poniedziałek, 23 listopada 2015

Luthor – Brian Azzarello, Lee Bermejo - komiksowa recenzja z Szortalu

Złoczyńca z ludzką twarzą


Jakoś tak się utarło w przypadku komiksu amerykańskiego, że nieodzownym elementem konwencji superbohaterskiej są superzłoczyńcy – dziwni, potężni, groźni, szokujący, czasem groteskowi, czy wręcz zabawni. Stanowią oni w pewnym sensie raisons d'être dla trykociarzy ratujących świat przez ich niecnymi knowaniami. Wraz z nastaniem najpierw Brązowej, a następnie Współczesnej (zwanej czasem Mroczną) ery komiksu, dokonało się jednak wyraźne przewartościowanie klasycznych ról herosa i złoczyńcy – twórcy zaczęli coraz śmielej zadawać pytania o to, czy bohaterzy to faktycznie nieskalani obrońcy ludzkości, a ich przeciwnicy są jedynie aspołecznymi, szalonymi jednostkami targającymi się na zastany świat czy to w porywie bezmyślnej żądzy zniszczenia, czy w dążeniu do władzy, wiedzy, pieniędzy, itd. Pośród wielu klasycznych już pozycji podejmujących tę problematykę zasłużone miejsce zajmuje m.in. zilustrowany przez Lee Bermejo Joker pióra Briana Azzarello. Swego rodzaju jego duchową kontynuację stanowi Luthor tych samych autorów. 

Azzarello tym razem postanowił opowiedzieć historię pewnego epizodu z życia Lexa Luthora – potężnego biznesmena, ale także filantropa, prominentnej postaci Metropolis, człowieka oddanego swojej wizji, a przy okazji…. nemesis Supermana. Od samego początku uderza kapitalne przewartościowanie klasycznej perspektywy – to Luthor jest tu bohaterem, człowiekiem oddanym swemu miastu i całej ludzkości, obrońcą naszego świata przed wszechpotężną, obcą istotą z kosmosu, której intencje pozostają na dobra sprawę zagadką. Szef Lexcorpu okazuje się być nam bliski – ludzki, zmienny, targany uczuciami, na przemian: oddany, zdolny do wspaniałych gestów względem zwykłego człowieka, a jednocześnie zimny i wyrachowany, gdy wchodzi w grę biznes i konflikt interesów. Dzięki temu wszystkiemu wydaje się kompletny i wiarygodny. Azzarello skontrastował Luthora z Supermanem – zimnym, niemożliwym do ujarzmienia kosmitą, który z nieznanych sobie przyczyn postanowił być obrońcą człowieka… a przecież w każdej chwili może zmienić zdanie, koniec końców nie będąc jednym z nas.

Komiks Azzarello i Bermejo jest swoistą kroniką działań podejmowanych przez Luthora, aby ujarzmić Supermana. Nie ma tu wiele akcji, ale niewątpliwie jest godne uznania napięcie, budowane pospołu przez znakomitą, prowadzoną z perspektywy głównego bohatera narracją, a także nastrojowe rysunki autorstwa Bermejo. Na przykładzie Luthora widać doskonale, jak ogromne znaczenie dla graficznej strony komiksu mają użyte techniki kładzenia tuszu i koloru – przy spójnym, szkicowym wręcz stylu „bazowym” stosowane w różnych miejscach, często równolegle, sposoby „wypełnienia” obrazu tworzą niesamowite wrażenie. Od prostych, niemal monochromatycznych kadrów zdominowanych przez wyraźny kontur, po delikatniejsze, pełne przejść i gradientów prace kojarzące się nieco choćby ze stylistyką prac Gabriela Del’Otto. Strona graficzna  tego komiksu robi wrażenie i niewątpliwie wpływa dodatnio na jego ogólną ocenę.

A ta jest, trzeba przyznać, bezdyskusyjnie wysoka. Luthor jest dla mnie znakomitym przykładem kierunku, w jakim musi iść współczesny komiks superbohaterski, aby zachowując trzon swej stylistycznej tożsamości unikać banału i wciąż poruszać czytelnika. To w zasadzie wciąż opowieść o bohaterze i łotrze, tyle tylko, że podejmująca grę ze zdefiniowanymi przez lata rolami. W jej ramach odpowiedź na pytanie, kto jest obrońcą szarego człowieka, a kto stwarza zagrożenie, nie jest już bynajmniej oczywista. To bardzo proste zakwestionowanie podawanych niejako „z automatu” rozwiązań buduje napięcie, które przyzwoity scenariusz, świetne dialogi i stojąca na najwyższym poziomie oprawa graficzna wykorzystują do stworzenia dzieła, które każdy miłośnik komiksu (szczególnie tego opatrzonego logo DC) z pewnością doceni.  

5/6

PS. Dziękujemy Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...