Recenzując niedawno drugi tom Trylogii Pustki Petera F. Hamiltona
zaznaczałem, że mamy do czynienia ze space operą nietypową, będącą w
większym stopniu opowieścią fantasy niż klasyczną historią dziejącą się
w kosmicznej scenerii. Jakby dla przeciwwagi tym razem chciałbym
przyjrzeć się space operze wręcz definicyjnej… a w zasadzie dwóm space
operom. MAG zaserwował bowiem czytelnikom wznowienie klasycznego cyklu Stephena R. Donaldsona i idąc za sugestią samego autora, połączył dwa pierwsze tomy Skoków w jednej książce. Co zresztą okazuje się być zabiegiem ze wszech miar sensownym i uzasadnionym. Krótki Skok w konflikt: prawdziwa historia okazuje się bowiem być zaledwie preludium do właściwego cyklu. Dopiero w Skoku w wizję: zakazanej wiedzy historia nabiera pełniejszego wyrazu.
środa, 19 grudnia 2012
środa, 5 grudnia 2012
Córka żelaznego smoka. Smoki Babel - Michael Swanwick - recenzja z portalu Fantasta.pl
Właściwie od samego początku serii Uczta Wyobraźni wśród autorów, których teksty mogłyby się pod tym szyldem ukazać, wymieniany był Michael Swanwick. I choć pierwotnie mowa była raczej o nagrodzonych Nebulą Stacjach przypływu (może się jeszcze doczekam), koniec końców ukazały się dwie inne powieści tegoż autora – osadzone w tym samym świecie Córka żelaznego smoka i Smoki Babel.
Choć są to teksty zawarte w jednej okładce i dzielące uniwersum,
okazują się jednak być różne – odrębne i wyraźnie od siebie odmienne.
To, co dla nich wspólne, to przede wszystkim wymykająca się
klasyfikacjom konwencja. Swanwick serwuje nam coś, co na siłę
można by określić jako fantasy, w którym magia i stworzenia rodem z
baśni egzystują w świecie pełnym elementów technologii i kultury
charakterystycznych dla znanej nam współczesności. Świadome, mechaniczne
smoki koegzystują tu z ludzkimi mieszańcami, elfami, krasnoludami,
duchami i trollami, a bohaterowie studiują alchemię, używają komórek,
czy też przechadzają się po centrach handlowych. Nad wszystkim unosi się
duch twórczości Jacka Vance’a, co tylko dobrze o autorze świadczy. Obie
powieści wydane w tym obszernym tomie charakteryzuje świetny styl –
elastyczny i malowniczy, przesycony dyskretnym, przewrotnym poczuciem
humoru. Nic, tylko pogrążyć się w lekturze.
Etykiety:
5/6,
6/6,
Córka żelaznego smoka,
fantasy,
MAG,
Michael Swanwick,
New Weird,
polecanki,
Smoki Babel,
Uczta Wyobraźni
piątek, 16 listopada 2012
Krokodylowa skała - Lucius Shepard - recenzja z portalu Fantasta.pl
Kiedy kilka miesięcy temu miałem okazję przyjrzeć się bliżej Smokowi Griaule,
byłem bardzo zadowolony z faktu zwrócenia uwagi polskich wydawców na
twórczość jednego z najważniejszych amerykańskich autorów niebanalnej
fantastyki, a mianowicie Luciusa Sheparda. Tym większa była moja radość, gdy w planach wydawniczych Solarisu pojawił się zbiór najlepszych opowiadań autora Zielonego kocura diabła,
z których zdecydowana większość to teksty, które zdobyły bądź były
nominowane do najważniejszych nagród fantastycznych. Minęło kilka
miesięcy i Krokodylowa skała trafiła do rąk szerszej publiczności. Muszę przyznać, że na zapoznanie się z jej zawartością czekałem bardzo niecierpliwie.
wtorek, 13 listopada 2012
Elsenborn - Piotr Langenfeld - recenzja z Portalu-Historyczno Wojskowego www.phw.org.pl
Przyglądając się polskiemu rynkowi historyczno-militarnej beletrystyki można zauważyć coraz wyraźniejsze zainteresowanie rodzimych autorów tworzeniem literatury trafiającej w gusta zarówno zdeklarowanych pasjonatów historii i militariów, jak i czytelników po prostu poszukujących dobrej rozrywki. Obok historii alternatywnych, technothrillerów, czy sięgających po niezbyt skomplikowaną koncepcyjnie fantastykę tekstów Vladimira Wolffa, Marcina Ciszewskiego lub Marcina Gawędy pojawiły się zatem całkiem niezłe, typowe powieści historyczne autorstwa Tomasza Stężały czy Marka Czerwińskiego. Do tego grona można zaliczyć także najnowszą książkę Piotra Langenfelda zatytułowaną Elsenborn.
Etykiety:
3/6,
Ardeny,
Elsenborn,
Ender,
historia,
militaria,
Piotr Langenfeld,
powieść historyczna,
powieść wojenna,
Warbook,
wojna,
www.phw.org.pl
czwartek, 1 listopada 2012
Pustka: Czas - Peter F. Hamilton - recenzja z portalu Fantasta.pl
Długo, bo około dwa lata, przyszło nam czekać na kontynuację wydanej u nas 2010 roku Pustki: Snów Petera F. Hamiltona.
Jakkolwiek by nie oceniać polityki wydawniczej MAGa (bo jest ona mocno
uzależniona od coraz wyraźniejszych perturbacji rynku księgarskiego),
trzeba przyznać, że jest to okres dość znaczny, na pewno na tyle
istotny, że wielu czytelników zdążyło już trochę o Trylogii Pustki
zapomnieć. Wydaje się jednak, że miłośnicy space opery mają okres
posuchy już za sobą, przynajmniej na jakiś czas. Kilka propozycji z
Almazu i Fabryki Słów, zbliżające się wznowienia powieści Donaldsona,
wreszcie dwie powieści Hamiltona właśnie powinny zaspokoić
apetyty nawet bardzo wymagających miłośników kosmicznej konwencji. Jedną
ze wspomnianych powieści Brytyjczyka jest długo oczekiwana kontynuacja Pustki: Snów, czyli Pustka: Czas. Tyle, że sprowadzenie tej książki do typowej space opery byłoby po prostu zupełnie nietrafione.
Etykiety:
4/6,
fantasta.pl,
fantasy,
MAG,
Peter F. Hamilton,
Pustka: Czas,
science-fiction,
sf,
space opera,
Trylogia Pustki
wtorek, 23 października 2012
Ognie niebios - Robert Jordan - recenzja z portalu Fantasta.pl
Ognie niebios Roberta Jordana przez dość długi czas
stały mi kością w czytelniczym gardle. Najpierw, gdy po wielu latach od
zapoznania się z pierwszymi tomami „Koła czasu” dobrnąłem
wreszcie do rzeczonej książki, okazało się, że jest ona kompletnie
niedostępna. No nic, zacisnąłem zęby i udałem się do biblioteki (o dziwo
w głównej bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego posiadali oba tomy
pierwszego polskiego wydania), wypożyczyłem… Po czym po kilkunastu
stronach odpadłem. Po kilku miesiącach podjąłem decyzję o kolejnym
podejściu. Tym razem skończyło się na wypożyczeniu. Koniec końców temat
upadł na dłuższy czas, przynajmniej do momentu wydania przez Zysk
nowego, pełnego wydania feralnej dla mnie powieści. I choć sam nie
mogłem się jakoś zebrać do kupna tego opasłego, aczkolwiek niezbyt
pięknego tomu, na pomoc przyszła moja niezawodna żona, fundując mi Ognie niebios
na imieniny. Mimo wszystko, wciąż okazywały się być one książką w
pewnym sensie pechową – zanim zabrałem się za lekturę, minęło kilka
miesięcy, samo zaś czytanie to kilka podejść rozłożonych na praktycznie
całe lato. Długo, nawet bardzo, jak na moje czytelnicze zwyczaje. No ale
wreszcie się udało, czas zatem podzielić się tym, co z lektury piątego
tomu „Koła Czasu” wynika.
Etykiety:
3/6,
fantasy,
Koło Czasu,
Ognie niebios,
Robert Jordan,
Zysk i s-ka
poniedziałek, 15 października 2012
Operacja Pętla - Vladimir Wolff - recenzja z portalu Fantasta.pl
Kilka tygodni temu miałem okazję zapoznać się z Kryptonimem Burza Vladimira Wolffa
– napisaną z militarnym zacięciem historią alternatywną prezentującą
opowieść o wybuchu fikcyjnego konfliktu miedzy Polską a Związkiem
Sowieckim w roku 1941. Choć trudno nazwać wspomnianą powieść
arcydziełem, niewątpliwie stanowi ona atrakcyjną pozycję dla miłośników
literatury sytuującej się na przecięciu militarnej literatury akcji,
fikcji historycznej i czysto rozrywkowej fantastyki. Dość powiedzieć, że
lektura tomu otwierającego cykl „Odległe rubieże” wywołała u mnie
pewien niedosyt. Kiedy jednak zobaczyłem pierwsze zapowiedzi kontynuacji
Kryptonimu Burza z doskonałą ilustracją okładkową autorstwa
Grzegorza Nawrockiego na czele, mój czytelniczy apetyt wzrósł w stopniu,
którego wręcz się nie spodziewałem. Jednym z głównych tematów Operacji Pętla – bo taki tytuł nosi najnowsza powieść Wolffa – miały być bowiem działania wojenne na morzu. Ja zaś, wychowany na książkach Jerzego Pertka (jego Morze w ogniu
czytałem niezliczoną ilość razy), Edmunda Kosiarza czy Zbigniewa
Flisowskiego na samą myśl o wykorzystaniu w powieści motywu polskiej
Marynarki i widząc piękny rysunek ORP Gryf prowadzącego do walki zespół
niszczycieli, po prostu nie mogłem się powstrzymać przed sięgnięciem po
tę powieść. Jakoś tak się bowiem składało, że przez pisarzy-fantastów
temat polskich marynarzy nigdy specjalnie wykorzystany nie był (no, może
poza Darkiem Domagalskim i jego wesołymi podwodniakami), a szkoda, bo
morską historię mamy piękną i chlubną, a i znalazłoby się sporo
materiału do wykorzystania przez twórców. No cóż – już na starcie Wolffowi
udało się zatem zapunktować – po raz kolejny trafił bowiem w ciekawą i
atrakcyjną lukę na polskim rynku wydawniczym. Pytanie tylko, co z tego
wynikło?
Etykiety:
3.5/6,
historia alternatywna,
Odległe rubieże,
Operacja Pętla,
Polska,
powieść wojenna,
Vladimir Wolff,
Warbook,
wojna
wtorek, 2 października 2012
Herosi - antologia - przedpremierowa recenzja z portalu Fantasta.pl
Figurę bohatera możemy bez wątpienia uznać za jeden z najtrwalszych
elementów kultury Zachodu. Charakterystyczny dla tradycji starożytnej
Grecji kult herosów na przestrzeni wieków przyjmował różne formy,
przeobrażał się i modyfikował, wciąż jednak będąc identyfikowalnym jako
wyraźny trop kulturowy. Od Illiady, przez średniowieczne legendy,
sagi i eposy rycerskie, aż po współczesną kulturę popularną z
komiksowymi superbohaterami i książkowymi barbarzyńcami na czele herosi
znajdowali swe miejsce w twórczości, a sama postawa heroiczna często
była uważana za cnotę. Atrakcyjność i wymowność postaci bohatera wydają
się być w miarę oczywiste – oto mamy osobę unikatową, inną, zwykle
lepszą niż otaczający ją tłum – zdolną rzucić wyzwanie wszelkim
przeciwnościom, bez względu na to, czy to bogowie, napierające hordy
wroga czy też złowieszcze plany superzłoczyńców. Postać bohatera nosi w
sobie charakterystyczne pęknięcie, czyniące z niej tak nośny symbol,
chętnie wykorzystywany przez twórców. Herosi są niezwykli i podziwiani,
lecz z dokładnie tego samego powodu są odrzucanymi outsiderami –
porządek życia bohatera jest niewspółmierny z porządkiem życia zwykłych
ludzi. Ta sama wyjątkowość, która ich nobilituje, a czasem wręcz każe
stawiać ich za wzór, równolegle wyklucza wszelką „normalność”. To
właśnie ten paradoks wydaje mi się sednem konwencji heroicznej. Epickość
(na czymkolwiek by nie bazowała), często utożsamiana z heroizmem, jest
zatem wtórna. Szczególnie, że w naszej kulturze równolegle istnieje
przecież inny niż „grecko/rycersko/superbohaterski” model heroizmu – ten
mający swoje korzenie w chrześcijańskim kulcie świętych męczenników –
gdzie bohaterskie czyny są raczej ukryte, niezauważane, inny jest także
model ego bohatera. Wspomniane pęknięcie jest jednak obecne w obu tych
schematach, i to na nie postanowiłem zwracać baczniej uwagę, czytając
kolejną z wydanych przez Powergraph antologii – tę opatrzoną krótkim,
acz wymownym tytułem Herosi. Tego typu tematyczne zbiory
opowiadań mają to do siebie, że zwykle autorzy zawartych w nich tekstów
starają się mocno nagimnastykować, aby podejść do przewodniego motywu w
sposób oryginalny lub co najmniej zaskakujący. W przypadku tej antologii
miałem co prawda pewne obawy, okazały się one jednak zupełnie
nietrafione.
środa, 26 września 2012
Kryptonim Burza - Vladimir Wolff - recenzja z portalu Fantasta.pl
Jeśli komuś zdarzyło się czytać jakieś z moich recenzji (lub np.
zaglądać na bloga) to pewnie zdążył się zorientować, że historie
alternatywne są jedną z moich ulubionych konwencji fantastycznych. Dają
ogromne pole do dywagacji historiozoficznych, wykorzystując w pełni
dobrze opisane realia. Ot, takie gdybanie w świecie znanym z
podręczników historii… tylko trochę innym. Stąd też moje zainteresowanie
wzbudziła opublikowana w lubianej przeze mnie serii WarBook powieść
zatytułowana Kryptonim Burza, autorstwa znanego choćby z Piasków Armagedonu Vladimira Wolffa. Na pierwszy rzut oka widać, czego można się spodziewać – w przeciwieństwie do dzieł takich jak Człowiek z Wysokiego Zamku czy Burza
tutaj nacisk położony jest na militaria i działania wojenne. W końcu
seria do czegoś zobowiązuje. Nacieszywszy oczy świetną okładką, zabrałem
się zatem do lektury.
Etykiety:
3.5/6,
Ender,
historia alternatywna,
Kryptonim Burza,
Odległe rubieże,
Polska,
powieść wojenna,
Vladimir Wolff,
Warbook,
wojna
czwartek, 6 września 2012
Gniew smoka - Margaret Weis, Tracy Hickman - recenzja z portalu Fantasta.pl
Tekst poniższy jest historią lekkiego czytelniczego zawodu. A było to tak: poprzednie tomy cyklu Dragonships uznałem za całkiem niezłe. Mimo przyjęcia przez znany (z lubieniem to już bywa różnie) duet autorski składający się z Margaret Weis i Tracy’ego Hickmana formuły lekkiego, momentami wręcz naiwnego fantasy, w odrobinę kiczowaty sposób posługującego się popularnym wizerunkiem wikingów, poprzednie powieści – Smocze kości i Tajemnica smoka broniły się całkiem nieźle. Po prostu, mimo wszystkich wad potrafiły skutecznie wciągnąć, a sama lektura przebiegała szybko i względnie bezboleśnie. Minęło mniej więcej 1,5 roku i Rebis zaprezentował polskim czytelnikom trzeci tom cyklu, zatytułowany Gniew smoka. Trzeba przyznać, że (jak na warunki polskiego rynku) tempo wydania całkiem niezłe, gdyż w Stanach pozycja ta premierę miała pod koniec kwietnia tego roku. Jest tylko jeden zasadniczy problem – to nie jest dobra książka. Po prostu. Zdecydowana większość czytelników, szczególnie ta, którym seria Dragonships jest obca, może sobie dalszą lekturę niniejszej recenzji po prostu odpuścić. Szkoda na nią czasu, tak samo jak na tę książkę.
Etykiety:
2/6,
Dragonships,
fantasy,
Gniew smoka,
heroic fantasy,
Margaret Weis,
Rebis,
Tracy Hickman
niedziela, 19 sierpnia 2012
451° Fahrenheita - Ray Bradbury - recenzja z portalu Fantasta.pl

Do recenzowania klasyki zawsze podchodziłem z pewną nieśmiałością. No bo jak to? Ja, może nie gołowąs, ale jednak osoba, która jeszcze wiele przeczytać powinna, ma się porywać na ocenianie dzieła uznanego, czasem wręcz uwielbianego przez kolejne pokolenia czytelników? Na książkę, która mimo kolejnych dekad wciąż znajduje odbiorców poruszonych przedstawioną w niej wizją? No cóż, choć czytelniczej buty we mnie mniej niż pokory przed klasyką, postanowiłem jednak podjąć to wyzwanie, zadając sobie (po raz kolejny) proste pytanie: na ile dzieło literackie sprzed kilkudziesięciu lat jest w stanie obronić się w oczach współczesnego czytelnika? Czy wciąż jest ono aktualne? Czy wciąż porusza, wzbudza emocje? Wreszcie, czy sam sposób, w jaki tekst jest napisany, jest „strawny” w dzisiejszych czasach? Pytania te wydały mi się tym ważniejsze, że książką, której przyjrzałem się bliżej, było 451° Fahrenheita zmarłego niedawno Raya Bradbury’ego – pozycja uznawana za kanoniczną nie tylko na gruncie fantastyki, ale także dla całej współczesnej literatury amerykańskiej.
Etykiety:
451° Fahrenheita,
5.5/6,
antyutopia,
dystopia,
klasyka,
polecanki,
Ray Bradbury,
Solaris
piątek, 27 lipca 2012
Cienie spoza czasu - antologia opowiadań w hołdzie H.P. Lovecraftowi - recenzja z portalu Fantasta.pl
Muszę przyznać, że na antologię Cienie spoza czasu czekałem niecierpliwie, co nie zdarzyło mi się w związku z żadną z książkowych premier ostatnich miesięcy. Niby pomysł nienowy – było już na polskim rynku choćby Dziedzictwo Lovecrafta(z którego kilka tekstów pojawia się także w wyborze zaproponowanym przez wydawnictwo Dobre Historie), czy teżPrzejście, w którym ze spuścizną Samotnika z Providence zmierzyli się rodzimi autorzy. Wydaje się jednak, że specyficzne podejście do literatury, podejmowane tematy, a przede wszystkim ogromy wpływ Lovecrafta na współczesną kulturę masową czynią z jego twórczości nieustające źródło inspiracji dla kolejnych pokoleń twórców, jednocześnie stanowiące źródło rozrywki dla coraz to nowych czytelników. Choć moja osobista fascynacja Mitami Cthulhu należy już raczej do przeszłości, zaproponowany przez wydawcę zestaw autorów (jakoś nigdzie udało mi się dopatrzyć, kto personalnie odpowiadał za wybór składających się na antologię tekstów) intrygował obecnością choćby Alana Moore’a czy Gene’a Wolfe’a. Mój apetyt na tę antologię wzrósł jeszcze bardziej po lekturze obu numerów wydawanego przez Dobre Historie pisma „Coś na Progu” próbującego poruszać ubraną w pulpową otoczkę tematykę z pogranicza grozy i kryminału. Kiedy więc dostałem informację, że mogę dostać Cienie… w swoje ręce, odwołałem wszystkie plany na najbliższe dwa dni, odebrałem książkę, po czym oddałem się lekturze.
Etykiety:
4.5/6,
Alan Moore,
antologia,
Dobre Historie,
Edward Lee,
Gene Wolfe,
Graham Masterton,
groza,
H.P. Lovecraft,
horror,
Kim Newman,
Mity cthulhu,
opowiadania
środa, 11 lipca 2012
Luke Skywalker i cienie Mindora - Matthew Stover - recenzja

Etykiety:
3/6,
Amber,
Luke Skywalker i cienie Mindora,
Matthew Stover,
Star Wars
środa, 4 lipca 2012
Coś na progu – nr 2, 2012 – recenzja
Przez niemal trzydzieści miesięcy
działalności tego bloga na jego łamach pojawiały się recenzje płyt, filmów,
książek w przeróżnych konwencjach, nie zdarzyło mi się jednak opublikować
recenzji czasopisma. Czas zatem nadrobić zaległości i zaproponować COŚ nowego.
To COŚ jest nowe nie tylko dlatego, że jest pismem, które niedawno zaczęło się
ukazywać ,czy też dlatego, że recenzje czasopism dotąd nie pojawiały się na
łamach RYBIEUDKA blog. Nowe jest także to, że (i tu następuje konstatacja
zaskakująca także dla mnie) na wspomniane łamy stosunkowo rzadko przebijały się
pozycje utrzymane w konwencji grozy i kryminału. Czas zatem, aby „Coś na progu”
wniosło pewien powiew świeżości.
Etykiety:
4.5/6,
Coś na progu,
czasopismo,
Dobre Historie,
groza,
kryminał,
recenzja,
retro
niedziela, 24 czerwca 2012
Gambit - Michał Cholewa - recenzja z portalu Fantasta.pl
Kilka miesięcy temu, gdy wydawnictwo Ender zaprezentowało zapowiedzi
książek mających ukazać się w popularnej serii WarBook, nieco się
zdziwiłem. Wyglądało bowiem na to, że szykuje się wyraźna stylistyczna
wolta w profilu książek sygnowanych logo z orłem. Wśród klasycznych
pozycji z gatunku wojennej political fiction lub lekko przyprawionej
fantastyką powieści historycznej pojawiły się bowiem propozycje w
konwencjach w pełni fantastycznych – historii alternatywnej i militarnej
science fiction. Tę drugą reprezentować miała debiutancka powieść Michała Cholewy – syna świetnie znanego w Fandomie tłumacza Piotra W. Cholewy. Gambit
– bo taki tytuł nosi rzeczona powieść, zainteresował mnie przede
wszystkim ze względu na fakt, iż pamiętałem całkiem przyzwoite,
humorystyczne opowiadanie Cholewy Juniora opublikowane w jednym z
numerów „Science Fiction, Fantasy i Horror”. Styl autora, który znałem z
tamtego tekstu, jakoś nie do końca grał mi z konwencją pełnowymiarowego
debiutu. Kiedy więc pojawiła się okazja aby zrecenzować najnowszą
pozycję z serii WarBook, nie zastanawiałem się ani chwili.
Etykiety:
4/6,
Ender,
fantasta.pl,
Gambit,
Michał Cholewa,
militaria,
militarna science-fiction,
polecanki,
science-fiction,
Warbook,
wojna
środa, 20 czerwca 2012
Piaski Armagedonu – Vladimir Wolff – recenzja audiobooka

Etykiety:
4.5/6,
audiobook,
audioteka.pl,
Bliski Wschód,
Ender,
militaria,
political-fiction,
Polska,
thriller,
Vladimir Wolff,
Warbook,
wojna
niedziela, 17 czerwca 2012
Miraż - Zbigniew Wojnarowski - recenzja z portalu Fantasta.pl
Historia Polski XX wieku jest trudna, złożona, znaczona pamięcią
wydarzeń wspaniałych i podniosłych, ale zarazem także tych tragicznych i
wstydliwych. Wydawałoby się – idealny materiał dla literatów. I
istotnie, tekstów osadzonych w realiach poprzedniego stulecia powstaje
bez liku – wszystkie mniej lub bardziej rozliczeniowe, komentujące,
gloryfikujące… czasem nawet drążące poszczególne problemy. Co ciekawe,
rzadko przekrojowe. „Ciekawe” nie znaczy jednak „dziwne”. Wydaje się, że
próba spójnego, przekrojowego przebrnięcia przez cały wiek XX byłaby
wyzwaniem dość karkołomnym, narażonym na zbytnie uproszczenia i
powierzchowność. Mimo to wyzwanie zostało podjęte przez Zbigniewa Wojnarowskiego,
a jego rezultat opublikowano w znakomitej, firmowanej logo Narodowego
Centrum Kultury serii Zwrotnice Czasu. Muszę przyznać, że wiele
obiecywałem sobie po Mirażu (tak bowiem zatytułowana jest książka Wojnarowskiego),
jego fragmenty były bowiem publikowane w „Nowej Fantastyce” i
„Fantastyce – Wydaniu Specjalnym” i przynajmniej jeden swego czasu z
nich zainteresował mnie ponadprzeciętnie. Tym bardziej, że i forma Mirażu
jest formą nietypową – niby zbiór opowiadań, ale jednak poszczególne
teksty stanowiące wycieczkę przez rodzimą historię są ze sobą wyraźnie
powiązane. Tym, co spaja dzieło Wojnarowskiego w całość, jest motyw kina Miraż i współczesna (meta?)fabuła, w którą wplecione zostają opowieści snute przez dawnego biletera.
Można mówić o dwóch podstawowych warstwach Mirażu: literackiej i historycznej. W tej pierwszej nietypowa powieść (bo to chyba jest najwłaściwsze określenie tej książki) Wojnarowskiego jest bardzo mocno zakorzeniona w tradycji opowieści niesamowitych i horroru. Autor doskonale gra poczuciem rzeczywistości, potrafiąc świetnie, może trochę po dickowsku, zamazać granice między tym, co realne a tym, co urojone. W tym sensie kolejnego znaczenia nabiera tytuł książki – poszczególne historie, oniryczne na granicy koszmarnego snu i przygnębiającej jawy nie pozwalają się wyzwolić spod przemożnego wrażenia wszechogarniającej ułudy. Tak bohaterowie, jak i czytelnik gubią się, goniąc za tym, co nie dość, że nierealne, to ostatecznie zgubne. Tekst jest przesycony kinową estetyką i metaforyką, widać w nim spójność koncepcji i konsekwencję w posługiwaniu się pewnymi motywami. Co więcej, sposób w jaki one powracają, czasem w zupełnie niespodziewanych momentach, robi naprawdę dobre wrażenie. Tym bardziej, że w warstwie językowej Wojnarowski także pokazuje sporo klasy. Ciekawa, dopracowana fraza, a także, co tak ważne w konwencji grozy, świetnie budowany nastrój powodują, iż czyta się Miraż doskonale. Pod względem „warsztatowym” jest to powieść na bardzo wysokim poziomie.
Równie ciekawie jest w warstwie historycznej. Jak zaznaczyłem wcześniej – Wojnarowski wziął się za barki ze spuścizną dwudziestowiecznej polskiej historii. Wyruszamy więc w podróż przez kolejne dekady od lat trzydziestych począwszy. Ścierają się tu dwa porządki – porządek trwania reprezentowany przez przeklęte kino i porządek zmiany. Trudno orzec, czy autor wybrnął z trudnego zadania oddania klimatu poszczególnych dziesięcioleci – do pewnego momentu jest naprawdę znakomicie, jednak poszczególne dekady doby komunizmu – mimo szumnych deklaracji przytaczanych w posłowiu pióra Macieja Parowskiego – nieco się zlewają w straszący postacią ubeka monolit. Fakt, ubek ubekowi nierówny, strach strachowi takoż, ale jednak pewne wrażenie nie do końca osiągniętego zamierzenia pozostaje. Nie znaczy to jednak, że poszczególne teksty są do siebie podobne – bynajmniej. Poza warstwą nadnaturalną „dreszczyk” w tych opowieściach jest dreszczem przerażającej historii – nieodmiennie tragicznej, przynajmniej dla bohaterów. U Wojnarowskiego próżno szukać happy endu, łatwiej już o historyczną jednoznaczność, wręcz pryncypialność. W tym sensie Miraż wpisuje się w nurt prozy rozliczeniowej, piętnującej i przypominającej o tragediach przyszłości… i ludziach, którzy się do nich przyczynili. Z tym, że w przeciwieństwie do większości podobnie pomyślanych utworów babrzących się z lubością w brudach historii, u Wojnarowskiego brak czarno-białych podziałów. To znaczy czerni jest pod dostatkiem, tyle że zamiast bieli dostajemy mnóstwo ciemnej szarości.
Choć historię piszą zwycięzcy, z prozy Wojnarowskigo przebija smutna refleksja, że prawdziwych zwycięzców jakby brak – można się z nim zgadzać lub nie, trzeba jednak przyznać, że Miraż jest dziełem bez wątpienia godnym uwagi. Owszem, także ze względu na sposób, w jaki autor podszedł do rodzimej historii, choć jeśli ktoś ma już serdecznie dość rozgrzebywania dawnych krzywd, to raczej ta warstwa go znuży lub wręcz zirytuje. Ale powieść ta jest po prostu świetnym kawałkiem literatury grozy – bez historycznych podtekstów i całej patriotyczno-martyrologicznej otoczki – subtelnym, ale zarazem sugestywnym, trzymającym w napięciu, ale i pozwalającym smakować frazę, a przede wszystkim doskonale grającym emocjami, przesyconym tajemnicą, którą warto zechcieć zgłębić. To czy w starym, zatopionym kinie znajdzie się odpowiedź, jest już osobną kwestią.
Można mówić o dwóch podstawowych warstwach Mirażu: literackiej i historycznej. W tej pierwszej nietypowa powieść (bo to chyba jest najwłaściwsze określenie tej książki) Wojnarowskiego jest bardzo mocno zakorzeniona w tradycji opowieści niesamowitych i horroru. Autor doskonale gra poczuciem rzeczywistości, potrafiąc świetnie, może trochę po dickowsku, zamazać granice między tym, co realne a tym, co urojone. W tym sensie kolejnego znaczenia nabiera tytuł książki – poszczególne historie, oniryczne na granicy koszmarnego snu i przygnębiającej jawy nie pozwalają się wyzwolić spod przemożnego wrażenia wszechogarniającej ułudy. Tak bohaterowie, jak i czytelnik gubią się, goniąc za tym, co nie dość, że nierealne, to ostatecznie zgubne. Tekst jest przesycony kinową estetyką i metaforyką, widać w nim spójność koncepcji i konsekwencję w posługiwaniu się pewnymi motywami. Co więcej, sposób w jaki one powracają, czasem w zupełnie niespodziewanych momentach, robi naprawdę dobre wrażenie. Tym bardziej, że w warstwie językowej Wojnarowski także pokazuje sporo klasy. Ciekawa, dopracowana fraza, a także, co tak ważne w konwencji grozy, świetnie budowany nastrój powodują, iż czyta się Miraż doskonale. Pod względem „warsztatowym” jest to powieść na bardzo wysokim poziomie.
Równie ciekawie jest w warstwie historycznej. Jak zaznaczyłem wcześniej – Wojnarowski wziął się za barki ze spuścizną dwudziestowiecznej polskiej historii. Wyruszamy więc w podróż przez kolejne dekady od lat trzydziestych począwszy. Ścierają się tu dwa porządki – porządek trwania reprezentowany przez przeklęte kino i porządek zmiany. Trudno orzec, czy autor wybrnął z trudnego zadania oddania klimatu poszczególnych dziesięcioleci – do pewnego momentu jest naprawdę znakomicie, jednak poszczególne dekady doby komunizmu – mimo szumnych deklaracji przytaczanych w posłowiu pióra Macieja Parowskiego – nieco się zlewają w straszący postacią ubeka monolit. Fakt, ubek ubekowi nierówny, strach strachowi takoż, ale jednak pewne wrażenie nie do końca osiągniętego zamierzenia pozostaje. Nie znaczy to jednak, że poszczególne teksty są do siebie podobne – bynajmniej. Poza warstwą nadnaturalną „dreszczyk” w tych opowieściach jest dreszczem przerażającej historii – nieodmiennie tragicznej, przynajmniej dla bohaterów. U Wojnarowskiego próżno szukać happy endu, łatwiej już o historyczną jednoznaczność, wręcz pryncypialność. W tym sensie Miraż wpisuje się w nurt prozy rozliczeniowej, piętnującej i przypominającej o tragediach przyszłości… i ludziach, którzy się do nich przyczynili. Z tym, że w przeciwieństwie do większości podobnie pomyślanych utworów babrzących się z lubością w brudach historii, u Wojnarowskiego brak czarno-białych podziałów. To znaczy czerni jest pod dostatkiem, tyle że zamiast bieli dostajemy mnóstwo ciemnej szarości.
Choć historię piszą zwycięzcy, z prozy Wojnarowskigo przebija smutna refleksja, że prawdziwych zwycięzców jakby brak – można się z nim zgadzać lub nie, trzeba jednak przyznać, że Miraż jest dziełem bez wątpienia godnym uwagi. Owszem, także ze względu na sposób, w jaki autor podszedł do rodzimej historii, choć jeśli ktoś ma już serdecznie dość rozgrzebywania dawnych krzywd, to raczej ta warstwa go znuży lub wręcz zirytuje. Ale powieść ta jest po prostu świetnym kawałkiem literatury grozy – bez historycznych podtekstów i całej patriotyczno-martyrologicznej otoczki – subtelnym, ale zarazem sugestywnym, trzymającym w napięciu, ale i pozwalającym smakować frazę, a przede wszystkim doskonale grającym emocjami, przesyconym tajemnicą, którą warto zechcieć zgłębić. To czy w starym, zatopionym kinie znajdzie się odpowiedź, jest już osobną kwestią.
5/6
piątek, 25 maja 2012
Burza. Ucieczka z Warszawy '40 - Maciej Parowski - recenzja z portalu Fantasta.pl
Wydawana przez Narodowe Centrum Kultury literacka seria Zwrotnice Czasu,
prezentująca utwory z nurtu historii alternatywnej, w ostatnich latach
przykuła uwagę szerszego grona czytelników, wzniecając wśród nich żywą
dyskusję co najmniej dwukrotnie. Drugim, najbardziej spektakularnym
przypadkiem, był Wieczny Grunwald Szczepana Twardocha, pierwszeństwo jednak miała na tym polu otwierająca serię powieść Macieja Parowskiego Burza. Ucieczka z Warszawy ’40.
Książka ta od samego początku wzbudzała emocje. Po pierwsze, była to
literacka próba poprzedzona sporą przerwą w autorskiej twórczości
człowieka, który jest znany przede wszystkim jako wnikliwy redaktor i
który wśród czytelników „Nowej Fantastyki” cieszy się opinią postaci
wręcz kultowej, najlepszego naczelnego w historii tego pisma. Po drugie,
powieść ta to nie tylko otwarcie nowej serii, ale przede wszystkim
wkroczenie na rynek prężnego i co ważne – niekomercyjnego wydawcy. Po
trzecie, legenda samego projektu – pierwsze koncepcje Burzy pojawiły się bowiem jeszcze na początku lat osiemdziesiątych. Było więc mnóstwo czasu, aby pomysł Parowskiego
nie tylko dojrzał, ale i pojawił się w kilku wcześniejszych
inkarnacjach. Po czwarte wreszcie, intrygował sam pomysł – pokazanie
alternatywnej historii, w której druga wojna światowa w kształcie znanym
z kart podręczników nie miała nigdy miejsca: wojska niemieckie
zatrzymane zostały przez potężne ulewy, niemrawi sojusznicy miast
zrzucać ulotki, włączyli się do walki, Związek Radziecki nigdy nie
wkroczył na terytorium Rzeczypospolitej, wreszcie Berlin został
opanowany, a Hitler pokonany – historia oddała pokłon ludowi znad Wisły i
jego sojusznikom. Piękne, prawda?
poniedziałek, 14 maja 2012
Smocza droga - Daniel Abraham - recenzja z portalu Fantasta.pl
Czasem mówi się, że w fantasy było już wszystko, co tylko być mogło.
Choć w gruncie rzeczy nie zgadzam się z tym stwierdzeniem – jedyne
ograniczenie stanowi bowiem niczym nieskrępowana wyobraźnia autorów i
ewentualna akceptacja ze strony odbiorców – muszę przyznać, że konwencja
ta nie bez powodu cieszy się taką opinią. Znakomita większość pozycji
spod znaku fantasy (literackich, filmowych czy komputerowych) jest
bowiem do bólu schematyczna i sztampowa zarówno pod względem kreacji
świata, jak i konstrukcji fabularnych oraz podejmowanych problemów.
Spowodowało to, przynajmniej w moim przypadku, że od tekstów
reprezentujących ten gatunek oczekuję co najwyżej dobrej rozrywki, bez
specjalnych ambicji artystycznych czy prób rozwinięcia konwencji. Tak
też podszedłem do najnowszej propozycji lubelskiego wydawnictwa Ars
Machina, czyli Smoczej drogi Daniela Abrahama.
Etykiety:
4.5/6,
Ars Machina,
Daniel Abraham,
ekonomia,
fantasta.pl,
fantasy,
George R.R. Martin,
Smocza droga
wtorek, 8 maja 2012
Krzyż Poludnia. Rozdroża - Jakub Ćwiek - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
3.5/6,
Bellona,
historia,
historia alternatywna,
Jakub Ćwiek,
Kłamca,
Krzyż Południa. Rozdroża,
Runa,
steampunk,
superbohater,
wojna,
wojna secesyjna
środa, 18 kwietnia 2012
Fausteria (powieść antyhagiograficzna) - Wojciech Szyda - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
5/6,
Fausteria,
Narodowe Centrum Kultury,
polecanki,
religia,
Wojciech Szyda,
Zwrotnice Czasu
środa, 11 kwietnia 2012
Smok Griaule - Lucius Shepard - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
5.5/6,
fantasta.pl,
fantasy,
Lucius Shepard,
MAG,
mit,
polecanki,
realizm magiczny,
smoki,
Uczta Wyobraźni
środa, 4 kwietnia 2012
Ogrody księżyca - Steven Erikson - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
4.5/6,
fantasta.pl,
fantasy,
high fantasy,
MAG,
Malazańska Księga Poległych,
MKP,
Ogrody księżyca,
Steven Erikson
piątek, 30 marca 2012
Doktor Bluthgeld - Philip K. Dick - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
4/6,
Doktor Bluthgeld,
fantasta.pl,
klasyka,
Philip K. Dick,
postapokalipsa,
Rebis,
Wojciech Siudmak,
wojna
środa, 21 marca 2012
Stan wstrzymania - Charles Stross - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
4.5/6,
Charles Stross,
cyberpunk,
fantasta.pl,
gry,
kryminał,
MAG,
MMO,
polecanki,
science-fiction,
sf,
Stan wstrzymania,
thriller
czwartek, 15 marca 2012
Taniec ze smokami - George R.R. Martin - recenzja

sobota, 10 marca 2012
Nieśmiertelny - Caterynne M. Valente - recenzja
Zwykle jako miłośnik literatury lubię urozmaicać to, co w danym momencie
czytam. Okazuje się zresztą, że nie bez przyczyny. Pozwala to zachować
świeże spojrzenie, uniknąć usilnego poszukiwania utartych schematów, a
co za tym idzie, jest najprostszym zabiegiem umożliwiającym odczytywanie
kolejnych lektur z otwartym umysłem. Tak się jednak złożyło, że
ostatnimi czasy obcowałem głównie z fantasy spod znaku Martina,
Wegnera, Eriksona czy Jordana, przy okazji dość wyraźnie ograniczając
ilość czytanych równolegle opowiadań. No i stało się – w momencie, gdy
postanowiłem sięgnąć po prozę raczej artystyczną niż rozrywkową,
przestawienie się okazało się wcale nie tak łatwe, a lektura wymagała
więcej wysiłku i skupienia, niż się tego spodziewałem. Co nie znaczy, że
nie była tego warta. Książką, o której mowa, jest bowiem najnowsza
propozycja z serii Uczta Wyobraźni, Nieśmiertelny autorstwa Catherynne M. Valente.
Etykiety:
5/6,
baśnie,
Catherynne M. Valente,
fantasta.pl,
fantastyka historyczna,
historia,
MAG,
Nieśmiertelny,
polecanki,
Rosja,
Uczta Wyobraźni
wtorek, 28 lutego 2012
Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza - Robert M. Wegner - przedpremierowa recenzja z portalu Fantasta.pl
Kto jest najbardziej znanym polskim pisarzem fantasy? Albo inaczej, kto z
polskich pisarzy fantasy odniósł największy sukces komercyjny?
Odpowiedź na to pytanie nie powinna nastręczyć specjalnych trudności,
gdyż nawet osoby nie interesujące się specjalnie tym gatunkiem z dużym
prawdopodobieństwem wskażą Andrzeja Sapkowskiego. Co by o nim nie mówić i
nie myśleć, odniósł sukces. A że odniósł go, tworząc literaturę na
naprawdę wysokim poziomie, to chyba nawet lepiej. Tylko dlaczego piszę o
Sapkowskim, w momencie kiedy powinienem się zająć pierwszą
pełnowymiarową powieścią Roberta M. Wegnera? Ano dlatego, że nasuwają się tu pewne skojarzenia. Nie, bynajmniej nie w sferze merytorycznej – tu autorowi Opowieści z meekhańskiego pogranicza
znacznie bliżej choćby do Feliksa Kresa. Świat Sapkowskiego pełen był
magii i specyficznego uroku, jednak to raczej fantasy „klasyczne”,
sięgające do typowych dla tej konwencji elementów i wykorzystujące je w
fabularnej grze pełnej kulturowych nawiązań, wchodzące w specyficzną grę
z czytelnikiem. Czytając Sagę o Wiedźminie, ciągle słychać w tle
ironiczny śmiech jej autora. Z Kresem i Wegnerem sprawa ma się
zupełnie inaczej – to fantastyka dużo bardziej na poważnie, raczej
odchodząca od wizji fantasy jako gatunku „o elfach i krasnoludach”,
a kierująca się w stronę quasi-średniowiecznych historii o ludziach.
Jasne, jest tam magia, są inne rasy, ale to nie one są sednem settingu. Skąd w takim razie te skojarzenia? Ano choćby stąd, że tak Sapkowski, jak i Wegner
przechodzą podobny „pisarski szlak bojowy”. Obaj zaczynali od
publikowanych w czasopismach opowiadań, obaj wydali wreszcie po dwa ich
zbiory, świetnie zresztą przyjęte, obaj zostali nagrodzeni Nagrodą im.
Zajdla, obaj wreszcie postanowili wykorzystać nakreślony przez siebie
świat, tworząc wreszcie pełnowymiarową powieść, przechodzącą potem w
cykl. O Sapkowskim trudno mi się wypowiadać, mam do jego twórczości
niemały sentyment. Dość powiedzieć, że Krew elfów, choć
minimalnie słabsza niż opowiadania, prezentowała poziom znacznie wyższy
niż późniejsze tomy Sagi o Wiedźminie. A jak udało się Wegnerowi?
wtorek, 21 lutego 2012
Extensa - Jacek Dukaj - recenzja
Zacznę od pytania: za co kochamy fantastykę? A może szerzej: za co
kochamy literaturę? Za pomysł, za język, za historie, za możliwość
sięgnięcia gdzieś, gdzie nie da się sięgnąć w żaden inny sposób. No cóż,
pewnie te odpowiedzi są mniej lub bardziej trafne. Można przecież
fantastykę kochać z powodów zgoła innych lub po prostu w żadnej mierze
jej nie kochać. Prawda? Jednak z takich lub innych przyczyn po tego typu
literaturę sięgamy, czytamy…. coś w nas potem zostaje lub nie, czasem
pomyślimy o tym, co czytamy i zastanowimy się, czy czas spędzony na
lekturze nie był czasem straconym. No bo chyba każdemu się zdarzyło
przebrnąć przez opasłe tomiszcze, które, koniec końców, okazało się
rozczarowaniem. A przecież można dokładnie na odwrót. Przykładem
książki, która, choć nikłej objętości, niesie w sobie bardzo wiele, jest
Extensa Jacka Dukaja.
Etykiety:
6/6,
Extensa,
fantasta.pl,
Jacek Dukaj,
Nagroda im. Zajdla,
osobliwość,
polecanki,
posthumanizm,
science-fiction
czwartek, 16 lutego 2012
Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód-Zachód - Robert M. Wegner - recenzja z portalu Fantasta.pl
Z polskim fantasy jakoś zawsze było mi nie po drodze – jeśli miałem
ochotę na literaturę w tej konwencji, zwykle sięgałem po tę z Zachodu. Z
poziomem było różnie, częściej gorzej niż lepiej. I tu tkwi paradoks,
bo na rodzimej fantasy zawiodłem się tylko raz jedyny (przyznać się, ilu
z Was przebrnęło bez zgrzytania zębami przez Śmierć magów z Yara?). Z czytanych przeze mnie rzeczy cykl Sapkowskiego jest co najmniej dobry, opowiadania wręcz wybitne, Król bezmiarów
Kresa jest doskonały, a i inkwizytorskie książki Piekary, choć mniej
klasycznie podchodzą do konwencji, też mogą się momentami podobać. A
jednak sięgałem po tego typu literaturę niezbyt często. Czas przeszły w
poprzednim zdaniu nie jest tu bynajmniej przypadkowy. Powodem stały się
świetne teksty Roberta M. Wegnera, które są dowodem tego, że nad Wisłą i Odrą może powstać fantasy na najwyższym poziomie.
środa, 8 lutego 2012
Nowa wiosna - Robert Jordan - recenzja z portalu Fantasta.pl

Etykiety:
3.5/6,
fantasy,
Koło Czasu,
Nowa wiosna,
Oko Świata,
prequel,
Robert Jordan,
Zysk i s-ka
niedziela, 22 stycznia 2012
Uczta dla wron - George R.R. Martin - recenzja

Subskrybuj:
Posty (Atom)