piątek, 5 stycznia 2018

Grzech pierworodny: Thor i Loki. Dziesiąty świat – Jason Aaron, Al Ewing, Simone Bianchi, Lee Garbett - komiKsowa recenzja z Szortalu

Z rodziną najlepiej wychodzi się…

Miłośnicy amerykańskiego komiksu superbohaterskiego przyzwyczaili się już, że cykl wydawniczy (szczególnie Marvela) toczy się od eventu do eventu. A każdy taki event wiąże się z mnóstwem pobocznych serii, miniserii, pojedynczych wydań specjalnych i innych fajerwerków, mających na celu maksymalnie wydrenować kieszenie fanów. Polskę takie praktyki dotąd raczej omijały (z nielicznymi wyjątkami). W przypadku „Grzechu pierworodnego” Egmont postanowił jednak uzupełnić główną serię dwoma tomikami pokazującymi wątki poboczne opowieści o śmierci Watchera. Pierwszą z nich jest „Thor i Loki. Dziesiąty świat”.


Tym, którzy znają co nieco mitologię nordycką (lub choćby klasyczne pozycje z bogiem gromu w roli głównej), tytuł może wydać się intrygujący (choć nieco kuriozalny). Wszak z drzewem Yggdrasil łączy się dziewięć światów. Jak się jednak okazuje, w komiksowym uniwersum Marvela może być nieco inaczej. Sam pomysł na tę miniserię jest zresztą bardzo dobry, zarówno pod względem powiązania z zasadniczym eventem, jak i osadzenia w historii bohaterów. Jak pamiętamy, podczas wydarzeń „Grzechu pierworodnego”, wielu bohaterów odkryło dotyczące ich tajemnice, które znali jedynie nieliczni… w tym zabity właśnie obserwator światów. Nie inaczej jest w tym przypadku – Thor poznawszy nie jeden, a w zasadzie dwa sekrety, natychmiast wyrusza do Asgardu by zasięgnąć języka u swej rodziny i poznać prawdę. Okazuje się bowiem, że istnieje jeszcze jedno królestwo, które niegdyś połączone było z drzewem świata. Co więcej, może przebywać w nim córka Odyna, o której nigdy nie wspominano. Gromowładny zabiera więc swojego przyrodniego brata (czyli młodą wersję Lokiego) i wyruszają w podróż na poszukiwanie… Angeli (oczywiście nie wiedząc, że to o nią chodzi). Tak, tej samej Angeli o którą w naszym świecie toczył się wieloletni spór prawny między Neilem Gaimanem a Toddem McFarlane’m, który ostatecznie skończył się zachowaniem praw do postaci przez tego pierwszego… a następnie zbyciem ich Marvelowi. Nietrudno się więc domyślić, że dziesiątym światem okazuje się Njebo – kraina wojowniczych anielic. Na tym etapie wszystko gra całkiem nieźle, nawet jeśli zasadniczy pomysł może wydać się nieco naciągany. W ten nieco szalony sposób pozostaje jednak w duchu serii. Co więcej, całkiem ciekawie prezentuje się też Njebo i jego mieszkanki. Widać, że przyświecała tu twórcom wyraźna, nieco prowokująca koncepcja. Niestety jest pewne „ale”. Jak nietrudno zauważyć w stopce, o ile sam pomysł na tę miniserię to wspólne dzieło Jasona Aarona i Ala Ewinga, o tyle scenariusz to  już solowe dzieło tego drugiego. „Dziesiąty świat” jest bowiem przykładem komiksu, w którym kilka fajnych konceptów obudowano w mocno przeciętny sposób. Jasne, sporo tu walki, mamy kilka zwrotów akcji, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że fabuła biegnie jak po sznurku w sposób dość przewidywalny dla osób, którym główni bohaterowie nie są obcy. Nie pomaga dość niejasny status niektórych postaci – choćby dwóch wcieleń Lokiego – czy też niezbyt przekonujące wyjaśnienie, dlaczego anielskie królestwo zostało najpierw zupełnie zapomniane, a potem tak łatwo ponownie odkryte.

Jeśli warto coś w „Dziesiątym świecie” wyróżnić, to na pewno znakomite rysunki Simone Bianchiego. Polski czytelnik miał już możliwość poznania prac Włocha, choćby w napisanej przez Aarona miniserii „Thanos powstaje”. Także w tym przypadku jego rysunki zwracają uwagę niebanalną kreską i świetnymi kadrami. Szkoda tylko, że tak trudno oddać jego technikę w druku, przez co technicznie jego plansze wydają się nieco rozmazane, szczególnie w porównaniu z wyrazistymi dymkami z tekstem. Pozostali z współtworzących ten album rysowników niestety nie wyróżniają się niczym specjalnym ani na plus. ani na minus. Trochę więc szkoda, że nie mamy do czynienia z komiksem w całości zilustrowanym przez Bianchiego.

„Dziesiąty świat” to dość dobry przykład typowego tie-inu do jednego z wielkich marvelowskich eventów. Jest tu niewątpliwie kilka dobrych pomysłów i parę znakomitych plansz. W pewnym sensie historia ta ugruntowuje też postać Angeli w uniwersum Domu Pomysłów. Przede wszystkim to jednak dynamiczna, krótka, ale umiarkowanie wciągająca historyjka, w której mamy sporo akcji. Ot, czytadełko. Nie sądzę, żeby kontakt z nim mógł kogoś specjalnie zaboleć, jest to wszakże dość solidne rzemiosło, ale nic ponadto. Zatwardziali fani Asgardczyków pewnie po nią sięgną, podobnie zresztą ci, w których gusta postać Angeli trafiła na łamach „Strażników Galaktyki”, jednak już dla wzbogacenia obrazu samego „Grzechu pierworodnego”, lektura nie wydaje się konieczna. Teraz trzeba poczekać na drugą ze związanych z tym eventem miniserii – tym razem poświęconą Iron Manowi i Hulkowi. Mam nadzieję, że wypadnie nieco lepiej. W przeciwnym razie takie połączone z eventami miniserie mogą w przyszłości nie wywoływać zbyt wielkiego entuzjazmu polskiej publiki.



Tytuł: Grzech pierworodny: Thor i Loki. Dziesiąty świat
Scenariusz: Jason Aaron, Al. Ewing
Rysunki: Simone Bianchi, Lee Garbett, Szymon Kudrański, Marco Checchetto
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: Original Sin: Thor & Loki – The Tenth Realm (Original Sin #5.1-5.5)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania:październik 2017
Liczba stron: 108
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 167 x 255
Wydanie: I
ISBN: 978-83-281-2714-2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...