sobota, 1 czerwca 2013

Marvels – Kurt Busiek, Alex Ross – Wielka Kolekcja Komiksów Marvela, tom 13 – recenzja

Gdybym miał wymienić  superbohaterskie komiksy, które już od pierwszego przeczytania jawiły mi się jako absolutnie wyjątkowe, wybijające się ponad mnóstwo znakomitych i całą masę po prostu dobrych pozycji, pewnie byłbym w stanie policzyć takowe na palcach. Zabójczy żart, Mroczny rycerz mrocznego miasta z Batmanem w roli głównej,  Torment McFarlane’a, Strażnicy Moore’a¸Weapon X Barry’ego Windsor-Smitha, Saga Mrocznej Phoenix, Daredevil Franka Millera i… no w zasadzie tyle. Wychodzi na to, że muszę to tej wyliczanki dołożyć kolejną pozycję – Marvels autorstwa Kurta Busieka  z przecudownymi ilustracjami Alexa Rossa


Na samym wstępie warto podkreślić jedną zasadniczą rzecz: to nie do końca jest komiks dla każdego. Albo inaczej: nie każdy czytelnik będzie w stanie w pełni docenić tytaniczną pracę, jaką wykonali jego autorzy umieszczając w swym dziele nie tylko mnóstwo stylizacji na pewne konkretne osoby, ale przede wszystkim budując całość wokół przeogromnej ilości wydarzeń opisanych we wczesnych komiksach Marvela. Często jeden, dwa kadry, lub drobne wspomnienie jakiegoś faktu w jednej z ramek odnoszą się do komiksu ważnego z punktu widzenia całego uniwersum. Ogarnięcie wszystkich tych odniesień wymaga nie lada wiedzy. Z drugiej strony ich poszukiwanie może stać dać wiele satysfakcji i wpłynąć zdecydowanie in plus na świadomość tego, jak misterną konstrukcją jest cały marvelowski świat. Marvels są bowiem niczym innym jak ponownym opowiedzeniem historii, które wypełniały karty komisków tego wydawnictwa w jego początkach. Pomysł sam w sobie niezbyt oryginalny, ani specjalnie fascynujący – wszelkiej maści retellingi klasycznych opowieści pojawiają się przecież aż nazbyt często. 

Dwa elementy spowodowały jednak, iż album ten można spokojnie uznać za absolutny komiksowy klasyk. Pierwszym z nich jest sposób zaprezentowania wspomnianych wydarzeń – bynajmniej nie z perspektywy odzianych w kolorowe fatałaszki herosów. Epickie sceny z udziałem pierwszego Człowieka-pochodni, Namora, Fantastycznej Czwórki, Avengers, X-Men czy Spider-Mana ukazane są bowiem okiem człowieka trzymającego w rekach aparat fotograficzny – niczym nie wyróżniającego się fotografa Phila Sheldona. Busiek wywrócił całą koncepcję komiksu superbohaterskiego na nice – herosi są tu pokazani jako element obcy zwykłemu, przeciętnemu człowiekowi. Pojawienie się „cudownych” zmienia rzeczywistość rodząc całą masę bynajmniej nie jednoznacznych reakcji. Marvels stanowi w tej warstwie fascynujące studium kontaktu człowieka z nieznanym i niezrozumiałym, pokazuje bowiem pełne spektrum postaw: od strachu, nieufności i wrogości, po uwielbienie, fascynację, czy też wręcz religijną wiarę w misję ratowania ludzkości, jaką niby przyjęli na siebie nadludzie. Jednocześnie wśród tej coraz bardziej powszedniej cudowności toczy się zwykłe ludzkie życie pełne zwykłych ludzkich trosk i problemów. Busiekowi udało się w perfekcyjny sposób wyważyć akcenty tworząc komiks nie uciekający zbyt mocno w żadną stronę, a jednocześnie niczego nie gubiący. Inna kwestia, że wydarzenia, które tworzyły podwaliny pod uniwersum Marvela pokazują jego niezwykłą złożoność i bogactwo. Zebranie i selekcja materiału z którego musieli korzystać była pracą ogromną; uporządkowanie go w sposób pozwalający na opowiedzenie historii spójnej z tym co czytelnicy już znają – wręcz tytaniczną. A jednak się udało i na stronach Marvels możemy podziwiać pojawienie się pierwszego Człowieka pochodni, powstanie Avengers, ślub Reeda Richardsa i Susan Storm, starcie z Galactusem, czy wreszcie śmierć Gwen Stacy. Podkreślam tu słowo „podziwiać”, gdyż właśnie fenomenalne ilustracje autorstwa Alexa Rossa są drugim z elementów stanowiących o absolutnej wyjątkowości tego albumu.

Nie pamiętam kiedy (i czy kiedykolwiek) graficzna strona jakiegokolwiek komiksu zrobiła na mnie tak duże wrażenie. Piękne, czasem malarskie a czasem wręcz fotorealistyczne prace Rossa przykuwają uwagę już od pierwszych stron. Widać tu ogrom pracy nad każdym kadrem, dopracowanie każdej twarzy i każdej sceny. To, jak złożony był proces ich powstawania widać jeszcze lepiej podczas lektury dodatków do wydania Marvels w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Krotko mówiąc – pod względem graficznym jest to absolutna ekstraklasa światowego komiksu, w pewnym sensie pioniersko (komiks został wydany oryginalnie w 1994 r.) pokazująca, że nawet w klasycznej konwencji superbohaterskiej można złamać utarte graficzne schematy. Wartość wydania w ramach WKKM podnoszą znakomite i obszerne dodatki, jak komentarze autorów, Stana Lee czy choćby Johna Romity (Seniora), wspaniałe reinterpretacje klasycznych okładek komiksów Marvela lub zdjęcia dokumentujące sposób powstawania fenomenalnych ilustracji. Tym razem redaktorzy serii stanęli na wysokości zadania i uzupełniki wydanie w ramach kolekcji o naprawdę ciekawe materiały.

Dla każdego fana uniwersum Marvela komiks autorstwa Busieka i Rossa jest pozycją absolutnie obowiązkową. Po prostu. Widać w nim bowiem jak z małych kawałeczków niezwykłości powstaje świat, który, czasem może bez większej refleksji, podziwiają na stronach kolejnych zeszytów i albumów. Ale jest w Marvels coś jeszcze, co sprawia, iż pozycja ta zainteresuje z pewnością nie tylko zagorzałych miłośników przygód Fantastycznej Czwórki czy Avengers. Oprócz strony graficznej jest to pewne przesłanie pokazujące komiks superbohaterski od zupełnie nowej, bardziej ludzkiej strony. Phil Sheldon wpisuje się bowiem w klasyczny wzorzec everymana, który skonfrontowany zostaje z coraz bardziej niezwykłą rzeczywistością. To odwrócenie względem konwencji, podkreślenie, ze świat znany ze stron pełnych herosów komiksów wciąż jest przede wszystkim światem zwykłych ludzi zasługuje na ogromne wyrazy uznania. I właśnie dlatego warto po Marvels sięgnąć – nie dość, że album ten jest po prostu piękny, to jeszcze w dodatku niegłupi. Czego chcieć więcej?

6/6 (a dla tych, którzy z uniwersum Marvela są cokolwiek na bakier 5/6)

4 komentarze:

  1. Bardzo dobrze! Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że go kupiłem (obiecałem żonie, że będę kupował tylko X-Menów i pochodne), ale po takiej ocenie mam usprawiedliwienie. ;)

    A już serio, zaciekawiłeś mnie niemożebnie i w najbliższej chwili większej chęci na komiks, sięgnę właśnie po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak w ogóle to jak przeczytasz to napisz coś o swoich wrażeniach, bom ciekaw ;)

      Usuń
  2. Chal, warto! Żonie też się spodoba - pokażesz, ze ładne obrazki itp. Na moją zadziałało ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie to było pochodne, bo z X-Men był drugi oryginalny zeszyt.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...