piątek, 14 października 2016

Deadpool. Dobry, zły i brzydki – Brian Posehn, Gerry Duggan, Scott Koblish, Declan Shalvey - komiksowa recenzja z Szortalu


Pół żartem, pół serio

Przy okazji recenzowania Łowcy dusz – drugiego tomu Deadpoola w linii Marvel Now! – zwróciłem uwagę, że w porównaniu z albumem otwierającym serię pisaną przez Briana Posehna i Gerry’ego Duggana widać wyraźną tendencję zwyżkową. Dobry, zły i brzydki wpisuje się w ten trend, nawet jeśli momentami prezentuje nieco zaskakujące podejście do postaci Deadpoola (a może właśnie dzięki temu?).

Album składa się z dwóch odrębnych historii, wyraźnie się od siebie różniących. Pierwsza z nich jest bardzo zbliżona do tej, która otwierała tom drugi – jako punkt wyjścia przyjmując stylizowaną retrospekcję. Tym razem scenarzyści zabierają Deadpoola w lata 70., gdzie ten wplątuje się w aferę z udziałem duetu Power Man i Iron Fist, a także tajemniczego Białego Człowieka. Znów świetną robotę wykonuje odpowiedzialny za warstwę graficzną Scott Koblish wspomagany przez kolorystę Vala Staplesa. Powraca więc stylizacja na komiks z epoki, na co składają się zredukowane, czasem się „rozjeżdżające” kolory, specyficzna kreska, „ubrudzone”, pożółkłe strony, traktowana z przymrużeniem oka odredakcyjna narracja  i ewidentny klimat retro – wszystko to wpisuje się w szalony klimat serii. I podobnie jak poprzednio, także i ta historia ma swoją konkluzję w czasach współczesnych. Czuć tu mnóstwo twórczego luzu, bez trudu dostrzec można przerysowanie epoki. Dobrze wypadają też relacje między postaciami i oczywiście (jak na Deadpoola przystało) mamy mnóstwo swobodnego humoru. W skrócie zgrabna, może niewymagająca, ale z pewnością zabawna historyjka.


I tu przychodzi zaskoczenie, bo zasadnicza część albumu (pięć z siedmiu składających się nań zeszytów) to opowieść prezentująca dość nietypowe podejście do postaci Najemnika z Nawijką i opowieści obsadzających go w roli głównej. Wyraźnie poważniejsza, kilkuzeszytowa opowieść eksplorująca przeszłość Deadpoola. Jak się okazuje, ktoś bezustannie bohatera śledzi, a krótkie śledztwo pozwala znaleźć powiązania z programem superżołnierza. Nietrudno się domyśleć, że sprawa łączy się też poniekąd z Wolverinem i Kapitanem Ameryką, którzy szybko zostają w intrygę wplątani. Nieco zaskakuje fakt, że historia uderza w nieco poważniejszy ton i stanowi dowód na to, że Deadpool  (jako tytuł)  nie musi być sprowadzony do roli co najwyżej zbioru one-linerów i obscenicznych gagów okraszonych sporą ilością przemocy, gościnnych występów, czy łamania „czwartej ściany”. Oczywiście typowe poczucie humoru wciąż tu jest. Nie ma czego się obawiać – Deadpool jest jak zazwyczaj wyszczekany i obsceniczny, zabawny. Scenarzyści puszczają oko do czytelnika umiejscawiając akcję w dość zaskakującym punkcie na Ziemi, czy też wprowadzając jeszcze jedną supergrupę… choć niekoniecznie w sposób jakiego ktokolwiek by się mógł spodziewać. W zasadzie jedyne, co można zarzucić scenariuszowi, to średnio wiarygodnie przedstawiony antagonista, choć jest to element, który niknie w zestawieniu z innymi, jak najbardziej pozytywnymi fragmentami tej historii.

Na plus zasadniczej części Dobrego, złego i brzydkiego można zapisać też rysunki… z drobnym zastrzeżeniem. Zasadniczo styl Declana Shaveleya jest bardzo prosty, wręcz szkicowy. Prawie wszystko wygląda jednak świetnie. No właśnie… prawie. Cap okazuje się bowiem być jakimś pechowym wyjątkiem. Na większości rysunków wygląda po prostu źle, koślawo.  Jak jednak wspomniałem, na szczęście to wyjątek. Dominują klimatyczne kadry i całkiem niezłe kolorowanie, tym razem dzieło Jordiego Bellarie’a, unikające zbędnej pstrokacizny (co jak na Deadpoola także jest raczej nietypowe).

Dobry, zły i brzydki to zaskakująco dobry komiks, pokazujący jak zróżnicowaną, nieoczywistą  postacią może być Deadpool w rękach scenarzystów. W pewnym sensie mamy tu dwie wyprawy w przeszłość: pierwszą, szaloną retrospekcję z przymrużeniem oka i drugą, nieco poważniejszą i mroczniejszą. Gdy połączymy to z klasycznym dla tego tytułu humorem, niezłymi rysunkami i licznymi gościnnymi występami, można oczekiwać, że trzeci album serii okaże się rynkowym hitem. Tym bardziej, że po sukcesie filmu czytelnicy zdają się wykazywać głód Deadpoola i są gotowi przygarnąć wszystko z udziałem tej postaci. No to (trochę dla odmiany po np. Thunderbolts Waya) dostaną naprawdę niezłą rzecz – prawdopodobnie najlepszy komiks z udziałem Najemnika z Nawijką wydany w Polsce do tej pory.

5/6

PS. Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...