…szukam ciebie, mój przyjacielu.
Tak zwana „kolorowa” seria Jepha Loeba i Tima Sale’a od wielu lat była jednym z najciekawszych, wyróżniających się zjawisk na komiksowej scenie. Składają się na nią wysmakowane, emocjonalne opowieści sięgające do korzeni ikonicznych herosów Marvela i eksplorujące ich uczuciowe relacje. W przypadku Daredevila była to Karen Page, dla Spider-Mana Gwen Stacy, zaś dla Hulka – Betty Ross. Wybór był dość oczywisty – te związki ukształtowały osobowość herosów. Mimo niewątpliwie kultowego statusu postaci wybór Kapitana Ameryki jako głównego bohatera kolejnej odsłony tego cyklu wydał mi się nieco problematyczny, przynajmniej z pozoru.
Trudno wymienić kobietę, która wpłynęłaby mocno na Steve’a Rogersa, jednak przy bliższym spojrzeniu decyzja autorów okazuje się jak najbardziej oczywista. Bucky Barnes, młody towarzysz Capa, był bowiem kimś znacznie więcej niż tylko tak zwanym „sidekickiem”. Co więcej, jego historia leży u podwalin obecnego wizerunku Kapitana Ameryki. Pomijając niczym nieuzasadnione homoseksualne (albo wręcz pedofilskie) insynuacje, trzeba uczciwie przyznać, że gdyby sprowadzić „kolorowe” opowieści Loeba i Sale’a do ich kwintesencji – bliskiej, intymnej relacji dwojga ludzi, którzy dzięki sobie nawzajem budują swoje dojrzałe „ja” – Steve Rogers i Joseph „Bucky” Barnes okazują się parą niemal idealną. To właśnie tej relacji poświęcony jest „Biały”, znakomicie wpasowując się w wypracowaną wcześniej konwencję. Autorzy sięgają tu po podobne rozwiązania jak w „Daredevilu: Żółtym”, „Hulku: Szarym” i „Spider-Manie: Niebieskim”, takie jak retrospektywna, wspominkowa narracja czy też pokazanie na nowo klasycznych scen z wczesnej historii tytułowego bohatera. W tym przypadku istotna jest więc sceneria lat czterdziestych, z elementami obowiązkowymi dla pierwszych komiksów z Kapitanem Ameryką: sierżantem Nickiem Furym, Dum Dum Dugganem i jego komandosami, działaniami na europejskim froncie (a także za nim) i wrogami takimi jak Red Skull i baron von Strucker. Niektóre sceny przywodzą więc na myśl klasyczne komiksy wojenne.
„Biały” jest także cegiełką przyczyniającą się do budowy nieskazitelnego, wyidealizowanego (choć świadomie naiwnego) obrazu Capa. Jego niedzisiejszość, podobnie jak niedzisiejszość relacji Kapitana z Buckym, wręcz uderzają. Emocje, które za tym wszystkim stoją– potrzeba bliskości, akceptacji czy też zrozumienia – wydają się jednak bardzo autentyczne. W praktyce mamy do czynienia z niemal rówieśnikami. Bucky jest dla Steve’a kimś w rodzaju młodszego, może nieco bardziej obrotnego brata. Ta i tak już silnie nasycona emocjonalnie relacja wzmacnia się jeszcze bardziej przez wojenne okoliczności. Do niejako naturalnej opiekuńczości dochodzi więc czynnik braterstwa broni. Tkwi w tym pewien paradoks – choć Rogers i Barnes są świadomi realiów i zagrożeń wojny (i zdają się je akceptować), to zapewnienie bezpieczeństwa swojemu partnerowi staje się wartością nadrzędną. Mimo że Loeb nie zrobił tu w zasadzie niczego innego niż to, co znamy ze wcześniejszych części serii, to efekt jest naprawdę udany. Frontowe zmagania, choć ważne z punktu widzenia fabuły, schodzą tu na dalszy plan – na pierwszy wysuwają się Cap i Bucky. Postacie drugoplanowe czy też wrogowie (z Red Skullem na czele) nie są tu specjalnie istotni. Choć niektóre z nich odmalowano całkiem interesująco (na przykład Fury’ego czy też członków francuskiego ruchu oporu), to w praktyce służą przede wszystkim jako tło dla głównej pary bohaterów.
Jak zwykle w przypadku „kolorowej” serii znakomicie prezentuje się strona graficzna. Sale ma bardzo charakterystyczny, rozpoznawalny styl – jednak tutaj można dostrzec lekki ukłon w stronę kreski Darwyna Cooke’a czy Eda McGuinnessa. Jest nieco mniej karykaturalnie, nieco bardziej w stylu klasycznych kreskówek… ale tylko nieco. Plansze Sale’a są w „Białym” momentami jakby niedopracowane, dalekie od ideału (na przykład tarcza Capa jest zwykle rysowana w pełni odręcznie), czasem wręcz lekko krzywe. Nosi to jednak znamiona planowanego zabiegu artystycznego. Ciekawe jest też zróżnicowane użycie czarnego tuszu – nie wszystkie plansze są klasycznie tuszowane „na czarno” – dodaje to dynamiki i różnicuje poszczególne strony. Warto też wspomnieć znakomitą pracę kolorysty. Dave Stewart nadał rysunkom Sale’a świetną fakturę budującą klimat całości.
„Kapitan Ameryka: Biały” to udany komiks, przełamujący stereotypowy punkt widzenia, a jednocześnie oddający hołd nieco niedzisiejszym bohaterom. W pewien sposób redefiniuje też popularną „kolorową” serię, przesuwając nacisk ze związków o charakterze emocjonalnym na związki i towarzyszące im emocje w sensie ogólnym. Znakomitym uzupełnieniem samej miniserii okazują się zawarte w zbiorczym wydaniu dodatki. Umieszczono w nich galerię prac i projektów oraz wywiad z Loebem i Sale’m, który rzuca dużo światła tak na początkowy zamysł, jak i sposób, w jaki go realizowali. Autorzy uchylają też nieco rąbka tajemnicy ich wzajemnej, twórczej relacji. Choć „Biały” nie jest może najlepszym z komiksów tego duetu, trzyma wysoki poziom i stanowi cenne uzupełnienie wcześniejszych „kolorowych” albumów. Warto przeczytać.
Tytuł: Kapitan Ameryka: Biały
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Kolory: Dave Stewart
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Captain America
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel
Data wydania: 24 lutego 2017
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Wydanie: I
ISBN: 978-83-61319-82-5
PS. Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz