Hyperion Dana Simmonsa uznawany jest często – zresztą jak najbardziej zasłużenie – za jedną z najważniejszych powieści science fiction na przestrzeni ostatniego trzydziestolecia. Łączy on bowiem stanowiące esencję fantastyki fenomenalne pomysły z mistrzowsko przemyślaną formą literacką i perfekcyjnym wykonaniem… a że jest w tym jeszcze sporo głębszej myśli i nawiązań kulturowych – tym lepiej. To niewątpliwe arcydzieło ma tylko jedną zasadniczą wadę: dość ulotne, nieco enigmatyczne otwarte zakończenie. Niektórzy krytycy i czytelnicy zarzucali wręcz Simmonsowi brak jakiegokolwiek wiążącego spuentowania tekstu. Tyle tylko, że Hyperion zakończenie posiada, i to nie byle jakie. W zasadzie jest nawet bardziej obszerne niż wspomniana powieść; nosi ono tytuł Upadek Hyperiona.
Zasadniczą różnicę między tym tomem a jego poprzednikiem widać już na pierwszy rzut oka: jest to sama przyjęta formuła. O ile Hyperion był typową powieścią modułową (jeśli nie szkatułkową) złożoną z kilku wyraźnie wydzielonych historii, spiętych jedynie ogólnym zarysem fabularnym, o tyle Upadek Hyperiona przyjmuje znacznie bardziej konwencjonalną formę powieściową. Ot narracja trzecioosobowa, miejscami zmieniająca się w pierwszoosobową, czasem jakieś „schowane” opowieści-w-opowieści i… tyle. Gwoli jasności: sposób prowadzenia fabuły jest u Simmonsa nienaganny i wielu autorom mógłby służyć za przykład literackiej sztuki (podkreślmy: sztuki, nie rzemiosła), jednak po mistrzowskim graniu formą w Hyperionie: zmianach konwencji, stylu, tempa, tematyki, scenografii itd. jego kontynuacja nie robi już takiego wrażenia.
Ten problem wywindowanych w górę oczekiwań jest zresztą czymś dotykającym Upadek Hyperiona w znacznie szerszym zakresie. Mało tu bowiem miejsca na innowacyjność: postacie są wprowadzone, świat – nawet tak rozległy – więcej niż zarysowany, zręby fabuły też już w zasadzie istnieją, napięcie zbudowane, oczekiwania czytelników także… poprzeczka została zawieszona niezwykle wysoko, a przestrzeni na rozbieg przed artystycznym skokiem wyjątkowo niewiele. Simmons radzi sobie jednak zupełnie przyzwoicie. Przede wszystkim nie brakuje mu pomysłów na rozwinięcie i domknięcie fabuły swego opus magnum (tak, wiem, napisał też inne znakomite książki). Można jednak zauważyć pewną zmianę punktu ciężkości, przejście z mikroświata poszczególnych bohaterów na płaszczyznę makro lub nawet jeszcze wyżej. Więcej tu zatem metafizyki, eksploracji wątków religijnych, rozważań nad przemianami człowieka i jego relacji z technologią. I choć czasem łatwo zgubić się w przestrzennych i temporalnych wycieczkach, jakie funduje nam autor, podjęcie wysiłku zgłębienia myśli Simmonsa wydaje się warte zachodu. Mamy tu nieco więcej klasycznej fantastyki, takiej bardzo dobrze przemyślanej i napisanej z rozmachem space opery wzbogaconej przez pogłębioną refleksję na konkretne tematy. Paradoksalnie, to uczynienie Upadku Hyperiona bardziej przystępnym formalnie wzmaga wrażenie kontrastu miedzy nim a poprzednią powieścią.
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że mimo kilku superlatyw, na które omawiana książka w pełni zasługuje, trudno jest rozpatrywać drugą odsłonę hyperiońskiego cyklu jako dzieło integralne, mające wartość większą niż tylko rozrośnięty ponad miarę ostatni rozdział Hyperiona. Choć wprowadza pewne nowe wątki i nieco zmienia obraz świata przedstawionego, Upadek Hyperiona wciąż pozostaje w swym ogólnym zarysie zdefiniowany uprzednio. To, wraz z faktem, iż jest to powieść mniej od poprzedniczki wyrafinowana formalnie, mniej zdumiewająca i zachwycająca, powoduje nieco irytujący niedosyt. Przyczyną tej irytacji jest fakt, iż w zasadzie to tekst znakomity. Jednak nawet znakomitość blednie, gdy jej sensem jest dopowiedzenie historii arcydzieła. Ta książka ma sens tylko zestawiona z Hyperionem i to do jego czytelników jest adresowana. Obawiam się jednak, że różnice między nimi są tak daleko posunięte, że wielu z nich może być lekturą rozczarowanych – nawet jeśli obiektywnie Upadkowi niczego oprócz samodzielności nie brakuje. Wciąż jest to świetnie napisane, pomysłowe science fiction. I do takiego podejścia wszystkich zachęcam.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz