poniedziałek, 2 marca 2015

Diaspora - Greg Egan - recenzja z portalu Fantasta.pl

Często spotkać się można z opinią, iż klasyczna „twarda” science fiction przeżywa kryzys. Fantastyka naukowa wydaje się być w odwrocie co najmniej z kilku przyczyn. Można się tu doszukiwać wyczerpania się formuły, przesytu wałkowanymi w kółko pomysłami i motywami; nie sposób odmówić także znaczenia coraz większemu sprofilowaniu fantastyki w kierunku rozrywki i wynikającej z niego dominacji lżejszych form, jak fantasy czy też space opera. Wydaje się jednak, że u podstaw takiego stanu rzeczy leży inna, dużo głębsza zmiana, dotycząca obrazu samej nauki. Od czasów dominacji science fiction jako literatury dostarczającej intelektualnej rozrywki inżynierom nastąpił ogromny postęp i specjalizacja wiedzy. Obecnie nawet nieźle wykształcony człowiek nie jest w stanie pojąć wszystkiego. To utrudnienie dotyka też pisarzy: trudno być na bieżąco z dokonaniami nauki choćby w głównych jej dziedzinach, trudno by inspirowały one do tworzenia literackich wizji bez utraty czy też rozmycia komponentu naukowego… a nawet jeśli uda się stworzyć wiarygodną naukowo wizję, szansa na to, że trafi ona do szerszego grona odbiorców jest praktycznie żadna… Znów pojawi się magiczna bariera kompetencji czytelnika i tego, na ile strawny okaże się właściwy tekst. A jednak, okazuje się, że hard SF ciągle się pisze, choć stała się niewątpliwie literaturą niszową, adresowaną do relatywnie wąskiego grona odbiorców. Przykładem pisarza, który dumnie dzierży sztandar (próbówkę? mikroskop?) nauki jest Australijczyk Greg Egan – autor w Polsce co prawda znany, choć uznawany za wybitnie niszowego. Biorąc pod uwagę jego wydaną właśnie w serii Uczta Wyobraźni powieść pt. Diaspora, trudno się jednak takiemu stanowi rzeczy dziwić.

Gdyby szukać przykładu tekstu potwierdzającego postawioną powyżej tezę o hermetyczności współczesnej fantastyki naukowej, trudno byłoby trafić lepiej – a warto pamiętać, że od premiery Diaspory minęło już niemal dwadzieścia lat. Egan buduje swoją powieść na kilku, kilkunastu koncepcjach, które konsekwentnie rozwija i eksploruje. Punktem wyjścia staje się transhumanistyczna wizja ludzkości, która w obliczu nadchodzącej nieuchronnie kosmicznej katastrofy zmuszona jest szukać w gwiezdnej przestrzeni ratunku i wiedzy. To, co dla wielu pisarzy jest celem – przedstawienie ciekawego obrazu postludzkiej społeczności – dla Australijczyka stanowi zaledwie preludium większej całości. Nie sposób odmówić mu przy tym rozmachu: błyskawicznie mijają tu tysiąclecia, akcja przenosi się o całe lata świetlne, a czytelnik zwiedza wraz z bohaterami kilkunastowymiarowe przestrzenie, czy wręcz inne wszechświaty. Wszystko to oczywiście poparte jest solidną ilością naukowej argumentacji. Pod tym względem powieść Egana robi wrażenie, momentami wręcz potrafi wbić w fotel... po części także dlatego, że czasem nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Taki już urok tekstów, które są przede wszystkim beletryzowanymi rozwinięciem naukowo wywiedzionych koncepcji – poprzeczka wiedzy, umożliwiająca pełne „wejście w tekst” zawieszona jest tu bowiem bardzo wysoko. Na tyle, że czasem niewystarczający może się okazać słowniczek, dzięki któremu można się dowiedzieć, czym się różnią bozony od fermionów, a także jak ma się spin tego drugiego do jego fazy… bo wszystko to okazuje się mieć znaczenie. No, ale w końcu mówimy o książce, w której autor przyjmuje na potrzeby tekstu nową, jednolitą teorię fizyki. Krótko mówiąc – trzeba naprawdę niemałej wiedzy i wysiłku umysłowego, aby pomysły Australijczyka ogarnąć i docenić.

Czy jednak książka, będąca przykładem fantastyki arcynaukowej ma do zaoferowania coś więcej niż tylko przegląd spektakularnych idei? Tu odpowiedź nie jest już taka prosta. Oczywiście, da się bez problemu wyróżnić kilka zasadniczych wątków fabularnych, jednak są one bezwzględnie podporządkowane prezentacji kolejnych, coraz bardziej złożonych wizji. W tym wszystkim gubią się gdzieś bohaterowie. Wydaje się, że Egan napotkał na problem, z którym mierzyć się muszą w zasadzie wszyscy twórcy sięgający po postludzkich bohaterów – jak oddać za pomocą dostępnego nam języka (czyli w sposób dopasowany do ludzkich struktur poznawczych), sposób funkcjonowania i rozumowania istot tak dalece od nas różnych. Mimo zauważalnego zróżnicowania bohaterów znajdujących się w różnych stadiach oderwania od znanej nam rzeczywistości (po prawdzie to niemal wszyscy są takimi lub innymi formami oprogramowania), a nawet wprowadzenia „cielesnych” jako swoistego pomostu, o stworzonych przez Egana postaciach nie da się powiedzieć wiele więcej niż to, że są, a ich działania popychają akcję do przodu. Owszem, ich swoiste odrealnienie (przynajmniej w zakresie dostępnych tak autorowi, jak i czytelnikom kategorii poznawczych) może, a nawet powinno być, świadomym zabiegiem artystycznym, jednak ma to wyraźne konsekwencje dla przystępności samego tekstu.

Czy zatem Diaspora skazana jest na zagrzęźnięcie w głębokiej niszy? Paradoksalnie, wydaje się, że to dla niej całkiem dobre miejsce. W niej powieść ta zajmie bowiem poczesne miejsce, trafiając do czytelnika, który będzie potrafił ją w pełni docenić. W tym kontekście wydanie jej w ramach Uczty Wyobraźni należy traktować jako ciekawy eksperyment. Ukazując się w autorskiej serii Andrzeja Miszkurki, zostaje z góry naznaczona jako literatura ambitna, adresowana do wyrobionego i wymagającego odbiorcy – i niewątpliwie taka jest… tyle tylko, że w sposób wyraźnie inny, niż choćby wcześniej publikowane pod tym szyldem teksty Catherynne Valente, Hala Duncana czy Luciusa Sheparda. Jeśli czujemy się na siłach zmierzyć się z naprawdę wymagającym utworem, jeśli ufamy swojej wiedzy i wierzymy w moc swojej wyobraźni – wtedy warto dać Eganowi szansę. Bo choć nietrudno się od tej literatury boleśnie odbić (pewnie licznym czytelnikom się to faktycznie przydarzy), są tu momenty, które potrafią autentycznie zaczarować. Dla mnie takim fragmentem jest choćby otwierająca Diasporę sekwencja stworzenia nowej istoty – tak wspaniale zaaranżowana, że choćby ze względu na nią książka ta godna jest znalezienia się w Uczcie Wyobraźni.

4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...