staples pochłania się błyskawicznie… Po zakończeniu lektury trudno się jednak oprzeć chęci, by choćby przekartkować album jeszcze kilkakrotnie.
Saga jest komiksem opartym na wyrazistym kontraście: prosta w swojej istocie opowieść podana została w bogatej i efektownej oprawie. W tym kontekście absolutnie nie dziwi ilość nagród, jakimi została obsypana – w latach 2013 i 2014 zdobyła miedzy innymi sześć (!) Nagród Eisnera (w tym dwukrotnie dla najlepszej kontynuowanej serii, raz dla nowej serii, dwukrotnie dla Briana K.Vaughana jako najlepszego scenarzysty i raz dla Fiony Staples jako najlepszej artystki), sześć Nagród Harveya czy też Nagrodę Hugo dla najlepszej historii graficznej. Lektura utwierdza jednak w przekonaniu, iż jest to aplauz ze wszech miar zasłużony. Mamy bowiem do czynienia ze swoistą kwintesencją „komiksowości”: prostą, choć emocjonującą historią, z dynamicznie poprowadzoną fabułą i zapadającymi w pamięć bohaterami, znakomite dowcipne dialogi, efektowną oprawę graficzną, a przede wszystkim szaloną mieszankę konwencji i nawiązań. Lektura Sagi - choć przecież pełnej przepychu - wywołuje jednak niedosyt: tego świata nie chce się po prostu opuszczać. W moim mniemaniu trudno o lepszą rekomendację.
5,5/6
PS. Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
PS. Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
Witam. Zainteresowała mnie Pana aktywność literacka. Proszę o kontakt na adres reklamad(at)wp.pl
OdpowiedzUsuńNaturalnie '(at)' proszę zastąpić '@'. Przepraszam za tę ekwilibrystkę, ale to zawsze jakieś zabezpieczenie przed spamerami.