piątek, 2 czerwca 2017

Saga. Tom szósty – Brian K. Vaughan, Fiona Staples - komiksowa recenzja z Szortalu


Wojna jest jak serial – musi trwać…


Regularnie recenzując kolejne tomy „Sagi” Fiony Staples i Briana K. Vaughana, niejednokrotnie wspominałem, iż mam do tej serii ogromny sentyment. Szalona konwencja, mnóstwo dynamicznej akcji, barwne postacie, doskonałe rysunki, świetne dialogi, a także fenomenalne scenki rodzajowe (szczególnie te dotyczące rodzicielstwa) – wszystko to składa się w moich oczach na żywy, wciągający komiks, od którego trudno się oderwać. „Saga” w idealny wręcz sposób wciela w życie założenia leżące u podwalin space opery – to nic innego jak osadzona w gwiezdnej przestrzeni opera mydlana.


No właśnie… choć w pierwszych tomach dominował aspekt nowości i malowniczości stworzonego przez Vaughana kosmosu, z czasem wyraźniejsza stała się serialowość tego tytułu. Na obecnym etapie coraz bardziej oczywiste wydaje się, że mamy do czynienia z niekończąca się opowieścią, w której zmieniają się scenerie, pojawiają się nowe wyzwania i trudności, a jednak sam trzon rodziny naszych bohaterów powoli, ale sukcesywnie wykrawa swój kawałek wszechświata. I nawet jeśli mamy poczucie, że w repertuarze scenarzystów coraz mniej miejsca na element zaskoczenia, to wcale nam to nie przeszkadza. Przed nami tom szósty „Sagi”. I fajno.


Tak naprawdę  zakończenie poprzedniego akapitu mogłoby służyć za całą recenzję najnowszej publikacji Muchy. Jak już zwróciłem uwagę, komiks Vaughana i Staples to klasyczny tasiemiec. Autorzy po prostu konsekwentnie rozwijają wątki zarysowane w tomach poprzednich. Część z nich zamykają, do niektórych wracają, pojawiają się też nowe – wszystko jednak popycha fabułę do przodu. Tom piąty, choć pisałem o nim jako o świadectwie lekkiej twórczej zadyszki, przygotowywał scenę na naprawdę efektowne wydarzenia. Najnowsze wydanie zbiorcze faktycznie tę przestrzeń zagospodarowuje. Przy czym jak to w klasycznej operze mydlanej: rozwiązanie jednego z kluczowych wątków stanowi pretekst zawiązania kolejnych – w tym przypadku nawet kilku. Zdecydowanie na plus wypada więc zakończenie tomu szóstego – ale i w międzyczasie jest całkiem ciekawie, nawet jeśli bez wielkich fajerwerków (na które po ciuchu liczyłem). Na arenę wydarzeń wracają więc Alana i Marko (jako para), świetnie rozwija się także wątek już-nie-tak-małej Hazel i opiekującej się nią babci. Scenarzyści wrócili też do kilku drugo- i trzecioplanowych postaci znanych ze wcześniejszych tomów. Widać jednak, że szósta odsłona „Sagi” to klasyczne spinanie najważniejszych elementów opowieści przed zapowiadanym większym wydarzeniem lub kluczową zmianą w świecie przedstawionym. W przypadku „Sagi” będzie to bodaj pierwsza w historii tego tytułu opowieść, która doczekała się nie tylko miana eventu, ale wręcz odrębnego tytułu. Znajomo prezentuje się też warstwa graficzna – Staples niczym nie zaskakuje. I bardzo dobrze! Wracają więc bardzo wyraziste, skupione na pierwszym planie rysunki, charakterystyczna kreska, mocne, nasycone i zróżnicowane kolory plus ogromny talent do oddania ekspresji twarzy. Porównując pierwszy tom z szóstym, można dostrzec minimalne uproszczenie plansz, ale to detal. Wciąż mamy do czynienia komiksem, którego warstwa graficzna rokrocznie zgarnia wszystkie możliwe nominacje i nagrody.



W tym miejscu warto wspomnieć o kapitalnym tempie, z jakim Mucha wypuszcza na rynek kolejne tomy. Biorąc pod uwagę, że obecnie amerykańskie wydanie zeszytowe ma kilkumiesięczny przestój, planowana na jesień tego roku publikacja siódmego trejda od Muchy zrówna polską edycję z amerykańską (przynajmniej pod względem wydań zbiorczych). Widać, że komiks trafił na podatny grunt i zdobył uznanie rodzimych czytelników. Odbieram to nie tylko jako potwierdzenie jakości „Sagi”, ale także sygnał dla wydawców, że warto sięgać po tytuły spoza żelaznej, trykociarskiej oferty Marvela i DC.


Jak już zaznaczyłem, omawiany album to po prostu kontynuacja serii: ni lepsza ni gorsza niż jej wcześniejsze odsłony. Ci, którzy pokochali historię Alany, Marko i Hazel i tak po nią sięgną. Tom szósty nie powinien przynieść im zawodu. Ci zaś, którzy tego tytułu nie znają, powinni jednak bezwzględnie zacząć lekturę tej wciągającej, nomen omen, sagi od samego początku. Mimo że najnowszy album nie porywa mnie tak bardzo jak tom pierwszy, to i tak jest jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy!) tytułów wydawanych w naszym kraju w formie ciągłej. A to powoduje, że „Sagi” po prostu szkoda nie znać.



Tytuł: Saga. Tom szósty

Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Fiona Staples
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Saga, vol 6 (#31-36)
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: 24 lutego 2017
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-61319-83-2

PS. Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...