Philip K. Dick należy do autorów, którzy choć zaliczają się do moich ulubionych, zawsze sprawiają mi problemy, gdy przychodzi pisać o ich twórczości. Wynika to z kilku przyczyn: tematów, jakie podejmował, specyficznego stylu, nieskrępowanej wyobraźni, a także (co tu dużo kryć) z faktu, iż jego teksty bywają nierówne: literackie perełki przeplatają się z bełkotliwymi, nudnymi tekstami, mającymi współcześnie wartość ramotki, która wyszła spod pióra uznanego autora. I choć sam Dick wielokrotnie podkreślał zupełnie odrębną logikę, jaką rządzą się powieści i opowiadania (powieść przedstawia przede wszystkim świat, podczas, gdy opowiadanie skupia się na fabule), to zróżnicowanie to dotyczy zarówno krótszych, jak i dłuższych form jego autorstwa. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest sytuacja, w której zbiory opowiadań twórcy Człowieka z Wysokiego Zamku mogą się wydać bardzo chaotyczne, niespójne czy też ciekawe jedynie momentami. Pozwolę sobie jednak nie zgodzić się z takim podejściem.
Wariant drugi to (nomen omen) drugi tom opowiadań zebranych Amerykanina. Podobnie jak w Krótkim, szczęśliwym żywocie brązowego oksforda zawarte są tu wczesne teksty, powstałe w pierwszej połowie lat 50. I faktycznie, zgodnie z tym, czego można się spodziewać, mamy do czynienia z ich dużym wewnętrznym zróżnicowaniem: stylistycznym, tematycznym, jakościowym itd. Wartość Wariantu drugiego leży jednak nie w poszczególnych elementach tego zbioru, lecz w tym, co prezentuje on jako całość. Rzuca bowiem sporo światła na literacką ewolucję Dicka. Poznając zawarte tu teksty, można zaobserwować, jak pojawiały się w pisarskim repertuarze Amerykanina charakterystyczne dla niego elementy. Znakomity przegląd tego, czego można się po zawartych w tej książce tekstach spodziewać, przedstawia zresztą we wstępie Maciej Parowski. Znajdziemy tu zatem szereg bohaterów-przeciętniaków wciągniętych w niespotykane, niecodzienne sytuacje; doświadczymy głęboko przejmującego, pesymistycznego tonu w ocenie dążenia ludzkości do samozagłady i możliwości skutecznej ekspansji; dostrzeżemy przemożny lęk przed atomowym konfliktem i jego konsekwencjami. Poczujemy znamienną dla ery maccartyzmu paranoję inwigilacji przez wewnętrznego wroga; zauważymy coraz silniej obecne pytania o sprawczość i jej konsekwencje; wreszcie dostrzeżemy chyba najbardziej utożsamiany z Dickiem motyw gry z tym, co jest, a co nie jest rzeczywiste. Osoby, którym twórczość autora Ubika nie jest obca, bez trudu zauważą też kolejne motywy czy rozwiązania znane z jego innych tekstów: dysfunkcyjne relacje poszczególnych postaci z kobietami, powtarzająca się frustracja otaczającą bohaterów rzeczywistością, ich relacja względem status quo czy też charakterystyczne, lekko przewrotne poczucie humoru Dicka. Celowo pomijam tu konkretne tytuły – jak już bowiem zaznaczyłem, Wariant drugi pokazuje swą wartość przede wszystkim jako całość. Jeśli jednak miałbym wyróżnić jakieś jego elementy, to niewątpliwie zasługują na to opowiadania takie jak Regulatorzy, Fałszywy człowiek czy Miasteczko.
Myślę, że Wariant drugi adresowany jest przede wszystkim do tych czytelników, którzy chcą wyrobić sobie całościowy pogląd na twórczość jednego z najwybitniejszych autorów w historii literackiej fantastyki. Zbiór ten jest jedynie jego wycinkiem – rzecz oczywista – lecz stanowi niebagatelne świadectwo dojrzewania Dicka jako twórcy. Widać tu już bardzo wyraźnie elementy, które w przyszłości staną się typowe dla jego pisarstwa. To chyba właśnie ten „kronikarski” walor powoduje, iż ocena tego tomu jako całości jest czymś diametralnie różnym od oceny poszczególnych jego składowych. I choć można zarzucać, że w zasadzie to pełno tu nadszarpniętych zębem czasu opowiadanek, atrakcyjnych przede wszystkim jako uzupełnienie kolekcji o kolejny pięknie przygotowany, zilustrowany i wydany tom, osobiście muszę przyznać, że bawiłem się przy lekturze znakomicie. Zabawa w odnajdywanie w dość typowej dla swej epoki science fiction znamion literackiego geniuszu jest przednia, a lekki ton tekstów i charakterystyczna dla tego autora dbałość o efektowną (nawet jeśli dla współczesnego czytelnika mało zaskakującą) puentę, powodują, że Wariant drugi może dostarczyć sporo wrażeń nie tylko fantastyczno-literackim archeologom. Stąd też uznanie należy się Rebisowi za konsekwentne wydawanie dzieł Amerykanina w godnej formie edytorskiej, często w nowych (jak tu) tłumaczeniach. Po prostu: warto.
5/6
PS. Dziekujemy Domowi Wydawniczemu REBIS za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
Ech, ten autor wciąż przede mną
OdpowiedzUsuń